Nie pomniejszać Wielkiego Iwana
Kiedy w grudniu 1948 roku zapytałem S. Obrazcowa, co sądzi o możliwościach wystawienia "Wielkiego Iwana" na scenach polskich, oświadczył, że obawia się, czy sztuka będzie należycie odczuta i zrozumiana. Obawy te okazały się częściowo słuszne.
Sztuka S. Obrazcowa i S. Preobrażeńskiego "Wielki Iwan" zrodziła się wewnątrz teatru i przeszła tam ciężki poród.
"Nie umiałbym podać - pisze Obrazcow - ilości wybrakowanych scenariuszy, ilości całkowicie napisanych wariantów sztuki, ba, nie tylko napisanych ale i realizowanych".
Celowo, przytoczyłem tę pouczającą dla nas uwagę Obrazcowa dlatego, aby ją przypomnieć zarówno tłumaczowi jak inscenizatorowi polskiemu, gdyż w takich warunkach powstała sztuka jest niewątpliwie zbliżona do możliwie doskonałej formy.
Tymczasem tłumacz polski, doświadczony zresztą reżyser, zapomniał o tym i z nawyku prowadzenia za rączkę początkujących polskich autorów - pokusił się poprawić i co więcej - zmienić niektóre sceny w sztuce S. Obrazcowa i Preobrażeńskiego. Takie tłumaczenia - przeróbki zmieniają ideę nadrzędną sztuki i jej temat.
W oryginale czterej bracia są bezimienni. Tłumacz nadał im imiona. W oryginale wprowadzają autorzy postać ,,sokoła", którego tłumacz przerabia na "złocistego ptaka". Iwan nie zna takich pojęć jak "car", "krzyż", "Bóg", "pop". W tłumaczeniu pominięto te sceny. Gorzej jeszcze, bo dodano Iwanowi wyrazy, których on w oryginale sztuki nie zna. Car ucieka z pałacu przed rewolucją przebrany w czapkę Iwana - scenę taką pominięto w tłumaczeniu. Jako interwenci występują w sztuce Obrazcowa i Preobrażeńskiego zamorscy generałowie, polscy panowie i japońscy samuraje. W tłumaczeniu znajdujemy inne zakończenie, które pozbawione jest uzasadnienia, historycznej prawdy i wymowy.
Takie skurtyzowanie nie powinno mieć tu miejsca, gdyż Obrazcow we wstępie zastrzegł się wyraźnie: "Nie może wejść w spektakl bezkarnie nic postronnego. Nadzwyczajne pomysły, jeśli nie wynikają z treści sztuki i jeśli nie są nieodzowne, zmieniają się tylko w trikarstwo.
Skreślać można tylko to, co leży poza czerwoną linią głównego przedmiotu treści, wstawiać zaś tylko to, co przyczynia się do podkreślenia treści".
Oto treść sztuki: pogodnie i bez troski żyją czterej bracia, na których pracuje i karmi ich Iwan. Uprzykrzyło się Iwanowi życie z tą leniwą gromadą. Zwierzył się braciom, że marzy o tym, aby poznać ludzi z innych krajów, pójść do nich i zaprzyjaźnić się z nimi. Postanowienia Iwana przeraziły czterech braci. Każdy z nich bowiem będzie musiał od jutra sam na siebie pracować, ryby łowić, siać, orać, ogień rozpalać. Postanowili przeto zrobić tak, aby Iwan musiał ich słuchać i na zawsze dla nich pracować. Pomogła im w tych zamiarach żmija, która jadem oślepia podczas snu Iwana - tak, że widzi on tylko na odległość swego ramienia. Bracia za sprawą żmij i zmieniają swój wygląd i stają się panami Iwana. Jeden zostaje carem, inni - kupcem, generałem i popem.
Przebudzony Iwan stwierdza przerażony, że słońca nie widzi. Od popa dowiaduje się, że to car oślepił go. Na pytanie kto to jest car, pop odpowiada, że jest to olbrzym 33 razy większy i silniejszy od Iwana. Dlatego musi cara słuchać, aby nie narazić się na jeszcze większy gniew. Dolę Iwana zmienia sokół, którego Iwan obronił kiedyś przed zębami żmiji. Sokół uświadamia Iwana, że car nie jest ani wielki ani silny. Sokół przynosi po kropli żywą wodę, którą Iwan przemywa oczy. Za każdym zabiegiem poprawia się Iwanowi wzrok i znika lęk z serca. Pop podpatrzył jednak Iwana i donosi carowi, że Iwan może przedrzeć i wyzwolić z ucisku. Car postanawia przyłapać sokoła w sieci śląc równocześnie generała do zamorskich generałów po pomoc.
Zasadzka na sokoła nie udała się i Iwan otrzymał ostatnią kroplę żywej wody, która przywróciła mu pełny wzrok i pozbyła go reszty lęku. Zobaczył wtedy, że car, który usiłuje uciec z pałacu to szmaciana kukła. Chwyta go w mocne garście i potrząsając w górę krzyczy: "Ty jesteś car? To ja się ciebie tak bałem?... w prochu leżałem przed tobą... tyle wieków ci służyłem?". Rozgramia również Iwan obcych interwentów i staje się z tą chwilą ogromnym Wielkim Iwanem - ludem, który zaczyna nowe, lepsze życie.
Reżyser miał niewątpliwie trudne zadanie posługując się tekstem drukowanym w kwartalniku Teatr Lalek Nr 7. Uniknął jednak kilku błędów. Jeśli inscenizatorowi Wilkowskiemu zapisać należy na plus pomysł dźwigania się cerkwi i pałacu za każdym razem gdy Iwan wsypuje zboże do spichrza, o tyle zganić należy fatalny pomysł sceny końcowej, gdy Iwan rujnuje budowle postawione własnymi rękami, zabiera garść zboża i sokoła i idzie w świat. Na scenie pozostaje olbrzymie próchno drzewa dominujące ponad wszystkim. W sztuce operującej przez cały czas symboliką i metaforą takie zakończenie musi wzbudzić u widza pytanie, czy próchno jest ostatecznym wynikiem rewolucji? Jest to błąd, który należy bezwarunkowo poprawić. Zastosowany również przy końcu sztuki film nie "siedzi" w tej sytuacji. Poza tym na filmie widzimy jedynie wojska wilhelmowskie paradujące ze sztandarami, po czym wyskakuje kilka kukiełek, wśród których przeważa grupa w pickelhaubach. Takie ustawienie finału niezgodne jest z historyczną prawdą.
Młody zespół aktorski na ogół wywiązał się bez zarzutu ze swego zadania. Aktor grający żywą postać Wielkiego Iwana miał szczególnie trudne zadanie. Przede wszystkim musiał wyczyniać niemal akrobatyczne sztuki, aby zręcznie omijać otwarte na scenie kanały, w których prowadzone były kukły. Poza tym aktor żywy współgrający z kukłami zdystansowany bywa zazwyczaj przez kukły. W tym wypadku R. Malkowski potrafił dotrzymać kroku postaciom kukłowym i w pierwszych scenach uzyskał ciepły i żywy kontakt ze swymi partnerami - kukłami, aby później w miarę rozwoju akcji znienawidzieć ich i stać się żywą postacią na tle świata kukieł. Radosna pogoda i tony szczęśliwego beztroskiego życia zmieniły się w tragiczny patos, gdy oślepiony przez braci staje się ich niewolnikiem. Kiedy z pomocą sokoła przejrzał i wyzbył się lęku, głos jego staje się głosem buntu. Dobrze to wygrał w scenie, gdy w swe ręce ułapił kukłę cara.
W rolach czterech braci wystąpili: M. Koleśnik (car), W. Pękalski (generał), J. Pękała (kupiec) i M. Szałacki (pop).
Żmiję, symbol zła, ciemnoty i zbrodni odtworzyła N. Brzozowska. Szczególnie silnie wypadła scena, gdy przeistacza braci w cara, generała, kupca i popa.
Postaci sokoła w wykonaniu E. Stanieckiej brakło tej siły, która ma podtrzymać Iwana. W głosie jej czuło się raczej litość niż słowa buntu i otuchy. Dla skontrastowania sokoła ze żmiją wolałbym słyszeć w tej roli męski głos, raczej bohaterski niż liryczny.
Sprzeczać się można również ze scenografem Kilianem, czy potrzebne mu były jako "dekoracje" tak olbrzymie drzewa ustawione na stosunkowo maluśkiej sali. Przecież one wprost tłamszą widzów siedzących na sali. Jak wytłumaczyć w sztuce pełnej symboliki ustawione na środku sceny olbrzymich wprost rozmiarów drzewo próchno? Przy tym wszystkim podziwiać należy z uznaniem ciężką dosłownie pracę personelu technicznego, który w takich warunkach potrafił ustawić na sali 12-metrowe chojary.
Kukły Z. Howurkowej posiadają odpowiednią wyrazistość. Wyglądają jednak na tle olbrzymich drzew i paproci jak chrabąszcze. Koniecznie należy dać popowi jego popowską czapę, zwłaszcza, że się o niej w sztuce mówi.
Mimo tych uwag krytycznych sztukę można dość łatwo poprawić a wtedy spełni swe zadanie i będzie doskonałym spektaklem, niosącym pomoc nauczycielowi przy nauce o formowaniu się społeczeństwa socjalistycznego.