Kto się bawi
"...Co z tego wynikło?" - zapytują reżyser i aktorzy w programie przedstawienia "Baśń o szklarzu i cesarzu" (tekst Zofii Nawrockiej, scenariusz Zbigniewa Ropalki) granego w Państwowym Teatrze Lalek "Guliwer" w Warszawie.
Ano wynikło chyba kilka nieporozumień. Przede wszystkim - scenariusz. Satyra na cesarzy i baronów? Krótki kurs mechaniki sensu przewrotów pałacowych (detronizacja na detronizacji i detronizacją pogania!). Męczcie się dziatki przez te zagadki.
Jest klucz! Morał z bajki oczywisty: "Złoto, berło? Co mi po tym... Warte tylko serce złote - tylko to!" (tekst specjalnie zamieszczony w programie). Ale zupełnie nie wiadomo komu to złote serce przypisać i dlaczego? Prawda - groteska. Prawda - z morałem. Ale sensu brak.
Śmieszne? Bardzo. (Choć dowcip polegający na przedrzeźnianiu w stylu: "finki, pinki, świnki" - nie raduje duszy, nawet dziecięcej). W przedstawieniu ważą tony dowcipu słownego, którego odbiorcą, w większości wypadków, mogą być tylko dorośli. Najlepiej bodajże bawią się sami aktorzy. Ładne opracowanie scenograficzne i muzyczne, lalki udane. Tylko dzieci po spektaklu nie staną się lepsze i mądrzejsze (a o tym marzą autorzy programu). Dorośli natomiast z trudem odnajdą powód przedstawienia.