Artykuły

Brecht umanikiurowany

SAM nie wiem czego brak temu przedstawieniu. Parę miesięcy temu, w tym samym teatrze wystawia­no "Dobrego człowieka z Seczuanu". Wystawiono napraw­dę dobrze. A dziś "Szwejk" - sztuka tego samego autora, z tym samym reżyserem, tym samym scenografem, z tym sa­mym Aleksandrem Dzwonkowskim w czołowej roli - a nudne przedstawienie. Po prostu nudne.

Na przykład Dzwonkowski. W "Dobrym człowieku" grał: Nosiwodę. Grał świetnie. Stworzył to co się nazywa kreacją aktorską. W "Szwej­ku" gra rolę tytułową. Gra ją bez pudła, od pierwszej do ostatniej sceny. A w sumie - jest to zaledwie bardzo dobra rola. Czegoś zabrakło. I to nie Dzwonkowskiemu: - przed­stawieniu.

Oczywiście, "Szwejk" to piekielnie trudna sztuka. Brecht napisał dalsze dzieje dobrego wojaka Szwejka w protektoracie Czech i Moraw pod okupacją niemiecką. Wy­starczy to sobie wyobrazić, nawet nie znając tekstu sztu­ki, żeby narzucił się jakiś przedziwny stop komizmu i grozy które wywołać mu­si zetknięcie głupkowatego mędrca z gospody "Pod kie­lichem" z marionetkowym okrucieństwem świata hitle­rowskiego. Może tego właśnie kontrastu zabrakło w przed­stawieniu?

Wiemy, że okupacja w Cze­chosłowacji i w Polsce to by­ły dwie, bardzo różne sprawy. Ale ci sami esesmani, gestapowcy, żandarmi niemieccy, których tak dokładnie znamy, na scenie Teatru DWP wyglą­dają tacy obłaskawieni, tacy karykaturalni i tylko ka­rykaturalni, tacy po prostu niewinnie durni, że z ich ze­tknięcia ze Szwejkiem i świa­tem Szwejka nic naprawdę nie wynika. To co wynika, jest na niby. I grane jest na niby. Wcale nie znaczy, że jest grane źle. Przeciwnie. Trudno byłoby znaleźć w tym przedstawieniu źle zagraną rolę. Wszyscy grają dobrze, Dzwonkowski doskonale, ale grają na półtonach. Fajeru w tym nie ma. I nie ma jakiegoś generalnie ustawiającego całą inscenizację pomysłu reżyser­skiego. Męczy mnie sprawa tego zagubionego kontrastu i tych hitlerowców, wyglądających na niewinne karykatury. Przecież i my śmieliśmy się z nich w czasie okupacji. Wy­śmiewaliśmy ich tak bezlito­śnie, jak bezlitośnie drwić po­trafią ci, którym poza śmie­chem pozostało niewiele bro­ni. Ale śmieliśmy się z ludzi, o którym wiedzieliśmy, że są śmiertelnie groźni. I ta drwi­na miała pełną cenę. A drwi­na tak pokazana, jak na sce­nie Teatru DWP, jest jakaś zaledwie dziesięcioprocentowa. Aresztowanie przez Gestapo, przesłuchanie przez esesmana - to był koncentrat grozy. Szwejk w tej sytuacji, poczci­wie i dobrotliwie owijający sobie oficera SS naokoło pal­ca - to już jest dowcip nie­botyczny, programowy, dow­cip z tezą. Ale w DWP gesta­powcy to zbiorowisko karykaturalnych pajaców. I tu tępi się ostrze dowcipu, rozpływa się teza. Brecht grzecznieje robi się ufryzowany, umanikiurowany - i nieciekawy. I te wszystkie wielkie nadzieje, z jakimi idzie się na przedstawienie zawodzą. Czekało się na coś drapieżnego, zwartego, z nerwem, z pasją - a ogląda się widowisko długie, rozłażące się, przywiędłe i jakieś mikre. Przykre. No i co? No i to że drogi powodzenia są niezbadane. Bo na "Szwejka" w dniu 22 stycznia bilety były wyprzedane aż do 15 lutego. Jedno ze słabszych przedstawień Teatru DWP ściąga tłumy publiczno­ści. Jest sukcesem kasowym i zarabia na następną premierę: "Pamiętnik Anny Frank", któ­ra, jak się przewiduje, bę­dzie z kolei sukcesem arty­stycznym i klapą finansową. Obawiam się, że przewidywa­nia się sprawdzą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji