Artykuły

Pracuję z poczuciem bezpieczeństwa

- Pamiętam o tym, że aktor to zawód wędrowny; teraz gram dużo, a za chwilę może się to zmienić. Ale myśląc o tym, nie czuję strachu. W zawód aktora wpisane są w przeprowadzki i wędrówka - rozmowa z Arkadiuszem Wójcikiem, aktorem związanym kontraktem z łódzkim Teatrem Powszechnym.

Jerzy Mazur: Teatr Powszechny zakończy rok 2016 Pomocą domową z Pana udziałem. Nowy rok zainauguruje Żoną potrzebną od zaraz, w której ponownie wcieli się Pan w postać Nadii. Można powiedzieć, że to Pana dobry czas?

Arkadiusz Wójcik: Tak, ale zawód aktora jest nieustającym wyzwaniem. Z każdą kolejną rolą paradoksalnie nie jest łatwiej, tylko trudniej, bo wzrasta świadomość. Teatr Powszechny to znakomite miejsce, które daje mi szansę, aby dotykać różnych przestrzeni teatru, budować siebie jako aktora na kilku poziomach. Z jednej strony to teatr o bardzo określonym i wyrazistym komediowym logo, ale z drugiej - miejsce wielu różnorodnych inicjatyw. Szczególnie odkąd uruchomiona została Mała Scena. Zespoły aktorskie w teatrach są często stałe i zasiedziałe. W Powszechnym część kolegów jest na etatach, ale mamy też liczną grupę aktorów kontraktowych. To chyba jeden z nielicznych teatrów w kraju prowadzony tak nowocześnie, który w każdym sezonie przyjmuje tak wielu młodych aktorów.

Co wam to daje?

- Stałą możliwość wymiany doświadczeń, poglądów, konfrontowania swoich sposobów patrzenia na świat i na zawód, który wykonujemy. I chyba właśnie ta wymiana energii buduje zespół. A to szalenie ważne w dzisiejszych czasach, kiedy teatry mają ograniczone możliwości finansowe, by zapraszać do współpracy rzesze ludzi. Dzięki dyrektor Ewie Pilawskiej i jej nowoczesnemu podejściu do teatru mamy komfort podobny do tego, jaki miały teatry w czasach, gdy wysokie dotacje pozwalały na posiadanie rozbudowanych zespołów.

Dlatego zdecydował się Pan wrócić do Łodzi i tu pracować?

- Łódź się fantastycznie rozwija, mam wrażenie, że jest miejscem, które coraz bardziej przyciąga młodych ludzi i potrafi zachęcić ich do pracy. Choć nie ukrywam, że przeraża mnie brak pomysłu na kulturę. Na spotkaniu z przedstawicielami władz miasta z ogromnym zdziwieniem usłyszeliśmy, że Wydział Kultury, któremu Teatr Powszechny podlega, nie prowadzi w zasadzie polityki kulturalnej miasta, co oznacza, że nikt odgórnie nie interesuje się tym, jaką ofertę kulturalną proponują łodzianom poszczególne instytucje.

To zaskakujące stwierdzenie...

- Zapytaliśmy otóż urzędników odpowiedzialnych za kulturę jak zapatrują się na to, że inny łódzki teatr kradnie naszą inicjatywę i repertuar. Z odpowiedzi wynikało, że Wydział Kultury nie zajmuje się polityką kulturalną. To rodzi niezdrową konkurencję, ale przede wszystkim zubaża ofertę kulturalną miasta. Jeden z kolegów zapytał, skąd taka drastyczna różnica w dotacji? Kiedyś słyszeliśmy, że powodem było to, że mamy tylko jedną scenę, teraz mamy dwie, repertuarowo nie ma między nami różnic - to dlaczego? Tym bardziej, że o zwiększenie dotacji zabiegamy od uruchomienia Małej Sceny! Wtedy usłyszeliśmy, że nie jesteśmy teatrem dramatycznym. Tego już chyba komentować nie muszę Szanuję to, że Powszechny to teatr z określonym logo i konsekwentnie budowanym repertuarem, że dyrektor Ewa Pilawska powołuje do życia takie unikatowe autorskie projekty, jak Teatr dla niewidomych i słabo widzących czy Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. I jako mieszkaniec Łodzi chciałbym, aby łódzkie teatry były jak najbardziej zróżnicowane.

Jest Pan w Powszechnym od skończenia szkoły?

- Miałem okazję pracować w kilku teatrach w Polsce, moi koledzy są w różnych zespołach i z doświadczeń ich i swoich dobrze wiem, że Powszechny to miejsce, w którym aktor czuje sens wykonywania swojego zawodu. Mogłem pracować zupełnie gdzie indziej. W Powszechnym jestem aktorem kontraktowym, to był mój wybór.

Czy brak etatu nie oznacza mniejszego poczucia bezpieczeństwa?

- Nie w Powszechnym! Oczywiście pamiętam o tym, że aktor to zawód wędrowny; teraz gram dużo, a za chwilę może się to zmienić. Ale myśląc o tym, nie czuję strachu. W zawód aktora wpisane są w przeprowadzki i wędrówka. Po latach tłustych mogą nastać chude i wtedy trzeba się ruszyć i szukać pracy.

Ale Pan chyba nie ma takich obaw? Dużo Pan gra...

- W Powszechnym mam okazję pracować z różnymi reżyserami przy bardzo różnych projektach. Z jednej strony to komedie i farsy - np. obecnie pracuję nad przygodami Nadii, w takim naszym teatralnym serialu. Ale w poprzednim sezonie pracowałem z Adamem Orzechowskim przy spektaklu "Tango Łódź" opowiadającym o historii Łodzi, a jeszcze wcześniej nad tekstem Wojciecha Kuczoka "Spiski", nad spektaklami muzycznymi i przy kilkunastu premierach Teatru dla niewidomych i słabo widzących. To okazja do zbierania różnych doświadczeń. Mam również możliwość pracować jako asystent reżysera.

Jest Pan aktorem w teatrze komediowym, co to dla Pana znaczy?

- Komedia to najtrudniejszy gatunek, z jakim aktorowi przychodzi się zmierzyć. Często powtarza się, że najtrudniej jest rozśmieszyć ludzi i to jest prawda. Mam wrażenie, że aktorzy mają jakąś naturalną łatwość grania tragedii, niemal na zawołanie. Może dlatego, że tragizm można zbudować bez potrzeby interakcji z partnerem. W komedii jest inaczej. Tu poza prawdą i świadomością bycia na scenie dochodzi umiejętność dialogowania i wyczucie tego specyficznego rytmu. Komedia jest jak matematyczne równanie, jak doświadczenie chemiczne - jest akcja i reakcja.

W "Pomocy domowej" gra Pan w kobiecym przebraniu, teraz przygotowuje się Pan do premiery dalszych losów Nadii, nie boi się Pan zaszufladkowania? Wojciech Pokora, który zagrał podobną rolę w filmie Poszukiwany. Poszukiwana mówił, że ta rola okazała się dla niego przekleństwem.

- Nie mam takiego poczucia. Charakteryzacja jest tak różna od mojego prywatnego wyglądu, że nikt mnie nie poznaje, kiedy ją zmywam. Ale mówiąc poważnie, to Nadia jest właśnie takim aktorskim wyzwaniem, o którym mówiłem wcześniej. Dodatkowo kolejne opowieści o jej perypetiach stają się swoistym teatralnym serialem, bo teraz pracujemy nad trzecią ich częścią. A ja mam przyjemność wcielić się w tę postać po raz drugi - to dla mnie duże wyróżnienie, a jednocześnie wyzwanie, aby nie powielić tego, co zaproponowałem w "Pomocy domowej".

Jaka więc będzie Żona potrzebna od zaraz?

- Na pewno w tej części Nadia pokazuje jeszcze większe doświadczenie w rozwiązywaniu życiowych kłopotów swoich pracodawców. Długo rozmawialiśmy z reżyserem Kubą Przebindowskim, kim jest ta postać. Co sprawia, że mężczyzna przebiera się za kobietę, by przyjąć posadę gosposi? Doszliśmy do wniosku, że kobiecy strój daje Nadii więcej możliwości manewrowania. Daje jej szansę rozdawania kart w tej układance, a tym samym obnażania bohaterów, ujawniania kulisów ich życia.

Czy zobaczymy ją w Bałtyku?

- Kwestia przeniesienia do Bałtyku naszej Dużej Sceny na czas jej remontu budziła spore emocje w zespole. To przecież "być albo nie być" Teatru i naszej w nim pracy. Ale jak przekazała nam pani dyrektor Ewa Pilawska, prezydent Hanną Zdanowska dała słowo, że na czas modernizacji Dużej Sceny przeniesiemy się do Bałtyku. Ta obietnica nas uspokoiła i dała nam poczucie, że wszystko jest na dobrej drodze.

Na zdjęciu: Arkadiusz Wójcik w spektaklu "Tango Łódź".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji