Artykuły

"Czarodziejski flet" - urocza podróż do krainy wyobraźni

"Czarodziejski flet" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. Suzanne Andrade i Barriego Kosky'ego, koprodukcja Teatr Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie i Komische Oper w Berlinie. Pisze Wojciech Giczkowski w Teatrze dla Was.

"Czarodziejski flet" to jedna z dziesięciu najbardziej znanych oper na świecie. Barrie Kosky, dyrektor artystyczny berlińskiej Komische Oper, zaprosił w 2012 roku do współpracy eksperymentalną grupę teatralną "1927", z którą postanowił odtworzyć w swojej inscenizacji berlińską epokę czasów niemego kina, jego malarstwa i kabaretu.

Realizatorzy zestawili na scenie żywych śpiewaków z animacjami, które czynią całe przedstawienie czymś pomiędzy operą a kreskówką. Przestrzeń sceniczna jest ograniczona, spłaszczona na białym ekranie, a wykonawcy zajmują bardzo wąski pas przed nim, a także różne pionowo podwyższone punkty na nim - dzięki przesuwanym drzwiom i parapetom. W efekcie otrzymujemy wypełnienie całej sceny, bo opera toczy się wszędzie, na każdym poziomie, co pozwala śledzić akcję bez konieczności wychylania się ponad głowy widzów siedzących w rzędzie przed nami. Śpiewogra, jaką jest ta opera, ma ponadto usunięte recytatywy, a zamiast nich na ekranie pokazują się napisy jak w niemym kinie. W jego estetykę wpisuje się także akompaniament tapera. Słyszymy dwie Fantazje Mozarta (KV 475 c-moll i KV 397 d-moll), których stylistyka jest idealnie spójna z muzyką dzieła. Jednakże są takie sceny, w których artyści śpiewają tylko w białym snopie światła i ta forma związana ze starym kinem podobała się chyba publiczności najbardziej. Niektórym widzom taka inscenizacja na pewno kojarzyła się z filmem George'a Dunninga. W 1968 roku stworzył on podwodny raj, Pepperland, który został zaatakowany przez nienawidzących muzykę Sinych Smutasów. Ostatni ocalały mieszkaniec krainy, Stary Fred, wyrusza żółtą łodzią podwodną w poszukiwaniu pomocy, którą znajduje u czwórki muzyków - Beatlesów. Po premierze w Berlinie inscenizacja była przyjmowana entuzjastycznymi recenzjami i określano ją jako aktualizację filmu z Papageno wyglądającym jak Buster Keaton, Monostatosem jak Nosferatu, a Paminą jak Louise Brooks. Nie wolno jednak pominąć prostego faktu, że animacje przesłaniają aktorskie kreacje wykonawców.

Autorzy inscenizacji podeszli do utworu bez szczególnego namaszczenia i zaproponowali widzom inteligentną zabawę, która bardzo odbiega od wszystkich dotychczasowych jego prezentacji na scenach operowych całego świata. Znakomici soliści z dystansem podchodzą do tworzonych kreacji, ponieważ swoje partie śpiewają często przycupnięci na wąziutkim taborecie zawieszonym wysoko nad sceną. Mimo tego zbierają oklaski od publiczności w trakcie trwania przedstawienia. Najbardziej podobała się wszystkim sopranistka Iwona Sobotka, która z dużą dozą swobody i dowcipnie stworzyła postać Paminy. Partnerujący jej Joel Prieto nie wywołał entuzjazmu, ale wiarygodnie zaśpiewał swoją partię z mocnym rysem lirycznym i umiejętnym wykorzystaniem subtelnej barwy głosu.

Wyraźnie spolaryzowany jest układ postaci między Królową Nocy i Sarastrem. Aleksandra Olczyk to uosobienie zmysłowej kobiecości przedstawionej w postaci pająka, a Rafał Siwek jest objawieniem męskości mocno pozbawionej wrażliwości i zdolności do uczuć, która w swej naturalności ma być gwarantem trwałości świata. Jednak to Aleksandra Olczyk otrzymała najgorętsze brawa w trakcie przedstawienia, co mogło także być wynikiem tego, że aria przez nią zaśpiewana należy do najpopularniejszych. Wszystkim podobały się dwa kwintety z udziałem trzech dam (Ewa Majcherczyk, Elżbieta Wróblewska, Karolina Sikora) oraz Tamina i Papagena. Bartłomiej Misiuda szuka swojej Papageny i związane z tym perypetie wcale nie są zamierzoną przez kompozytora muzyką z niższych sfer czy zabawą ludową, ale w finałowym duecie otrzymujemy kwintesencję nowoczesnej fascynacji erotyczną stroną życia. Wtedy też zasłużone brawa dostaje Iwona Handzlik, która brawurowo wykonuje swoją część tego duetu. Inscenizacja wyjątkowo podkreśliła znakomite partie tria chłopięcego (Maciej Kasperek, Szymon Strusiński, Wojciech Jasiński), cudownie śpiewającego w różnych sytuacjach, np. podczas lotu balonem.

Chór Teatru Wielkiego - Opery Narodowej prezentował się bardzo okazale, śpiewał dosyć statyczne pieśni związane z rytuałami masońskimi. Natomiast orkiestra dostosowała się do dość swobodnej i lekkiej interpretacji muzyki tej śpiewogry. Jednak Piotr Staniszewski, czuwający nad całością dyrygent, doskonale pilnował zgrania muzyków ze śpiewakami - oddalonymi i często zawieszonymi wysoko nad sceną.

Pomysłowość wizualna przedstawienia jest oszałamiająca i zachwycająca. Oryginalne kreskówki, ręczne barwienia i sekwencyjne zdjęcia kalejdoskopowo migają przed naszymi oczami. Widzimy latające owady, czerwone usta, motyle i małpy mechaniczne, które wypełniają "ekran" za pomocą dźwigni, kół pasowych, okiennic i kół poruszających się z różnymi prędkościami. Zadziwiające obrazy sceniczne następują jeden po drugim. Towarzyszą fascynującej muzyce Mozarta i cudownemu śpiewowi. Tak szokującego przedstawienia na tej scenie dotychczas nie było.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji