Artykuły

Trochę o poezji i sztuce

Nie jest to recenzja a kilka uwag w związku z oglądaną premierą "O pięknej Parysadzie" Leśmiana w adaptacji scenicznej Gołębskiej, reżyserii J. Pie­karskiej, scenografii I. Pikiel.

Poetycka tęsknota za niezwykłą, niecodzienną przygodą u końca, której znaleźć można wymarzoną miłość - jest kanwą tej ślicznej baśni. Do­brze jest wejść czasami w zaczaro­waną krainę, w której wszystko jest możliwe. Tym, bardziej, jeśli tę bajkę snują fantastycznie pomyślane jed­wabne lalki i ożywione przedmioty. One to odkrywają przed nami stare, dawno zapomniane prawdy, o tym, że nieustraszonym i wytrwałym szczę­ście sprzyja.

Zresztą, kto ciekawy, niechaj pój­dzie, posłucha i popatrzy na piękną Parysadę. Warto, bo jest ładniejsza od "Miss Wybrzeża".

Najważniejsze, że znajdzie poezji cały prawie ocean. I nie tylko w sło­wie, które czasami jest zbyt nikle po­dane przez młodszych z zespołu. Poe­zję ujrzy w rozpędzonym, białym ko­niu, unoszącym śmiałą Parysadę ku jej dziwnej przygodzie. Poezję dostrzeże w lekkim, tęczowym, łuku rozpiętym nad samotną górą "speł­nień". Trudno będzie mu odetchnąć, począwszy od pierwszego aktu do ostatniego. Olśni go, bajecznie koloro­wy, przepych dalekiego, tajemniczego wschodu. Zachwycą śliczne papugi, przestraszą jadowite węże, upoi kwit­nące, migdałowe drzewo. Widza dzie­cięcego, równie jak dorosłego.

Trudno wszystkich wymienić. Jedną z papug chciałoby się mieć u sie­bie w domu, a Derwisz jest taki cie­kawy. W ogóle chudość zwycięża na tej scenie i szczytem finezji lalkowej są ledwo zarysowane sylwetki Mgieł.

Natomiast szkoda, że okrutna wład­czyni gór dostała banalną twarz Ba­by-Jagi i szkoda, że "powróceni do życia" zaklęci zostali w tak ciężki, nieruchliwy kształt i defilowali przez scenkę, jak w starej szopce kościelnej, przerywając wartki nurt akcji i zatrzymując najciekawszy moment "dramatu".

Nie to jest ważne, gdzie się to wszystko działo, może w Indiach, a może w Persji. Bajka o Parysadzie spełniła swoje zadanie - obdarza dobrą porcją fantazji i barwnej egzo­tyki.

Nasuwa się jednak kilka uwag, zresztą, bardzo życzliwych pod adre­sem sympatycznego teatru.

Przeżywamy okres odrodzenia tea­tru lalek. Czy chodzi jednak o wyścig z filmem czy z operą? Lalki mają swoistą wymowę i największym ich urokiem jest prostota wyrazu teatralnego. O ileż ciekawsze były po­stacie Mgieł, tak interesująco umodelowarne ze sztuki naciętego, wiotkie­go materiału, w przeciwieństwie do kukły Sowy z "prawdziwymi latarka­mi" w miejsce oczu, lub zmechanizo­wanego ruchu grającego dębu. O ile ciekawsze były drzewa z pierwszej odsłony, płasko naklejone na dyktę, od plastycznych, naturalistycznych gór, z pełzającą po nich niezgrabnie k u k ł ą w krajobrazie górskim, poprzez który rzucona droga była triumfem pomysłowego scenografa.

Przecież nie o to chodzi, aby Parysada miała prawdziwe diamenty w uszach, i nie o to, aby bawiły nas roje migotliwych światełek. A dziki jazgot czyneli zbyt prymitywnie ma przestraszyć śmiałków. Wymienione efekty i efekciki wywodzą swój ród ze starej opery i cyrku, czy jednak należy stosować je w teatrze?

Łatwo można przekroczyć tę nie­uchwytną granicę, która dzieli sztukę od ekwilibrystyki technicznej, bawią­cej oko i ucho niewybrednego widza. Nie przekroczył tej granicy prof. Szeligowski, który dyskretną, orygi­nalną muzyką umiejętnie podkreślił czar egzotyki i urok poetyckiego słowa.

Natomiast bujny temperament twórczy reżysera i scenografa, trochę a zgłuszyłby delikatny wątek treścio­wy przez przeładowanie czysto formalne. Jednak, czy jest to słuszna droga, tak dla teatru dramatycznego jak i teatru lalek? Może należy po­szukać jakichś innych środków, na wydobycie prawdziwej wartości z wi­dowiska teatralnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji