Artykuły

Boska: szlus

A że Borczuch wygrał Boską? ZNOWU? Bardzo dobrze - pisze Maciej Stroiński po tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia w Krakowie.

Na Boskiej Komedii przyszło mi do głowy, że tytuł "Artyści" to był jednak ironiczny. No wiecie, ARTYŚCI. Strzępka przypomniała ich fochy, histerię i kastowe muchy w nosie, w realu te same. BEZ KIJA NIE PODCHODŹ. I lubianą w środowisku fałszywą świadomość. Że jedno myślisz, że myślisz, a co myślisz naprawdę, to się może okaże, jeśli kiedyś wyjdziesz z roli. Zawód w końcu oparty na udawaniu, na robieniu scen, więc ta umiejętność jakoś wchodzi w żyły i już nie czujesz, kiedy pajacujesz. To oczywiście nie dotyczy wszystkich, ale tych, co dotyczy, to ich się pamięta. Pojazd Bernharda ze sztuki "Komediant" raczej nie jest przesadzonym hejtem, tylko SZCZERĄ PRAWDĄ. Proszę się nie gniewać, że na koniec festiwalu "zwracam" niczym koteł kłaki, których się nałykał, od następnego akapitu już będzie na słodko, deserek, wyniki. Więc miejmy to z głowy, cytując klasyczkę z głębokich najntisów: fuck off, nienawidzę was. Mogę tak powiedzieć, bo to jest nieprawda, to uczucie jest freudowskie, dwubiegunowe, Hass-Liebe. Bo jest też, to znaczy bywa, pozytywna strona "tego wszystkiego", produkt uboczny, wydzielina artystów zwana również sztuką. Za to ich kochamy, za towar. Mógłbym zadedykować wszystkie swoje recenzje jak Witkowski swoją nową powieść - "mojemu dilerowi".

Największy ból dupy mam przez wynik sekcji "Paradiso". Nie czaję stu tysi dla "Romantycznej kompozycji na dwunastu wykonawców i kwartet smyczkowy", przysypiałem, przymierałem. Zanim dojdę do końca tytułu, nawet nie spektaklu, to już się zasapię, jako osoba ciężka i ciężko myśląca. JAKI w tym widać potencjał? CO artystka rokuje, że zrobi z tym wkładem na inwestycję? Chyba że nagroda dla "Schuberta" jest dla Schuberta, za muzykę, to okej, lub za twórczość literacką, dzienniki smuteczków. A może to jest teatr tak zwany festiwalowy? Do oglądania tylko w WYRAFINOWANYM GRONIE, które już tyle przedstawień przesiedziało w życiu, że ma potąd zawodowstwa, chce czegoś innego, czegokolwiek, byle czego, a choćby "nieporadności", o czym pisze w werdykcie. Mało tekstu było, jeszcze mniej przekazu, dla gremiów międzynarodowych, zmęczonych tygodniem subtitlesów, jak znalazł. I wcale nie szkodzi, że Smolar i Karasińska nic tym razem nie dostały, bo to one będą działać w tym sezonie w Starym, a Szpecht już zdziałała - egzotarium w magazynie, jakieś patyczaki, też nie słyszeliście?

"Robert Robur" nagrodzony za oprawę wizualną. W sumie racja, jeśli w takim razie Robert Mleczko jest "oprawcą", a oprawa - rzeźnią. Zresztą słuszne i SYMPTOMATYCZNE jest to wyróżnienie, bo jeśli nie za to, to za co by nagrodzić "Roberta Robura"? No, to frustra odwalona, teraz "mam tak samo":

Jestem przeszczęśliwy, że Juliusz Chrząstowski. Od początku, od premiery, wiedziałem, że to wielka rola, wielki aktor, taki, co go kiedyś będziemy wspominać, że wielki. Moje pierwsze wrażenia: "JULIUSZ CHRZĄSTOWSKI. Tak, to już. To jest to wielkie coś. Po co go oglądać? BO JEST. Zobaczycie, zrozumiecie. [...] Aktor zostaje z nami sam, światła na nas i na niego, zaczyna się jakby stand-up, lecz bez mikrofonu i na niewesoło. I już nie wiesz, czy nagroda imienia Zelwerowicza, którą dostał ostatnio, to większy zaszczyt dla niego czy dla tej nagrody". A pewności OBIEKTYWNEJ nabrałem, gdy zaczął za ten występ być atakowany. Różne sytuacje się widziało, różne rzeczy się słyszało i można powiedzieć, że to rola kombatancka. Jak na niego najeżdżano, jak go wyzywano... Nie tylko coś nam zagrał, lecz też coś nam ZROBIŁ.

Kwietniewska nagrodzona za Bruscona to jest świetna sprawa, po pierwsze, że ona, po drugie, że za to. Za rolę walcującą to ROBIENIE SCEN, to Theater machen, zwane u nas neutralnie "aktorstwem". Do państwa jurorostwa: I coudn't agree more!

Rubin pasowany na marszałka chaosu. Bo cienka granica oddziela go od żenady. Niewiele trzeba, by ten spektakl implodował, a że jednak stoi, nagroda się należy. Mówię serio, bez ironii. Z tego duetu zawsze wolałem jego. Nie wiem, czy jurorzy byli równie zaskoczeni, że to działa, ten rozpiździel, anyway - dobrze zrobili. A mogli się sfoszyć, że tak ich tam maglowano.

"Podopieczni". Spektakl, na mój gust, obleśny, zwłaszcza po tych trzech godzinach, więc doceniam, że doceniono komponenty widoczne od razu, scenografię oraz Jana Peszka. Można zobaczyć i po pół godzinie wyjść.

A że Borczuch wygrał Boską? ZNOWU? Bardzo dobrze, bo "Wszystko o mojej matce" (na zdjęciu) to jest właśnie "bardzo dobrze". I mam nadzieję, że da mu to do myślenia, że "w tę stronę, chłopie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji