Artykuły

Szczecin. Dziś pogrzeb Zygmunta Duczyńskiego

Mszę żałobną w intencji zmarłego Zygmunta Duczyńskiego odprawi w poniedziałek [20 marca] w kościele pw. św. Jana Chrzciciela (przy ul. Bogurodzicy) ks. Jan Mazur, duszpasterz środowiska twórczego Szczecina. Ceremonia pogrzebowa rozpocznie się w kaplicy głównej na Cmentarzu Centralnym o godz. 13.30.

Trudno jest znaleźć odpowiednie słowa, kiedy przychodzi nam powiedzieć, co czujemy, gdy odchodzi od nas ktoś naprawdę bliski. Trudno w dwójnasób, kiedy mamy świadomość, że ten ktoś nie tylko był nam bliski, ale był również wybitny i nie do zastąpienia. A Zygmunt właśnie taki był.

Pamiętam moment, kiedy byłem jeszcze początkującym dziennikarzem, a jeden z moich starszych kolegów pouczał mnie: - Jaga. Nie używaj przymiotników w stopniu najwyższym, bo co zrobisz, kiedy będziesz musiał opisać coś, co naprawdę zrobi na tobie wrażenie?

Ten moment spadł na mnie właśnie teraz, kiedy próbuję powiedzieć, co czuję. Wiem, że jeżeli spotkałem w swoim życiu kogoś, kto zasługuje na kilka przymiotników w stopniu najwyższym, to był to właśnie Zygmunt. I właśnie teraz zabrakło mi skali. Co należałoby powiedzieć i jakiej miary użyć, opisując odejście człowieka tak wielowymiarowego jak On?

Nie umiem. Nie będę stopniował przymiotników. Zasłużył na te największe, lecz nie chcę ich używać, bo to tylko powiększa rozmiar straty, z którą i tak niełatwo będzie się zmierzyć. Myślę, że znał wartość życia lepiej niż inni. Może dlatego, że za to, by móc robić to, co innym przychodzi bez wysiłku, płacił z powodu wieloletniej choroby wyższą cenę. I może dlatego właśnie, że za wszystko płacił temuż życiu własnym cierpieniem lichwiarskie odsetki. Wymagał też od życia czegoś więcej niż zwykła, potoczna rzeczywistość. Uczył nas tego, a może raczej to myśmy się od niego w Kanie uczyli tak żyć.

Był człowiekiem niezwykłym, jedynym, jakiego poznałem, który miał jakąś osobliwą władzę nad czasem. Swoją siłą, posturą, głosem, żarliwością rozmowy i całą swoją osobą tak wypełniał przestrzeń, że miało się wrażenie, że w obecności Duczyńskiego czas jakby gęstniał, a przeżycia się kondensowały. W czasie długich rozmów, jakie prowadziliśmy w kilku ostatnich miesiącach, pracując nad tym, by zebrać w całość "okruchy pamięci" o Kanie, podkreślał, że nigdy nie mógł spokojnie znieść "tego atroficznego czasu, w którym nic się nie dzieje".

I myślę, że dlatego właśnie Zygmunt tak bardzo ukochał teatr. Bo w rzeczywistości teatralnej czas płynie inaczej. Tu podczas dobrego przedstawienia da się przeżyć czasem całe życie w ciągu godziny. I w teatrze wytrwał do końca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji