Artykuły

Oświetlona, osamotniona, niezniszczalna

Krakowski Salon Poezji. Wiersze Raymonda Queneau czytali Sławomir Maciejewski i Tomasz Międzik. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

W prologu "Biblioteki Babel" Jorge Luis Borges nazywa Wszechświat Biblioteką. Pod koniec opowieści daje przestrogę. Powiada: "Pewność, że wszystko jest napisane, unicestwia nas lub czyni widmami".

Był rok 1941. Dwadzieścia lat później Raymond Queneau pisze, a raczej pisze i konstruuje tom "Sto tysięcy miliardów wierszy". Na ostatnim Salonie Poezji Sławomir Maciejewski i Tomasz Międzik czytali ten utwór, słuchając nut Haliny Jarczyk (skrzypce) i Michała Wierby (fortepian). Zatem - rok 1941, rok 1961, rok 2017. I co? Nic się nie zmieniło. Snucie opowieści trwa. Nie skończyła się nieskończoność.

Tom Queneau to dziesięć sonetów bez przerzutni i w każdym te same rymy. Tak, dziesięć. Niewiele. A w istocie - liczba ich jest tak nieludzko gigantyczna, że aby nie zwariować od zer, których liczba jest liczbą piasku, należy mówić o nieskończoności. Dziesięć jest sonetów, lecz Queneau pociął każdy na 14 pasków - po pasku na wers. W sumie daje to zdań 140.

Możesz teraz wybierać! Możesz budować swoje sonety, z kupy 140 pasków w ciemno lub po namyśle wybierając dla każdego z sonetów pasków 14. I tak oto stałeś się poetą! Ba! Jesteś poetą prawie nieskończoności, gdyż, jak matematycy obliczyli, z kopca 140 wersów da się stworzyć sto tysięcy miliardów sonetów! Zakładając, że ułożenie pasków w sonet trwa sekund 15, przeczytanie sonetu - 45 sekund, oraz że czytać człowiek będzie 24 godziny na dobę, bez przerwy na cokolwiek - lektura wszystkich sonetów zajęłaby człowiekowi odrobinę mniej niż 200 milionów lat! Cóż mogę dodać? Jakoś nie pociesza ta "odrobina"?

Maciejewski i Międzik przeczytali sonety Queneau. Przeczytali ze słuszną atencją, gdyż są to popisy fantastycznego szaleństwa językowego. Queneau nie tylko słyszał wszystko, on niewątpliwie zapamiętał wszystkie słowa i intonacje, jakie nawiedziły jego uszy. Nie bez przyczyny Witold Gombrowicz widział w Queneau jedynego człowieka zdolnego oddać po francusku kolosalne rozwydrzenie słowne "Ferdydurke".

Przeczytali więc te dziesięć tańczących pawich ogonów, po czym, żądaniami publiczności się kierując, ułożyli trzy, czy cztery sonety nowe. To już coś! Sto tysięcy miliardów minus cztery to jednak mniej niż sto tysięcy miliardów. Nieskończoność uszczuplona - trochę pociesza? Naprawdę pociesza coś innego, w istocie - odwrotnego. Otóż, naprawdę pociesza świadomość, że nieskończoności ani uszczuplić, ani uzupełnić - nie sposób. Z definicji - się nie da. To znaczy - nie wszystko zostało napisane.

Trwa pisanie, trwa snucie opowieści. Tak. Jeszcze nie obracamy się w widma. Proteusz abecadła nie objawił wszystkich swoich postaci. Jak wiele ma ich w zanadrzu? A koniec? Kiedy koniec? Nawet jeśli nastąpi, w pewnym sensie nie będzie on końcem.

"Być może zwodzi mnie starość i obawa - wyznaje Borges - ale podejrzewam, że rodzaj ludzki jest na wymarciu i że Biblioteka przetrwa: oświetlona, samotna, nieskończona, doskonale nieruchoma, uzbrojona w cenne woluminy, niezniszczalna, tajemnicza". Dwa zdania później dodaje: "Sądzę, iż nie jest nielogiczna myśl, że świat jest nieskończony". Po czym, na kanwie tych myśli o przetrwaniu i nieskończoności, spokojnie notuje ostatnią frazę "Biblioteki Babel". "Moja samotność cieszy się tą elegancką nadzieją".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji