Artykuły

Wspólnota plemienna

"Hymn do miłości" Agaty Adamieckiej i Marty Górnickiej w reż. Marty Górnickiej w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Marianna Kaźmierczak w Teatrze dla Was.

W "Hymnie do miłości" Marta Górnicka pokazuje jak funkcjonuje wspólnota. Aktorzy jednoczą się, ale działają w kontrze. Miłość do ojczyzny jest zarazem nienawiścią do wszystkiego, co ojczyzną nie jest.

Przeraża fakt, że tę wspólnotę tworzymy wszyscy. Na scenie reżyserka ukazuje ludzi, którzy należą do różnych grup społecznych. Niejako stwarza szereg postaci, zachowujących się w różny sposób. Każda ma swój indywidualny styl, dzięki czemu staje się częścią innej subkultury. Wspólnota Górnickiej nie jest jednorodna, scena stanowi jak gdyby wycinek z "normalnego" życia. Kostiumy Anny Marii Karczmarskiej sprawiają, że bohaterowie zyskują jednostkowy charakter. Jest ich tak wielu, że nietrudno znaleźć osobę, z którą można się utożsamić. Podczas trwania całego widowiska aktorzy nie schodzą ze sceny. Łączy ich pewna więź, która sprawia, że mimo swojej różnorodności istnieje między nimi harmonia. Mimo że reprezentują odmienne grupy społeczne, zgadzają się w jednym - w śpiewie.

Śpiewają, czasem mówią szeptem, a czasem ten śpiew przeradza się w krzyk. Poprzez słowa wychwalają wspólnotę, wyrażają miłość do jej członków i nienawidzą tych, którzy do niej nie należą. Ich zdania bywają niekiedy kilkakrotnie powtarzane i są wstrząsające. Marta Górnicka świetnie wykorzystuje możliwości, jakie daje ilość zaangażowanych aktorów. Pokazuje, w jaki sposób tworzy się zbiorowa nienawiść. Kiedy jeden z członków wymyśla nowe hasło, zaraz powtarzają je inni. Pojawia się coraz więcej głosów wymawiających to samo. W końcu zdanie wypowiedziane przez jedną osobę zaczyna istnieć jako slogan wspólnoty. Hasła pełne nienawiści, nietolerancji, ksenofobii stają się populistycznym budulcem. Społeczność funkcjonuje w ciągłym rytmie, bo Marta Górnicka non stop dyryguje aktorami. Ten rytm pokazuje jak szybko ewoluuje społeczeństwo.

Fakt, że jest to społeczeństwo polskie, nie ma tu większego znaczenia. Owszem, reżyserka opiera libretto na polskiej kulturze, ale zdaje się przy tym cały czas podkreślać, że zamiast niej, można by tu przedstawić każdą inną pod względem nacji wspólnotę. Górnicka bazuje na pieśniach patriotycznych. Odsłania ich brutalny charakter. Odczytując je na nowo, czyni z nich narzędzie zasiewanego strachu i agresji. Pieśni są przerażające. Aktorzy śpiewają je, uruchamiając pokłady nienawiści. We wspaniałej choreografii każdy z nich ustawia się w inny sposób, ciągle jednak tworząc więź. Są jakby spętani słowami. Chwilami zaczynają się przekrzykiwać, jakby nie zauważając siebie nawzajem. Wtedy można usłyszeć osobno każdy głos przesycony okrucieństwem. Dziwne, bo nienawiść kierują przeciwko innym wspólnotom, ale akceptują inność, jaka pojawia się wśród nich. We wspólnym śpiewie są tak bardzo zaślepieni "miłością" do ojczyzny, że ojczyzna ta w zasadzie traci rację bytu. Nieważne z kim, ważne przeciwko komu.

Nie tylko słowo, ale także gest staje się tu niezwykle wymowny. Światło pada na wszystkich wykonawców jednostajnie, odsłaniając każdy szczegół ruchu. Poprzez to choreuci wydają się jakby obnażeni, zbyt wyraźni - każdy obrót głowy zyskuje w takiej sytuacji na znaczeniu. Aktorzy często zmieniają ustawienie. Chwilami wyglądają jak przypadkowe osoby, które znalazły się razem w jednym pomieszczeniu, kiedy indziej upodabniają się do armii wojska. Zmienność jest tu niepokojąca, bo stają się nieprzewidywalni. Mimo że ich ruch jest bardzo uporządkowany i dobrze zgrany, połączony z pieśniami, sprawia, że aktorzy wyglądają jak szaleńcy. Wspólnota obserwowana z boku wydaje się dzika. Jej członkami kieruje rytm, niczym plemienna pierwotność. W pewnym momencie ich głosy tak bardzo się ścierają, że zaczynają przypominać szczekające psy. Agresja sprawia, że stają się zwierzęcy.

Górnicka korzystając z lalek Konrada Czarkowskiego, dokonuje zamiany ról. Lalki, które przypominają zwierzęta są tu spokojniejsze, zdystansowane. Nie ulegają emocjom i nie podążają za tłumem. Jako zabawki, albo zwierzęta, stanowią pewną odskocznie dla dzikości ludzi. Nieco uspokajają akcję, odwracają uwagę od agresywnych słów. Podobną rolę spełnia pojawiający się na końcu chłopiec. Wprawia on widza w stan niepokoju. W miejsce, w którym wszystko jest nacechowane negatywnie, nie powinno się przecież wprowadzać dziecka. A jednak tak, to jest również jego miejsce. Chłopiec też stanowi część wspólnoty.

Nie ma alternatywy dla "Hymnu do miłości", a biblijny tekst św. Pawła nie znajduje przełożenia na rzeczywistość, nie ma nic wspólnego z tekstem dzisiejszym. Górnicka boleśnie uświadamia, że jesteśmy częścią całości. Wszyscy łączymy się w śpiewie nastawionym przeciwko czemuś.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji