Artykuły

Skrzypek z Chagalla na sopockiej scenie

W najzimniejszy z dotychczasowych wieczorów, gdy termo­metr wskazywał w Operze Leśnej 9 stopni, wystąpił 30 czerwca w ramach Bałtyckich Spotkań Operowych TEATR MUZYCZNY W ŁODZI. Przywiózł musical "SKRZYPEK NA DA­CHU" z muzyką Jerry Bocka, librettem Josepha Steina opar­tym na opowiadaniach Szolema Alejchema, klasyka żydowskiej literatury. Celne teksty piosenek wyszły spod pióra Sheldona Harnicka. W Nowym Jorku, stolicy musicalu, powodzenie "Skrzy­pka na dachu" było wręcz niewiarygodne: 3242 przedstawienia na Brodwayu, 10 lat nieprzerwanych sukcesów.

W przyswojeniu tego utworu polskiej scenie pojawiły się trudności w warstwie językowej. Chodziło o zachowanie niepo­wtarzalnej aury języka jidisz, je­go składni, intonacji, zaśpiewów - ale bez popadania w kary­katurę. Antoni Marianowicz, twór­ca polskiego tekstu, utrafił w sedno, przez co zachował i podniósł autentyczność utworu.

Akcja musicalu rozgrywa się w ukraińskiej mieścinie Anatewce w 1905 roku, a więc w carskiej Rosji. Tematem są dzie­je Tewiego-mleczarza i jego ro­dziny na tle żydowskiej biedoty. Rolę Tewiego kreuje Bernard Ładysz. To wielka kreacja aktorska i wokalna. Znakomity śpie­wak stworzył postać spójną, głęboko ludzką, wzruszającą i pełną swoistego humoru. Tewie, choć nieuczony, jest mądry, ma swoją życiową filozofię. Potra­fi być niezłomny, gdy chodzi o wartości - jego zdaniem - najcenniejsze, o wiarę i obyczaj żydowski, potrafi jednak być wyrozumiały wobec ludzkich słabo­stek. Można go zgiąć, ale nie złamać.

W interpretacji Bernarda Ładysza Tewie to bohater o zło­żonej psychologii, mocny, męski , a jednocześnie ciepły, serdecz­nie dobry, naiwnie wierzący w człowieka. Wspaniałe są rozmowy Tewie-Ładysza z Bogiem. Skarży mu się, radzi się, ale też wymyśla przeklina za nieprzy­chylne ludziom decyzje, za nie­dostatek, krzywdę.

Tewie żyje w czasach wiel­kich przemian historycznych, które pociągają za sobą także zmiany w psychice ludzi. Te zmiany docierają do zabitej deskami Anatewki. Córki (a ma ich bied­ny mleczarz aż pięć) nie chcą wychodzi za mąż według pro­pozycji swatki i woli ojca, mło­dy rewolucjonista z Kijowa obja­śniając biblię widzi w niej wal­kę klasową, z wielkich miast docierają ponure wieści o pogro­mach i wysiedleniach Żydów. To samo spotyka żydowską społeczność Anatewki. Ruszają więc w świat: stara swatka, ułomna i kulawa marzy o ziemi obieca­nej, gdzie będzie swatała mło­dych, by się mnożyli i byli szczęśliwi; zamożniejsi wyjeżdżają do Ameryki; on, Tewii zaprzęga się do mleczarskiego wózka, pakuje nędzny dobytek i z rodziną rusza w świat. Jednak przedtem daje błogosławieństwo występnej córce - renegatce która wyszła za mąż za ruskiego chłopca. Nie chce tego zrobić sam, obyczaj mu zabrania ale przekazuje błogosławieństwo przez żonę Gołdę, której partię gra Grażyna Krajewska.

Jest w "Skrzypku na dachu" wzruszająca scena, która niespodziewanie ukazuje nam rodziców pięciu córek w nowym świetle. Scena "miłosna" jakże osobliwa. Widząc kolejno gwałtowne miłości trzech ze swych dorastających córek stary Żyd zadaje nagle swej gderliwej żonie pytanie: "Czy ty mnie kochasz". Ona zrazu nie rozumie, tak jest zaskoczona, ale Tewie pyta wielokrotnie, nalega...

I otrzymuje odpowiedź: "25 lat prałam ci, gotowałam, sprzątałam, rodziłam dzieci, doiłam krowę. Jeśli to nie jest miłość! to co to jest?". Bernard Ładysz umie w tej scenie nadać swemu ogromnemu głosowi cudowną miękkość i ciepłą barwę. Nie jest to scena amantowska, ale właśnie dlatego ma znaczne większą siłę wyrazu.

"Skrzypek na dachu" to mu­sical o walorach humanistycz­nych, głęboko ludzkich. Spek­takl trwa około 3 godzin, jest rozrywkowy, ale o coś w nim także chodzi. Począwszy od pierwszej sceny, od sola skrzypcowego surrealistycznego skrzyp­ka na dachu z obrazów Chagal­la, wykonanego wspaniale przez Tomasza Bartosiaka, scenę owiewa nastrój poezji, następnie eg­zotyki, bo dla dzisiejszego widza scena chóralno-baletowa będąca pochwałą i prezentacją ży­dowskiej tradycji jest egzotyką.

W muzyce tego musicalu, pełnej temperamentu, ale i rzewności, miesza się folklor żydowski ze starymi romansami ro­syjskimi i tematami typowym dla współczesnej muzyki roz­rywkowej. Niektóre piosenki stały się szlagierami rozrywkowej muzyki, jak np. śpiewana dow­cipnie przez Bernarda Ładysza piosenka "Gdybym był boga­czem".

Pięknym fragmentem musicalu był duet Hudel - Hanna Matuskiewicz i Perczyka - Adam Koziołek "Teraz już wszystko mam". Wzruszała scena pożeg­nania odjeżdżającej Hudel - "Iść tam, gdzie każe los".

Reżyseria Marii Fołtyn jest żywa, spontaniczność ruchu aktorskiego w scenach mówionych i śpiewanych powoduje, że przejście w sceny taneczne odbywa się płynnie, w sposób naturalny, bez poszatkowania na numery. Reżyser dał wiele charakterystycznych typów, nawet w mniejszych partiach jak Lejzor - rzeźnik, Jenta - swatka, Rabin. Każdy jest inny, każdy zaznaczony wyraźnymi rysami.

Choreografia Krystyny Gruszkówny wypośrodkowana pomię­dzy folklorem a rozrywką, między obrzędowością a baletem, jest efektowna, dekoracyjna.

Scenografia Mariana Stańczyka funkcjonalna, ukazująca w syntetycznym skrócie zabity de­skami świat Anatewki. Kostiu­my utrzymane w czerni i bieli - tylko odrealniony sen Tewie­go kontrastuje barwnością.

Chór niezwykle ważny w mu­sicalu Bocka-Steina przygotowany przez Romana Paniutę śpie­wał ładnie, czysto, miał soczy­ste brzmienie, którym wypełnił ogromną scenę Opery Leśnej. Gorzej było z głosami solistów.

U jednego Bernarda Ładysza słyszało się i rozumiało każde słowo, co do innych trzeba było raczej nadstawiać ucha.

Dyrygent Rajmund Ambroziak prowadził przedstawienie pewnie, z nerwem, akompaniował czujnie, a całej orkiestrze na­leży się uznanie za to, że w takiej temperaturze, kiedy instrumenty i ludzie marzną, przy takiej wilgotności, potrafiła grać czysto, z wigorem, nie straciła dynamicznej elastyczności.

Nie jest sprawą łatwą przenosić przedstawienie z małej sceny łódzkiego Teatru Muzycznego na ogromną scenę Opery Leśnej, zwłaszcza po jednej próbie. Zmieniają się warunki przestrzenne i akustyczne, co nie­sie utrudnienia wszystkim - solistom, chórowi, baletowi. Tym więcej należy cenić sukces łódzkich artystów, których publiczność przyjęła gorąco.

Premierę "Skrzypka na dachu" przygotowuje obecnie Teatr Muzyczny w Gdyni. Reżyseruje Jerzy Gruza, kierownictwo muzyczne sprawuje Zygmunt Rychert. Z tym większą ciekawością obejrzeli melomani Wybrzeża pierwsze polskie wystawienie sławnego musicalu, które przypadło w udziale łódzkiemu teatrowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji