Artykuły

Chełpimy się gościnnością, ale ani myślimy o przyjęciu choćby kilku syryjskich rodzin

Fanatyzm Andersa Breivika okazał się dzisiaj złym proroctwem i nie można go przemilczeć. Trzeba krzyczeć, lamentować i bić na alarm, trzeba dawać odpór i w żadnym razie nie kapitulować. Broni nie składa na pewno Marta Górnicka, która prowadzi dzielnie swój chór na barykady! - pisze Mike Urbaniak w Wysokich Obcasach - dodatku do Gazety Wyborczej.

Pamiętam to jak dziś, a pamiętam zwykle niewiele, gdyż mam pamięć kury nioski. Była bodaj wiosna 2010 r. i siedziałem z nią na podłodze niewielkiej sali widowiskowej Instytutu Teatralnego w Warszawie. Robiłem wtedy co miesiąc do magazynu "Exklusiv" wywiady z kobietami, które osiągały sukcesy w rozmaitych dziedzinach, bo jak każdy szanujący się pederasta wielbiłem - ma się rozumieć - kobiety od zawsze i przebywać z nimi chciałem nieustannie. Jedną z nich była właśnie ona: niepozorna, uśmiechnięta, a w głębi serca kat. Już od jesieni poprzedniego roku katowała bowiem inne niewiasty, które wcześniej zaprosiła na casting do swego szalonego pomysłu - Chóru Kobiet uznanego dość powszechnie za fanaberię ówczesnego szefa instytutu, a dzisiaj dyrektora artystycznego Teatru Polskiego w Poznaniu Macieja Nowaka.

"Grubas zdziwaczał" - szeptało miasto. "Co to za pomysł?!" - krzywiły się przykurzone teatrolożki. A ona ze swoją kobiecą bandą dawała do wiwatu.

"Czegóż te baby nie wyrabiały! Śpiewały, mruczały, syczały, skrzeczały, prychały, mlaskały i cmokały jak wariatki. Ale w tym szaleństwie była metoda, bo Marta Górnicka - absolwentka szkoły muzycznej i szkoły teatralnej - wiedziała dokładnie, co robi."

Chciała wskrzesić na wskroś grecką ideę chóru, w jej zamyśle Chóru Kobiet, i pozwolić mu wybrzmieć, jak należy.

Zaczęła od legendarnych przepisów Lucyny Ćwierczakiewiczowej, żeby - jak sama mi mówiła - "obśmiać kulturowy przepis na babę", bo "kobieta nie jest ani ciastem, ani ciasteczkiem". Oj, nie jest, choć mężczyźni od wieków chcą kobietę urabiać jak ciasto i wsadzać do przygotowanych przez siebie foremek. Potem Górnicka dokładała kolejne teksty do wychórzenia: był Foucault, była de Beauvoir, było "Magnificat" rozmontowujące wizerunek Matki Boskiej. Głośny śpiew przeciw patriarchatowi, heteronormie oraz językowej i kulturowej opresji rozbrzmiewał najpierw w Warszawie, potem w kolejnych polskich miastach, aż w końcu słychać go było w niemal każdym zakątku świata, bo Chór Kobiet występował na scenach od Berlina do Tokio i jest najbardziej spektakularnym zagranicznym sukcesem polskiego teatru ostatnich lat.

Przyszedł też czas na chłopaków, bo Marta Górnicka w końcu ich przyjęła i przygotowywała kolejne odsłony już jako chór mieszany, zaczynając od "Requiemaszyny" opartej na utworach Władysława Broniewskiego. Realizowała też spektakle z chórami tworzonymi ad hoc, żeby wspomnieć choćby ten z koszyckimi Romami na Słowacji, czy ten telawiwski - złożony z Żydów i Arabów, żołnierzy, matek i dzieci. Ów spektakl nosił tytuł "Matka Courage nie będzie milczeć. Chór na czas wojny" - był ponoć wstrząsający, jak donosiły mi izraelskie źródła wywiadowcze, i dał początek tryptykowi, który artystka kontynuowała w Staatstheater Braunschweig i który właśnie zamknęła swoim najnowszym dziełem wystawionym na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu.

To wspaniałe dzieło nosi tytuł "Hymn do miłości" (proszę, czytając ten tekst, od razu kupować bilety) i zostało przygotowane z aktorami Polskiego oraz amatorami, których Górnicka - już tradycyjnie - zwerbowała w otwartym dla wszystkich castingu. Na scenie o żadnej amatorszczyźnie mowy jednak nie ma. Wszyscy radzą sobie znakomicie zarówno grupowo, jak i indywidualnie. Wraz z odpowiedzialną za dramaturgię Agatą Adamiecką i resztą ekipy Górnicka stworzyła dzieło nie tylko atrakcyjne inscenizacyjnie, ale także - a może przede wszystkim - niezwykle ważne, boleśnie punktujące naszą narodową polsko-katolicką obłudę. Obłudę, która z jednej strony chełpi się tradycyjną podobno gościnnością (gość w dom, Bóg w dom), a z drugiej - ani myśli o przyjęciu choćby kilku syryjskich rodzin. Tych oczywiście, które jeszcze ocalały, bo wiele z nich już brutalnie wymordowano.

"Polacy pod wodzą nacjonalistycznych polityków i równie nacjonalistycznego Kościoła katolickiego nie chcą u nas żadnych uchodźców, bo - jak słyszymy ze sceny - u nas nie ma miejsca, jakoś tak, kurczę, ciasno się zrobiło, a poza tym nie chcemy, żeby ci okropni uchodźcy korzystali z naszych promocji na smartfony."

Nie tylko zresztą my. Obcych nie chcą u siebie kolejne kraje. Fanatyzm Andersa Breivika okazał się dzisiaj złym proroctwem i nie można go przemilczeć. Trzeba krzyczeć, lamentować i bić na alarm, trzeba dawać odpór i w żadnym razie nie kapitulować. Broni nie składa na pewno Marta Górnicka, która prowadzi dzielnie swój chór na barykady!

--

Na zdjęciu: Marta Górnicka podczas spektaklu "Hymn do miłości", Teatr Polski w Poznaniu

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji