Artykuły

Zemsta Fredry nie do śmiechu

"Zemsta" Aleksandra Fredry w reż. Adama Nalepy w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Każdy obywatel dzierży za pazuchą broń, nosi mundur i jest wrogo nastawiony do każdego, kogo napotka. W domach obrazy z Maryją i Jezusem, a codzienne czynności przerywane są nawoływaniem do odśpiewania modlitwy "Ojcze nasz" na islamską nutę. Niechęć wobec osób o odmiennych poglądach wyrażana jest z pogardą. Tak "Zemstę" Fredry odczytał reżyser Adam Nalepa.

Na scenie minorowe nastroje. Na widowni powaga, z rzadka przerywana czyimś niezbyt głośnym uśmieszkiem. Aktorzy, odziani w wojskowe mundury odgrywają "Zemstę" na 120. urodziny Teatru Zagłębia w Sosnowcu. Po komedii nie ma śladu.

Nowożeńcy uciekają byle dalej od Polski

Kiedy myślimy "Zemsta", to w naszych myślach jawi się obraz naburmuszonego, wybuchowego szlachcica z szabelką i w kontuszu, pomstujące na swojego milczącego, ale szalenie sprytnego sąsiada, który między jedną a drugą modlitwą obraża współlokatora. Koniec końców, odwieczny spór zostaje przez sąsiadów zapomniany, a pokój przypieczętowany małżeństwem Wacława i Klary, podopiecznymi z obojga domostw.

U Adama Nalepy, reżysera spektaklu, którym Teatr Zagłębia w Sosnowcu świętuje jubileusz 120-lecia, dzieje się inaczej. Po ślubie, do którego dochodzi przecież za sprawą niecnego pomysłu przebiegłego Cześnika Raptusiewicza, kłótnia nie milknie, a nowożeńcy z wypchanymi walizkami uciekają, gdzie pieprz rośnie. Byle dalej od tej Polski, która w kilka lat, niepostrzeżenie zmieniła się w państwo, w którym panuje stan wojenny (znowu - chciałoby się powiedzieć). A wiara nie jest już jedynie sprawą osobistą, lecz obowiązującą obywateli doktryną.

Ojcze nasz na islamską nutę

Reżyser przenosi nas do Polski roku pańskiego 2022. Za pomocą kilku zabiegów kreśli niewesoły obrazek. Właściwie każdy obywatel dzierży za pazuchą broń, nosi mundur (prócz różowej Podstoliny) i jest wrogo nastawiony do każdego, kogo napotka na swej drodze. W domach na ścianach wiszą obrazy z Maryją i Jezusem, a codzienne czynności przerywane są raz po raz nawoływaniem do odśpiewania modlitwy "Ojcze nasz" na islamską nutę.

Są więc w tej inscenizacji pokazane wszystkie obawy Nalepy, którymi dzielił się w rozmowach przed premierą spektaklu. Co się stanie, jeśli nieodpowiednie osoby dostaną do ręki od władz broń? Ta w końcu wypali. Na razie na scenie. Jeśli w rzeczywistości, to czeka nas chaos, strach i żałoba. Świat, jaki znamy, odejdzie niechybnie w zapomnienie. Oby taka kolej rzeczy nie była naszym udziałem.

Nie od razu jednak jest tak poważnie i nie do śmiechu. Na początku bowiem zostajemy uraczeni krótkim prologiem autorstwa dramaturga Jakuba Roszkowskiego. To ekspozycja, w której przedstawieni zostają nam poszczególni bohaterowie i wyjaśniona jest istota sztuki. Na wesoło i z przysłowiowym "jajem". Jednak w kilka minut po odsłonięciu kurtyny nastrój się zmienia. Pobłażliwości, z jaką Fredro traktuje swoje charaktery, tu brak. Ich myśli, słowa i czyny zostają odczytane na serio, zatem kiedy dwie zwaśnione rodziny stają naprzeciwko siebie, hasło Cześnika (próbujący dowcipkować Wojciech Leśniak) "niech no strącę tę makówkę" brzmi groźnie.

Główną emocja jest złość

Główną emocją, która rządzi wśród bohaterów, jest złość. No - może z wyjątkiem zakochanych w sobie Wacława i Klary, dążących, bezskutecznie jednak, do pojednania swoich rodzin.

Nalepie bez wątpienia udaje się więc przeistoczyć obyczajową komedię w niemal tragedię, posługując się tym samym tekstem. I to jest jego sukces. Zamysł się powiódł. Choć nie brak tu kilku chybionych rozwiązań scenicznych.

Na przykład scenografia autorstwa Macieja Chojnackiego kompletnie rozmija się pod względem estetycznym z "wojskowymi" kostiumami bohaterów. Jest zupełnie odrealniona: składa się na nią podświetlana na biało i czerwono (lub biało-czerwono) konstrukcja okalająca rozsuwany, biały podest. Brak więc zamku, a mur jest umowny (bo ważniejszy jest ten niewidoczny, istniejący w naszych umysłach).

Ciekawie natomiast został wyrażony sprzeciw młodych w stosunku do nacjonalizmu i religijności, w którą są wtłaczani. Kiedy Klara (niezła Edyta Ostojak) na chwilę zostaje sama, z offu puszczona zostaje jedna z buńczucznych piosenek Marii Peszek poddających w wątpliwość istnienie Boga. Taniec bohaterki w jej rytm, to piękna manifestacja wolności.

Interesująco wypadło także "przekazywanie" roli Papkina kolejnym sługusom Cześnika (najlepiej chyba wypadł tu Aleksander Blitek). Jego peruka jest rodzajem namaszczenia przez pana, awansem, który żołnierz otrzymuje dopóty, dopóki się nie skompromituje jakimś czynem lub po prostu panu znudzi się jego posługa. Kontrowersje może budzić pomysł z zastrzeleniem członka świty Rejenta przez jednego z żołnierzy w ekipie Cześnika. Taki rozwój wypadków sprawia, że kolejne sceny przestają się kleić (do tej pory wszystko było w miarę spójne). Skoro tragedia się wydarzyła, zginął człowiek, to może warto odpuścić wesołkowatą scenę z dyktowaniem listu Dyndalskiemu? Zupełnie już w tej konwencji nie pasuje.

Dobrze za to wypada w tej stylistyce żegnanie się Papkina ze światem, który myśli, że został otruty przez Rejenta (nie mający za wiele do grania Zbigniew Leraczyk). I scena ślubu młodych, gdyż wydarzenie to jest kolejnym przyczynkiem do kłótni, a nie pojednania.

Niechęć wobec osób o odmiennych poglądach wyrażana jest z pogardą

"Zemstę" w reżyserii Adama Nalepy odczytuję jako rodzaj apelu z przestrogą. Do obecnej władzy, ale i do społeczeństwa. Jesteśmy podzieleni. Nie wiem, czy jak nigdy dotąd, jednak na pewno nie pałamy do siebie sympatią. Nigdy specjalnie nie pałaliśmy, ale dziś jest to szczególnie widocznie. Niechęć wobec osób o odmiennych poglądach wyrażana jest z pogardą.

Obydwa "obozy" lubią wzajemnie się obrażać, wręcz poniżać. Z ekranów telewizorów płynie nieustanna sprzeczka. Zgoda wydaje się być niemożliwa. Podzieliła nas polityka, ale i światopogląd, religia i styl życia. Reżyser pragnie, by na nowo zjednoczyła nas miłość. Ale może wystarczy być dla siebie po prostu miłym i tolerancyjnym?

"Zemsta" zrealizowana przez zespół Teatru Zagłębia w Sosnowcu na jubileusz 120-lecia to spektakl odmienny od naszych oczekiwań, przez co zaskakuje i niekoniecznie może się podobać. Ale skłania do namysłu i dlatego uważam, że warto się na niego wybrać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji