Artykuły

Osiemdziesiątka mistrza Adama

Wieczór jubileuszowy Adama Hanuszkiewicza w warszawskim Teatrze Nowym. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Cześnik (Daniel Olbrychski) dyktuje list Dyndalskiemu (Adam Hanuszkiewicz) - od tej sceny zaczęła się wczoraj w Teatrze Nowym uroczystość 80-lecia urodzin dyrektora tej sceny. Mistrz ceremonii wyjaśnił, że przed 30 laty przygotowywali się z Olbrychskim do grania tych ról. Niestety "Zemstę" Fredry akurat wystawił Gustaw Holoubek, później zaś Andrzej Łapicki.- Teraz, na jubileusz, postanowiliśmy jednak zagrać przynajmniej kawałek tej sceny - i przesłał spojrzenia wymienionym artystom. - Sam sobie zrobiłem ten jubileusz - dodał tytułem wyjaśnienia. - Ponieważ wiem, że to bezczelność, to mi wolno.

Opowieści Adama Hanuszkiewicza, nazwane przezeń alfabetem serdecznym, przeplatał występ Stanisława Sojki z zespołem. Wszystkich rozbawiła anegdota o dyrektorze Arnoldzie Szyfmanie. Powojenny zakaz obchodzenia prywatnych uroczystości w teatrze sprawił, że nie otrzymał on w dniu imienin żadnych życzeń od zespołu. Jedynie sekretarka zaprosiła z tej okazji szefa do domu. Kiedy przyszedł, znikneła w pokoju obok. Wszedł tam po krótkiej chwili, by stanąć oko w oko z całym zespołem, który dzierżył kieliszki do szampana. Zaskoczenie było obopólne, bowiem solenizant wszedł tam już... w gaciach.

Wspomnienia dyrektora Wilama Horzycy w Poznaniu dla jubilata łączyły się nieodmiennie z postacią Zofii Rysiówny, której w scenie obłędu Ofelii udało się przykuć uwagę niesubordynowanej, "organizowanej" widowni, złożonej z pracowników PGR. Nikomu innemu z całej obsady "Hamleta", łącznie z jubilatem w roli głównej, już się ta sztuka nie powiodła.

- Pana ojciec miał cztery żony i nie może żegnać jednej - usłyszał syn jubilata od księdza, który miał prowadzić pogrzeb po śmierci Zofii Rysiówny, drugiej żony artysty.

Przejmująco zabrzmiała jego opowieść o Juliuszu Osterwie, który u schyłku życia żegnał się ze sceną w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Na wieść, że ma przed sobą najwyżej trzy dni życia, wezwał współpracowników, by drobiazgowo wyreżyserować... własny pogrzeb.

Wspaniałe, barwne historie, anegdoty sypały się jak z rękawa. Jubilat często brał na świadków aktorów z czasów, kiedy prowadził Teatr Narodowy. Płynęły opowieści o podróżach, występach w Wilnie, połączonych z wizytą zespołu Teatru Narodowego u ołtarza Matki Boskiej w Ostrej Bramie. I w Moskwie, z prywatnym koncertem Wołodii Wysockiego w jego domu. W rodzinnym Lwowie, z żywiołowo przyjętym przez mieszkających tam Polaków "Weselem".

- Moja samotność brała się stąd, że nie miałem nigdy kumpli, którzy w 1941 r. rozproszyli się we Lwowie - wyznał pod koniec Adam Hanuszkiewicz. - Ani, z tych samych powodów, belfrów. Stąd mój kompleks outsidera i poczucie, że egzamin będę zdawał u Pana Boga. Na szczęście doktorat honoris causa Uniwersytetu Opolskiego, przyznany jubilatowi przed trzema laty, zwalnia go z tego obowiązku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji