Artykuły

Mateusz Rusin: Talent, otwartość i skromność

O wikarym z "Rancza", rosyjskiej duszy i smaku cukierków oraz o tym, dlaczego w rodzinnych Świebodzicach nie ma już Wolności - opowiada Mateusz Rusin, aktor Teatru Narodowego.

Rz: Czy jesteśmy muzykalnym narodem? Pytam o to serialowego wikarego Macieja z "Rancza".

Mateusz Rusin: Bez wątpienia jesteśmy. Przejawia się to szczególnie podczas rodzinnych uroczystości. Swojskiego brzmienia nabieramy zwłaszcza po spożyciu określonych napojów, które niektórym dodają otuchy. Ale mówiąc poważnie, lubimy słuchać muzyki, śpiewać. Z chodzeniem na koncerty bywa różnie, ale często bawimy się przy muzyce.

O tę muzykalność zapytałem, bo pamiętam serialową scenę z "Rancza", gdzie jako wikary próbujesz stworzyć chór w Wilkowyjach i wszyscy jak wilki wyją z pełnym oddaniem. A ty, słuchając tego, przeżywasz katusze. Czy muzykalność wikarego wzięła się z twojej własnej muzykalności?

- Kiedy autorzy serialu bardziej poznali odtwórców poszczególnych ról, zaczęli pisać trochę pod nich. Z wikarym Maciejem było podobnie. Wojciech Adamczyk, reżyser był na moim koncercie i wpadł na pomysł, by te moje zainteresowania muzyczne przenieść na serialową postać. Myślałem, że skończy się na graniu na gitarze, a tu doszedł jeszcze chór.

Urodziłeś się w Świebodzicach malowniczym miasteczku Dolnego Śląska. Czy przypomina ono choć trochę serialowe Wilkowyje?

- Nie. Wilkowyje, choć mają symbolizować Polskę, to jest jednak zdecydowanie wieś. Z konkretnym układem przestrzennym. W Świebodzicach jest typowy klimat miasteczek Dolnego Śląska. Ludzie nie są tak anonimowi, jak np. w Warszawie, ale też nie znają się tak dobrze, jak w Wilkowyjach.

A masz swoje magiczne miejsca?

- Pytasz o Świebodzice? Oczywiście. One łączą się ze wspomnieniami z dzieciństwa. Niektórych już nie ma. Jak kina Wolność, które zostało zlikwidowane kilka lat temu. Tam się spotykaliśmy na seansach, teraz pozostały ławki w parku.

W Świebodzicach nie ma więc Wolności!

- Mam nadzieję, że to się zmieni. Lubiłem odwiedzać stadion miejski. Tam odbywają się nie tylko lokalne uroczystości, ale też koncerty, na które chodziłem.

Serialowy wikary to niejedyny kapłan w twoje artystycznym dorobku.

- Już w szkole teatralnej jeden z profesorów mówił, że pewnie będzie mi blisko do postaci księży. Więc kiedy słynny reżyser litewski Eimuntas Nekrosius powierzył mi rolę księdza Piotra w "Dziadach", przyjąłem to z satysfakcją.

To są bardzo niezwykłe "Dziady".

- Myślę, że nie tylko dla widzów, ale i dla nas aktorów były one wielkim zaskoczeniem. Jeden z największych twórców teatru litewskiego spojrzał na nasz narodowy utwór pisany przez Polaka z Litwy z punktu widzenia Litwina. Zaskoczyła mnie niezwykła precyzja spojrzenia na nas z pewnego dystansu. Ciekawa próba zmierzenia się z tematem mesjanizmu, naszą wizją narodu wybranego, snami o potędze. Nekrosius otwierał wyobraźnię, patrzył na dzieło Mickiewicza inaczej niż my, ale nie niszcząc go, nie odzierając z metafizyki.

Teatr Narodowy, do którego trafiłeś zaraz po szkole, i spektakle w reżyserii Bogomołowa, Nekrosiusa, Englerta, Zadary czy Cieplaka, postać Ferdynanda w szekspirowskiej "Burzy" w Studiu Koło. To wszystko daje ci niezwykłą okazję do artystycznego rozwoju. Było nawet przedstawienie bez słów, czyli "Soplicowo. owocilpoS".

- Zestaw reżyserów, których wymieniłeś i tak różnorodne postacie, z jakimi przychodzi mi się zmierzyć to rzeczywiście olbrzymia frajda. A spektakl "Soplicowo" Piotra Cieplaka to bardzo niekonwencjonalne przedsięwzięcie. Opowieść bez słów, będąca uwieńczeniem czytań wszystkich ksiąg "Pana Tadeusza".

Zobaczyłem, że już w warszawskiej Akademii Teatralnej zacząłeś zagłębiać się w mroki rosyjskiej duszy. I stałeś się wręcz specjalistą od Dostojewskiego. Dymitr w "Braciach Karamazow", Hipolit, a teraz Rogożyn w "Idiocie". Nawet mnie to nie dziwi. Nazwisko Rusin do czegoś zobowiązuje.

- (śmiech) Pytasz o "rosyjską duszę", a ja powiedziałbym szerzej o duszy słowiańskiej, którą charakteryzuje głęboka uczuciowość, pewne rozwibrowanie, porywczość, skrywane namiętności. Jako Polacy jesteśmy temperamentnym narodem i blisko nam do rosyjskiej duszy. Dostojewski potrafił to rozgrzebywać, rozmawiać z własnym sumieniem. To jest gęste, mroczne, soczyste, bo taki jest człowiek. Ani do końca dobry, ani do końca zły. Całe nasze życie to przecież ciągłe poszukiwanie.

Jeden z twoich profesorów powiedział mi "Rusin to talent, otwartość i skromność". To piękne słowa, warto obserwować jak długo ta otwartość i skromność pozostanie.

- Mam nadzieję, że się nie zmienię. Bardzo ucieszyło mnie w tej opinii słowo "otwartość". Myślę, że to podstawa uprawiania tego zawodu, cecha, która powinna towarzyszyć przez lata. Praca w Narodowym daje mi ogromne możliwości, ale skoro wymieniłeś jeszcze szekspirowską "Burzę" w reżyserii Igora Gorzkowskiego, to mieliśmy z nią szczególne doświadczenie. Spektakl ten został wpisany do programu Teatr Polska i zjeździliśmy z nim niemal cały kraj, przypominając sobie, że aktorstwo to zawód wędrowny.

Zaczęliśmy od muzykalności i nią zakończmy, bo muzyka to druga obok aktorstwa twoja pasja. Właśnie wyszła długo oczekiwana płyta.

- Bardzo potrzebowałem takiej alternatywy, bo muzyka zawsze odgrywała ważną rolę w moim życiu. Zespół nazywa się "Cukierki", czyli Przemek "Dred" Pietrzak i Mateusz Rusin. Muzyka elektroniczna. Zaczęło się od kilku piosenek, które nagraliśmy spontanicznie, z radości tworzenia. Wrzuciliśmy je do sieci i rozwijamy się intensywnie. Szczególnie dzięki ludziom, którzy przychodzą na koncerty i chcą nas słuchać. Wydaliśmy nasz debiutancki album "Euforia". Zagraliśmy wiele koncertów, pojawiając się także poza granicami Polski między innymi w Londynie oraz Leeds. Cieszymy się, że Warner Music zajął się dystrybucją naszej płyty, a patronat objęło między innymi Radio Zet Chilli. To cudowne uczucie, kiedy wychodzimy na scenę i ludzie śpiewają razem z nami. Poza tym rzucamy do ludzi cukierkami własnego wyrobu. Nie zdradzę, co jest w środku.

Teksty są przewrotne, czasem dość mroczne. Czasem mam wrażenie, że dialogują z postaciami, które grasz w teatrze.

- Nawet jeśli nie robię tego świadomie, to pewnie trochę tak jest. Bo przecież te moje teksty wynikają z konkretnych doświadczeń, nastrojów. Trzeba ich po prostu posłuchać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji