Muzykoterapia w Muzycznym
Chwali Anna Jęsiak: "Wbrew wyobrażeniu, które dość łatwo się narzuca, nie jest to wcale estradowo-kabaretowa rewia żołnierskich piosenek, popularyzowanych swego czasu na kołobrzeskich festiwalach. Piosenki, owszem są, i to podane w formie parodii lub pastiszu. Ale jest i słowo. Regulaminowe wyimki oraz najróżniejsze instrukcje, dotyczące choćby posługiwania się bronią, stają się w tym widowisku materiałem dla świetnych scenek i monologów, gotowych ubawić do tez. Sprawcami naszej wesołości są naturalnie artyści. Słuchacze IV roku Studium Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym, młodzi adepci sztuki, przygotowali "Muzykoterapię" jako swój spektakl dyplomowy. To był dobry wybór, rzecz bowiem na sprawdzian scenicznych umiejętności nadaje się wybornie. Pod opieką Andrzeja Strzeleckiego wraz z reżyserem Wojciechem Paszkowskim, ośmioro dyplomantów stworzyło dynamiczne, zabawne, w pełni profesjonalne przedstawienie, które (...) powinno mieć duże powodzenie. Groteskową, karykaturalną, zwieńczoną gorzką puentą o zmarnowanych latach, wizję żołnierskiego żywota nakreślił z inwencją autor spektaklu. Realizatorzy i ośmioro wykonawców nadało mu w Gdyni udany kształt. Plastycznie skromny i oszczędny jest on także, mimo oczywistych i uzasadnionych konwencją przerysowań, podany w pewien zdyscyplinowany sposób (...) Nie drażni ani monotonią, ogrywaniem konceptów, ani scenicznym szaleństwem. Przeciwnie, zadziwia bogactwem sytuacji rysowanych gestem, mimiką, ruchem. Nie warto opisywać, ile dało się wykrzesać z dawnego przeboju Reginy Pisarek o wopiście, z piosenki "Przyjedź mamo na przysięgę", z regulaminowych reguł o zachowaniu się żołnierza w miejscach publicznych, z instrukcji obsługi granatnika. Trzeba to prostu zobaczyć. A patrząc, z satysfakcją obserwować kolejny rocznik wychowanków studium: Marię Borzyszkowską i Annę Zdanowicz oraz ich kolegów: Pawła i Piotra Kamińskich, Jerzego Michalskiego, Pawła Strymińskiego, Cezarego Studniaka i Tomasza Więcka. "Muzykoterapia" pozwala każdemu z nich pokazać się z najlepszej strony, wyraźnie zaznaczyć swoją obecność. Udany rocznik, udany dyplom, dobry spektakl" (Dziennik Bałtycki nr 235). Oraz Katarzyna Kaczor: "Cytaty, będące w spektaklu, robią wrażenie, jakby były pisane dla idiotów, więc bohaterowie "Muzykoterapii" przypominają pensjonariuszy szpitala, którym towarzyszy tercet biało odzianych sanitariuszy. Aktorzy tworzą zaskakujące interpretacje recytowanych i śpiewanych kwestii. Po obowiązkowym wykonaniu musztry, następują epizody koszarowo-poligonowe, oparte na parodii znanych sytuacji, na czele ze sztandarową Halo brzoza. Tu sosna. Zresztą to tylko przedsmak następnej zabawy, erotycznej interpretacji instrukcji obsługi karabinu i granatnika. Młodzi adepci sztuki aktorskiej kreują rekwizyty, zaznaczając ich istnienie jedynie gestem, bądź wykorzystują do tego celu posiadane części garderoby, budząc na widowni gromki śmiech. Trzeba zobaczyć, na ile różnych sposobów można nosić zwykłą koszulę imitującą bluzę od munduru i jak niezawodną słuchawką telefoniczną może być rozwiązany trampek, równocześnie pojemnik ze środkiem oszałamiającym. Przez cały spektakl wykonawcom udaje się przykuć uwagę widzów. Szybko zmieniające się sytuacje, prowokowanie nie przewidzianych skojarzeń, dobrze zaśpiewane (i na nowo zaaranżowane piosenki, to wszystko nie pozwala widzowi się nudzić. Na scenie dzieje się tak wiele, trudno wszystko zauważyć, więc może dlatego nie dostrzegam niczego, co by mnie zraziło do "Muzykoterapii". Nie jest to spektakl, o którym można godzinami rozmawiać po wyjściu z teatru, ale w zamian oferuje coś o lepszym działaniu terapeutycznym: godzinę dobrej zabawy" (Głos Wybrzeża nr 207).