Artykuły

Thackeray w operze dla dzieci

Od dwóch tygodni teatr olsztyński z powodzeniem gra "Pierścień i różę" Thackeraya. Gra oczywiście adaptację sceniczną znanej powieści fantastycznej klasyka realistycznej powieści XIX wieku. Do teatru ciągną wycieczki ze szkół. Nie brakuje również starszych widzów.

Przedstawienie zwraca na siebie uwagę. Od pierwszej sceny wszystkiego jest za dużo: barwy, dźwięków, krzyków... Mieszają się ze sobą różne bajki i różne powieści. Coś z "Kopciuszka" i coś z "Trzech muszkieterów". Operetka i musical. Ostre, groteskowe rysy postaci. Przesadna charakteryzacja. Wypchane brzuchy, śmieszne peruki, gołe łydki, pomalowane nosy.

Można pęknąć ze śmiechu. A najbardziej wtedy, gdy groteskowego króla okładają kijem po brzuchu i po głowie. To wzięte z jarmarcznej komedii dell'arte. A podesty układające się w szerokie schody pochodzą chyba z Szekspira. Na przykład z "Hamleta".

Ze współczesnego musicalu są piosenki Jacka Szczygła (muzyka) i Zbigniewa Staweckiego (słowa). Piosenki są zresztą bardzo dobre. Nawet wtedy, gdy połowa tekstu nie dociera do widza, do słuchacza.

A Thackeray? Gdzie w przedstawieniu jest Thackeray? Czyżby chodziło mu tylko o wywołanie na widowni pustego śmiechu? Dwa, może trzy razy, gdy pojawia się Czarna Wróżka, na moment błyska coś, o co chodziło autorowi. Trwa to jednak krótko. Do małych dzieci nie docierają, nie rozumieją, albo pochłonięte są fikającymi królami i królewiczami. Starsze może coś wyczuwają.

A morał historii opowiedzianej przez Thackeraya sprowadza się w wielkim skrócie do tego, że nie można dojść do szczęścia nie zaznawszy po drodze odrobiny cierpienia. Los Różyczki to włośnie ilustracja tego morału. Tylko tak strasznie zaciemnionego pustą zabawą, rozbudowaną maszynerią teatralną, przerastam inscenizacyjnymi, nie zawsze stosownymi do literatury i gatunku.

Skąd się to wzięło? Istnieje w literaturze teatralnej sporo pozycji nadających się na dobre praktyki. Przypomnę "Nagiego króla" Szwarca, realizowanego kiedyś na scenie olsztyńskiej i wówczas zastosowane środki (humor cyrkowo-operetkowy, wystawność inscenizacyjna, piosenki, mnóstwo barwy, ruchu...), nie raziły, przeciwnie były na swoim miejscu i znakomicie wspierały morał, alegorię.

Powodzenie sztuk w rodzaju "Nagiego króla" zachęca do naśladowania, do poszukiwań. Nie zawsze udaje się trafić na odpowiedni tekst albo też zawodzi intuicja, czasem smak.

Jest jeszcze jedno zagadnienie. Teatry często muszą zabiegać o widza. Wówczas kokietują rozrywką. A wiemy jakie rodzaje rozrywki mają dzisiaj największe wzięcie: piosenka, popularna muzyka, łatwy dowcip. Rozpowszechnia się moda na przerabianie różnych tekstów. Rodzi się złudzenie, że wszystko można umuzykalnić. Do teatrów muzycznych trafia Haszek i "Czterej pancerni", Zagłoba i "Pigmalion...".

Jednak nie wszystkie teksty poddają się podobnym zabiegom bez oporów. Często tracą wiele na podobnych adaptacjach. Tak też stało się "Pierścieniem i różą". Zrobiono przedstawienie; które w pierwszych momentach może rozbawić widza, wprowadzić w nastrój rozluźnienia, ale niewiele mające wspólnego z Thackerayem.

Strata tym większa, te inscenizacja powstała nakładem dużych sił i środków, przy udziale licznego grona realizatorów i wykonawców.

Spójrzmy na afisz. Adaptacji dokonał Harris Dean. Przekład libretta Anny Frąckowiak. Teksty piosenek Zbigniew Stawecki. Muzyka Jacka Szczygła. Przedstawienie reżyserowali Andrzej Rozhin i Janina Bocheńska. Scenografię projektowała Wanda Czaplanka. Kierownictwo muzyczne Lucjan Marzewski. Ruch sceniczny Barbara Bernacka. Układ pojedynków Marian Gańcza. Asystent reżysera Mariusz Szaforz. Korepetycja wokalna Stefan Brzozowski. Ekipa realizatorska jak w operze.

Liczna i doborowa jest również obsada aktorska. Zwracają na siebie uwagę przede wszystkim epizody. Jacek Pacocha i Mariusz Szaforz tworzą zabawną, ruchliwą i dobrze śpiewającą parę żołnierzy. Ich partnerem jest również Aleksander Maciejewski, który ponadto gra jedną z głównych ról - królewicza Lulejkę.

Śmieszną, charakterystyczną, zniewieściałą postać księcia Bulbo zawdzięczamy Stanisławowi Brodackiemu. Szczególnie w końcowych fragmentach przedstawienia jest znakomity. Groteskowa para królów to Gałązka (Walorozo) i Wacław Rybczyński (Padella). Danuta Oherow konsekwentnie gra skrzywioną, rozgrymaszoną złośnicę Angelikę.

Jedynie dwie postacie są proste, bez karykaturalnych rysów: Elżbieta Mach jako Różyczka, inne wcielenie Kopciuszka oraz Wanda Bajerówna w roli Czarnej Wróżki, zachowującej trochę literatury Thackeraya.

Energiczną hrabiną Gburią-Furią jest Hanna Wolicka, królową Paflagonii Danuta Markiewicz, dziarskim kapitanem Zerwiłebskim Stefan Kwiatkowski. Stefan Kąkol pojawia się dwukrotnie, jako Antoni Gburiano i drwal. Józef Czerniawski (markiz Mrukiozo), Janusz Kapuściński (Brodacz-Pancerny) i Joanna Biesiada (dama dworu), to pozostali wykonawcy.

Józef Sajdak (błazen) miałby do spełnienia ważną funkcję, gdyby przedstawienie było inne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji