Jesteśmy na siebie skazani
"EMIGRANTÓW" Mrożka, z którymi przyjechaliście do Szczecina, przygotowaliście w teatrze rzeszowskim.
Olaf Lubaszenko: Ten spektakl grali przez kilka, kilkanaście lat fantastyczni aktorzy. Wspaniałe były przedstawienia z Jerzym Bińczyckim i Jerzym Stuhrem, z panami Michnikowskim i Czechowiczem. Potem ten spektakl nie był grany przez długie lata, no a w ubiegłym roku przyszło mi do głowy, że można by spróbować reaktywować przedstawienie w młodej obsadzie, mającej troszeczkę inne spojrzenie na ten tekst. Udało nam się zrobić ten spektakl. Czy dobrze - ocena należy do widzów. Natomiast za to, że jesteśmy młodzi i za to, że gramy go trochę inaczej niż przywykła do tego krytyka, dostaliśmy po głowie w Warszawie. Ale jesteśmy przyzwyczajeni.
Cezary Pazura: Pocieszam się jednak tym, że krytykom nie stawia się pomników, za to pomniki aktorów - stoją.
Ale dlaczego w Rzeszowie?
C. P.: Nas nikt już nie chciał w Warszawie. Bardzo trudno jest tam samemu coś zrobić. Trzeba być w zespole teatralnym. Olaf nie jest w żadnym teatrze, ja byłem na etacie w Teatrze Powszechnym - i żeby się spotkać, zagrać razem, trzeba było "wyjść z klubu".
O. L: Musieliśmy mieć wsparcie instytucjonalne. Zaplecze teatru rzeszowskiego było niezbędne, żeby ten spektakl wyprodukować. Chcieliśmy, żeby był przygotowany profesjonalnie (chodzi mi w tej chwili o podstawy techniczne) i to nam teatr rzeszowski zapewnił, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Gdybyśmy robili to sami, pewnie by się nam nie udało. Czytałem niedawno wywiad z Danielem Olbrychskim, który jest producentem spektaklu "Listy miłosne" i w którym gra z Barbarą Wrzesińską - mówił, że przeżył wielkie rozczarowanie jako producent, bo po raz pierwszy zorientował się, jaka to jest dżungla - ten świat w Polsce.
Cezary zdobył w tym roku nagrodę publiczności - Złotą Kaczkę. Wielokrotnie powtarzałeś, że właśnie ta nagroda jest najważniejsza.
C. P.: Gdybyśmy żyli w normalnym kraju, to taka Złota Kaczka powodowałaby, że człowiek miałby propozycje filmowe. A okazuje się, że oprócz satysfakcji, że ludziom nasza praca się podoba, nie ma żadnych innych konsekwencji. Cały czas są to pieniądze państwowe i nikomu nie zależy, żeby te polskie filmy się zwróciły i zaczęły zarabiać na siebie.
Przejdźmy może do lżejszych, pogodniejszych tonów. Czy kochaliście się w aktorkach jako młodzi chłopcy?
C. P.: Nawet więcej... Ale nie powiem głośno. Bo to głupio...
Dlaczego?
O. L.: Ja bym prosił, żeby Czarek tego nie mówił, bo ja wiem, co on chce powiedzieć. Tak jak wszyscy młodzi chłopcy - my też kochaliśmy się w aktorkach.
C. P.: Ale to trwa do dzisiaj. Ja się kocham w Michelle Pfeiffer, a ona nic o tym nie wie. Kochałem się w Marzenie Trybale, i to przez długie lata. Miałem okazję pracować z nią ostatnio. Cały dzień byłem "w dreszczach".
Podobno łowicie razem ryby?
C. P.: Olaf łowi, ja czytam wtedy gazetę, albo śpię. Raz mnie Olo namówił, żebym spróbował, jak to jest, bo to jest bardzo emocjonujące. Przyznaję - łowienie ryb jest emocjonujące. Ale ja nie mam serca, żeby tak te robaki nawlekać na haczyk.
Łączy was nie tylko wspólne łowienie ryb. Cezary chciał zostać księdzem, a Olaf studiował przez jakiś czas religię prawosławną.
O. L.: Rzeczywiście, przez jakiś czas, bo to trwało dwa tygodnie, więc nie sądzę, że jest się nad czym rozwodzić. Ale był w moim życiu taki epizodzik... Natomiast z tego, co wiem, wiara Czarka była szczera.
C. P.: Tak... no, ale się zakochałem.
Miłość zwyciężyła.
C. P.: Chciałem być lojalny wobec dziewczyny i wobec wiary.
Chciałem mieć zawsze rodzinę, dużo dzieci. Znalazłem zawód bardzo podobny do zawodu księdza - zostałem... aktorem.
Czy popularność bywa uciążliwa?
C. P: Tylko. W tym kraju tylko uciążliwa. Ja nie mam żadnej przyjemności z tego powodu, że jestem popularny. Gdybym wiedział, że będę popularny, nie zacząłbym studiować w szkole teatralnej.
O. L.: I to jest konkluzja, do której chyba każdy wykonujący nasz zawód, pomaleńku, któregoś dnia musi dojść, niestety.
C. P.: Proszę mi wierzyć, że ja byłem chyba jedynym człowiekiem w Polsce, któremu tak bardzo zależało na popularności. Byłem bardzo ciekaw, jak to jest.
W takim razie, co jest atrakcyjnego w zawodzie aktora?
C. P: Nic.
O. L: Jest taki znakomity piłkarz niemiecki, Jurgen Klinsmann - on od czterech lat mówi co roku, że kończy karierę, że ma tego dosyć, bo go to nie interesuje, bo mu to nie daje żadnej satysfakcji. Pieniądze już zarobił, a naprawdę nic nowego, nic ważnego w jego życiu piłkarza się nie dzieje. No i jakoś nie może od tych czterech lat zakończyć kariery. Coś w tym musi być...
Podobno obaj dobrze gotujecie. Cezary nawet kształcił się w tym kierunku...
C. P: Jestem po szkole gastronomicznej. Muszę umieć gotować.
A Olaf?
O. L: Lubię gotować, nie wiem, czy umiem - mnie smakuje.
C. P.: Znalazłem niedawno pewne miejsce w Polsce, gdzie są pierogi z jagodami, takie jak ja robię. To jest w Zakopanem. Kawałek, niestety, trzeba jechać. Wolę sam sobie zrobić.
To jak robisz te pierogi?
C. P.: Normalnie. Ciasto, później zakleja się jagody i gotuje. Prosta sprawa!
A Olaf? Ulubiona potrawa?
O. L.: Najbardziej lubię robić gołąbki, ale niestety, nie robię ich często, bo jest to danie dość pracochłonne...Generalnie chodzi o to, żeby dobrze zjeść, tanim kosztem, w miarę szybko i w miłym otoczeniu. Dlatego nie jemy w domu (śmieją się).
Czy to prawda, Olaf, że jesteś przesądny?
O. L.: Tak, to prawda...
C. P: Ja też jestem przesądny. To jest prawda z tym czarnym kotem. Jechałem kiedyś "maluchem" z kolegą, siedziałem obok niego, on prowadził. Czarny kot przebiegł drogę. Odplułem przez lewe ramię i tak oplułem kolegę, że stracił panowanie nad kierownicą. No i jak tu nie wierzyć! Byśmy się zabili! Przez tego czarnego kota. Te przesądy to jest szczera prawda.
A co z przesądami związanymi z teatrem?
C. P: Olaf nigdy nie wyszedł z Teatru Dramatycznego normalnie, tylko zawsze między kolumnami - ma dwie takie "wymyślone". On sobie wymyślił, że jak przejdzie inaczej...
O. L.: Właściwie nie wiem, co się wtedy stanie, ale wolę nie próbować. Zawsze chodzę między tymi kolumnami. Zawsze też schodzę schodami.
C. P.: Ja mówię: zjedziemy windą. Nie, on musi schodami.
A dlaczego nie można windą?
C. R: Można, ale Olaf nie chce.
O. L.: To się nazywa nerwica anankastyczna.
Czy planujecie dalszą wspólną pracę?
C. P.: Do końca życia.
O. L: Myślę, że jesteśmy skazani na siebie. Ale to jest bardzo miłe.