Artykuły

7 dni w teatrze. "Papierowe kwiaty"

Czuję się zakłopotany, przedstawienie "Papierowych kwiatów" na Małej Scenie Teatru Nowego jest bowiem dobrze zagrane i interesujące, natomiast sztuka Egona Wolffa - urodzonego w Chile potomka niemieckich emigrantów - była denerwująca. Przepuszczono mnie przez maszynkę do mięsa, choć i tak wiedziałem po paru scenach, że wszystko źle się skończy.

Ona - zamożna, opuszczona przez męża kobieta po czterdziestce - rozpaczliwie tęskni do mężczyzny, chciałaby się do kogoś przytulić, kimś zaopiekować. On, obdarty chłopak ze społecznych dołów, trafia do niej ni to planowo, ni to przypadkiem i natychmiast zaczyna się szarogęsić. Dysponuje sporą inteligencją, mówi dobrym językiem, ale jest też pomyleńcem, dewiantem. Przestawia meble, zabija kanarka, obwiesza całe mieszkanie ohydnymi papierowymi kwiatami.

Zwykły łobuz byłby kobietę okradł bądź przystał na rolę żigolaka, on znęca się nad nią psychicznie, wreszcie morduje. To wszystko.

Rola Ewy - Halina Miller prowadzi ją w tonacji bezradnego zauroczenia - ustawiona jest w sztuce raczej statycznie, uwagę przyciąga włóczęga Dorsz, bezczelny, to zmów przymilny, a jednocześnie pełen atawistycznego okrucieństwa. Zbigniew Paterak zagrał tę rolę wyraziście i konsekwentnie, przekonał nas też bez reszty, że podobnych oberwańców nie wolno wpuszczać do mieszkania. Jednak podobne wnioski można wyciągać również z lektury rubryk kryminalnych w gazetach.

Reżyseria - Włodzimierz Nurkowski, scenografia - Marek Braun, prapremiera polska 31 marca 1990 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji