Artykuły

Piasek w ustach

Sztukę Paula Claudela Paweł Wodziński przysposobił do realiów naszych czasów. Na scenie brudny piasek, jakieś zardzewiałe beczki, złamana gałąź i przyczepa kempingowa - prowizoryczny dom dwojga ludzi. Rzecz dzieje się tu i teraz.

I jedynie poetycki język Claudela, który zupełnie naturalnie mógłby brzmieć w teatrze rapsodycznym, chrzęści w tym piasku. W neurotycznej psychodramie na czworo aktorów w dżinsach i swetrach razi zbyt wysokim tonem - brzmi zbyt manierycznie, zbyt wysoko.

Reżyser przedstawienia wyciął z tekstu "Zamiany" wszystko, co mogłoby ją lokować w innych czasach i innych realiach. I chociaż aktorzy zrobili wiele, aby ją uprawdopodobnić, dać claudelowskim postaciom ciało, psychologiczną głębię i życiowe prawdopodobieństwo, to jednak zgrzytu między rapsodycznymi kwestiami a naszą codziennością nie zdołali wyciszyć.

A jednak zabieg reżysera miał sens. Rozpisany na cztery sceniczne postacie rodzaj frustracji rzeczywiście drąży naszą współczesność. Ta sama neurotyczna reakcja na rozchwianie wartości czy wręcz pozbawione instynktu samozachowawczego stłumienie lęku przed prawnymi konsekwencjami swoich czynów. Tę chorobę można by nazwać - odróżniając od nihilizmu ugruntowanego filozoficznie - nihilizmem banalnym. Z podobnymi straceńcami z własnej woli spotykamy się na naszych ulicach i w naszych domach.

Przedstawienie Pawła Wodzińskiego rozdziera sprzeczność. Z jednej strony sceniczny Claudel jest naszym współczesnym, a jego diagnoza nie straciła na aktualności. Z drugiej strony próba znaturalizowania, ucodziennienia jego dialogów nie udała się i chyba udać się nie mogła. W okrojonym dramacie pozostało tylko napięcie między czworgiem ludzi, w które widzowie zostali wrzuceni gwał-townie i bezwzględnie. Puenta obecna jest już w pierwszych gestach i słowach bohaterów. Nic się na zapiaszczonej scenie nie może zdarzyć - wszyscy bohaterowie są rozbitkami pozbawionymi tożsamości i nadziei.

Paweł Wodziński nie dostarcza pociechy, a raczej opisuje obłędny fatalizm, który skazuje bohaterów na bezwład, porażkę, samookaleczenie.

Aktorzy nie mieli szans na budowanie swych postaci. Zmuszeni byli wejść w nie od pierwszego gestu i do końca przedstawienia utrzymać się w tym rejestrze. I udało się... Zobaczyliśmy postacie sugestywne. Zapamiętujemy poczciwą i bezbronną Martę (Jolanta Rychłowska), bezwolnego Ludwika (Andrzej Golejewski), psychopatycznie chłodnego Tomasza (Krzysztof Malinowski), pozbawioną zasad i rozpaczliwie tęskniącą za ich namiastką Lechy (Teresa Filarska). Zapamiętujemy rozedrgane twarze tych banalnych rozbitków. Choć irytują ich usta pełne zbyt dużych słów.

Być może zadania, które tym razem stanęło przed aktorami, nie da się wykonać. Być może nasz czas gra podobną- co prawda - tragedię, ale znacznie lichszymi niż claudelowskie figurami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji