Artykuły

Współczesna opowieść z przedmieścia

To przedstawienie zaczyna się na dobre pół godziny przed spektaklem. Widzów przyzwyczajonych do wygodnego azylu foyer, atakuje od wejścia perwersyjne dziecko półświatka, żebraczka i prostytutka wyciąga ręce po datek. Są zdezorientowani i niepewni, sięgają po drobne. Wtulony w kąt przy drzwiach teatru żebrze Filch. Przychód z tego prologu do interesu pana Peachum, ponoć nawet dość znaczny, teatr przeznaczył na Centrum Zdrowia Dziecka. Widzowie zmieszani z rozwrzeszczanym jarmarcznie tłumkiem ludzi Mackie Majchra i Peachuma, oddychają przez moment pozornie beztroską atmosferą podmiejskiego lunaparku i ani się spostrzegają, aż wszystkie drobne znikają z portmonetki. Na tej loterii nic się nie wygrywa, można za to wiele stracić. Takie są reguły gry. Duża zabawa i pierwsze ostrzeżenie.

Za publicznością zajmującą miejsce na widowni wchodzi także żebrzący tłumek. Sala teatralna zamienia się w zaułek Londynu. Kilkakrotnie jeszcze w czasie spektaklu widownia zamienia się w miejsce akcji. Przyciemnione światła, szamotanina, odgłosy brutalnej walki, światło latarek w oczy każą współuczestniczyć w grze choćby tylko świadomością bezwzględności jej reguł. Wszystko to przecież już było w teatrze, ale ten spektakl wciąga widza w grę dość konsekwentnie.

Dekoracje na scenie jak w małym tandetnym iluzjonie, czy podmiejskiej tancbudzie. Andrzej Sadowski świadomie obnażył tandetę tego światka, kontrastując z nią wymyślne tiule i piórka kostiumów. To zaznaczone trafnie w scenografii dążenie do wytworności pozorów, eleganckie maniery, przez które przeziera natura prostacka i prymitywna, stanowią efekt komiczny "Opery za trzy grosze" i mają swoją wymowę, w spektaklu porzucane jednak momentami na rzecz rodzajowości grupki "chłopców z przedmieścia". Mackie Majcher jest w spektaklu malowniczym złoczyńcą i don Juanem, bardziej zresztą don Juanem niż przestępcą, co w spektaklu każe go lubić, ale też zostanie trochę żalu, że Drzewiecki tym razem bardziej niż niewątpliwemu talentowi zawierzył swemu emploi. Sceny z Mackie i jego bandą mają charakter kabaretu, a drobne odniesienie w scenografii do Arsena Lupen zdaje się nie być przecież bez powodu. Zapamiętuje się tu szczególnie Janusza Michałowskiego jako Matyjasa. Elementy kabaretu, dramatu i pastiszu operowego mieszają się z sobą we wszystkich trzech planach spektaklu. Niewątpliwie najbardziej dramatyczną postać zagrała Elżbieta Jorosik-Jenny, także Michał Grudziński-Filch. Stworzył postać prawdziwie przejmującą, choć nie pozbawioną elementów komizmu - żebrak bez koncesji wyrasta w którymś momencie niezauważenie na bardzo charakterystyczny dla Brechtowskich dramatów typ - oportunisty, który potrafi przystosować się do wszystkiego, sprzeda chętnie własną duszę i twarz dla jednego szczebla kariery, dla którego każda metoda jest dobra, cho-ciaż cel żałośnie mały. To bardzo dobra rola Grudzińskiego.

Historię o Mackie Majchrze i Panu Peachum, o dwóch przedsiębiorstwach - gangach prosperujących w najniższych warstwach społecznych, żerujących na nędzy, nieszczęściu, naiwności i głupocie zamknął Brecht w ramy "Lehrstücke". W "sztukach pouczających" przekazywał prawdy o sprawach doniosłych społecznie, ale także dość oczywistych, jak to ma miejsce właśnie w "Operze za trzy grosze". Jest to jednak kanwa, na której dość mocno oprzeć można krytykę pewnych społecznych działań i mecha-nizmów, według których wszystko można sprzedać albo kupić. Sztuka ta jest najbardziej widomym wyrazem ówczesnej fascynacji Brechta widownią teatralną, nie tyle zresztą fascynacji, co metodycznego roztrząsania problemu nowego widza w teatrze. Entuzjazm dla nowego widza miesza się u Brechta z trzeźwą konstatacją jego kulturalnej zaśniedziałości. Szansę i sens teatru widział, jak wiemy, właśnie w widzu robotniczym, i jak nikt inny zdawał sobie sprawę z zapotrzebowania tej widowni na funkcję rozrywkową sztuki. Jednocześnie walkę o nowego widza pojmował przecież jako zwycięstwo określonych treści - sztuka miała prowadzić proletariat do walki. "Opera za trzy grosze" łączy w sobie obie te funkcje, i obie one w realizacji Teatru Nowego się uwydatniają. Przedstawienie jest doskonałą teatralną zabawą, zaskakującą momentami agresywnej wymowy ideowej.

Realizatorzy zachowali wszystkie songi, nadali przedstawieniu formę pastiszu opery, nie popadając w tak łatwą przy takich okazjach manierę operetkową. Zasługa to głównie doskonałej w tym spektaklu Sławy Kwaśniewskiej - Pani Peachum i Haliny Łabonarskiej - Polly, (obie role nagrodzone na tegorocznych Kaliskich Spotkaniach Teatralnych) a także Urszuli Lorenz-Błażewicz w roli Lucy. Wiele jest w tej realizacji scen pełnych sytuacyjnego dowcipu, np. spotkanie Polly i Lucy w celi Mackie Majchra, gdzie Brechtowska funkcja rozrywkowa dochodzi do głosu przede wszystkim, ale nie wyłącznie. Tak jak Brecht chciał - za jej pomocą docierają do widza ogólniejsze treści - filozoficzna wymowa jego sztuk.

Brecht śledzący i kompromitujący świat walki człowieka z człowiekiem tak m.in. pisał o swoim teatrze: "Teatr mój - i tego mi chyba nie sposób mieć za złe - jest teatrem filozoficznym, przy naiwnej wykładni tego terminu: rozumiem przez to, że interesuje się zachowaniem i myśleniem ludzi. Wszystkie moje teorie są w ogóle znacznie bardziej naiwne, niż się to mniema i niżby na to wskazywał mój sposób wysławiania się. (...) Gdyby krytycy przyjrzeli się memu teatrowi tak jak to czynią widzowie, nie przywiązując z góry wagi do moich teorii, zobaczyliby po prostu teatr, jak pozwalam sobie mniemać, z fantazją, humorem i sensem.

Nie należy zapewne zbyt dosłownie przyjmować powyższych wyznań autora, lecz przecież nie sposób dziś nie widzieć, choćby w porównaniu z jego późniejszymi sztukami, pewnych naiwności "Opery za trzy grosze". Ta ponura baśń współczesna z happy endem jest jednak niewątpliwie potraktowana z fantazją, humorem i sensem, i przez Brechta, i przez zespół Teatru Nowego. Przede wszystkim zaś jest świadectwem dużych możliwości i prawdziwej wszechstronności zespołu aktorskiego. "Opera za trzy grosze" zawdzięcza swój sukces w dużej mierze muzycznemu opracowaniu Jerzego Miliana, który melodyjnym songom Kurta Weilla nadał brzmienie chropawe, agresywne, a także wykonaniu ich przez zespół muzyczny i przede wszystkim śpiewających aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji