Artykuły

Wata z cukru

Kto z nas nie był dzieckiem i na widok waty cukrowej nie dostawał ataków pożądliwości, godnych alkoholika, widzącego baterie butelek, na których umieszczono wykonany drżącą ręką sprzedawcy napis "Prohibicja". Także dziś niezaspokojeni w swej namiętności mali nieszczęśnicy, prowadzeni przez surowych rodziców, wpatrują się w panią kręcącą ową watowaną słodycz, marząc o niej niczym prezydent Clinton o cygarze. Rozsądni dorośli dokładnie wiedzą, jakie skutki może wywołać jedzenie rzeczonej waty, dlatego też odciągają swoje pociechy od niej najdalej jak mogą.

W tarnowskim teatrze, który ostatnio dotknęła zaskakująca, fredrowska przypadłość w postaci gołej pupy, chcąc zabić w sobie gorzki smak skandalu, postanowił przeprowadzić na dzieci zmaso-wany atak słodyczy, w postaci przedstawienia "O dwóch takich, co ukradli księżyc", w reżyserii Bogusławy Czosnowskiej. Spektakl jest typowym przykładem archaicznej inscenizacji, której estetyka może była jeszcze do przyjęcia dwadzieścia, trzydzieści lat temu.

Ale zacznijmy od początku. Na scenie pojawia się konferansjer ubrany w ogrodniczki i czapeczkę niczym pan ze stacji benzynowej. Miast jak Pan Bóg przykazał tankować puste baki samochodów, wita "kochaną dziatwę", którą zaraz będzie wprowadzał w tajniki teatru. Bowiem adaptacja tekstu Kornela Makuszyńskiego jest tak skonstruowana, że gdy jej autorce brak pomysłu na przykład na to, jak pokazać, że Jacek i Placek wybudowali złemu czarownikowi wieżę, konferansjer zatrzymuje akcję, tłumacząc maluchom, że w teatrze czas płynie inaczej i muszą sobie wyobrazić, iż właśnie budowa dobiega końca. Nie jest to wbrew pozorom sposób na rozwinięcie wyobraźni dzieciaków, ale bezpieczne streszczanie tekstu.

By ożywić młodocianą widownię, reżyserka spektaklu od czasu do czasu funduje jej domowe przedszkole, w postaci ćwiczeń gimnastycznych. "A teraz kochane dzieci rączki do przodu, uderzamy się w udka i bijemy brawo" - dyryguje infantylnie konferansjer. Ruch w tym przedstawieniu, autorstwa Henryka Rutkowskiego, jest zresztą też czymś kuriozalnym. Układy taneczne, które przyszło wykonać młodym aktorkom, zakrawają na hołdujący złym gustom kabaret.

Wszystko to dzieje się w dekoracjach Anny Marii Rachel. Przedstawiają one wyrysowane na tekturach grzybki, roślinki , domki, zza których wyłaniają się aktorzy. Scenografka dostosowała się w ten sposób do poziomu całego spektaklu, który jest niczym wspomniana wyżej cukrowa wata. Jego słodycz rozpuszcza się w ustach, ucząc dzieci złego smaku. Wychowani na takich przedstawieniach widzowie, na pewno nie będą w stanie docenić wyrafinowanych, teatralnych potrwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji