Artykuły

Nie będzie nowej "Ziemi obiecanej"

Olsztyński pisarz Mariusz Sieniewicz został laureatem konkursu ogólnopolskiego Strefy Kontaktu. Jego tekst "Pidżamowcy" będzie zaprezentowany na scenie Wrocławskiego Teatru Współczesnego. To kolejny utwór pisarza, który trafi na deski teatru. W Bydgoszczy, nad "Miastem szklanych słoni" pracuje Andrzej Bartnikowski, dyrektor Olsztyńskiego Teatru Lalek. Z pisarzem rozmawia Ewa Mazgal z Gazety Olsztyńskiej.

Jurorzy ogólnopolskiego konkursu Strefy Kontaktu nagrodzili pana sztukę "Pidżamowcy" napisaną na podstawie książki "Walizki hipochondryka".

- To nie jest adaptacja. Wykorzystuję tylko motywy książki. Dramat to ciekawy gatunek, bo ma otwartą formułę, na styku literatury i teatru. "Pidżamowcy" są dramatem bliżej języka niż sceny. Ale zostaną zaprezentowane w grudniu przez Wrocławski Teatr Współczesny. Reżyserem spektaklu będzie Krzysztof Czeczot. Jak go zrealizuje, nie wiem. To on się będzie z tym tekstem zmagał.

Nie wydaje się panu, że teatr jest dzisiaj bardziej skandalizujący niż literatura i budzi więcej emocji? Przykładem może być "Klątwa" w Teatrze Powszechnym, a wcześniej "Śmierć i dziewczyna" z Teatru Polskiego we Wrocławiu.

- Nie zgadzam się. Wydaje mi się, że literatura jest tak naprawdę o krok dalej od teatru. Było w niej zaangażowanie na długo przed tym, jak wybuchło ono w teatrze. Był bunt, negacja, chociażby w książkach Elfriede Jelinek czy Michela Houellebecqa, zanim teatr zaczął się stawiać światu.

Ale to nie są pisarze polscy! U nas to teatr spiera się z rzeczywistością i ją wręcz patroszy, a nie literatura.

- I polskich znalazłoby się kilku. Ale tych skandalizujących przedstawień było tylko kilka, choć w każdym większym polskim mieście jest teatr. I wydaje mi się, że polska produkcja teatralna w 90 proc. jest mieszczańska, uładzona, przewidywalna i "konsumpcyjna".

To znaczy?

- Jest adresowana do widza, który ma miło spędzić czas. Polski teatr, z kilkoma wyjątkami, jest też bardzo ilustracyjny.

Ciekawe, że pana proza odpowiada ludziom teatru. Było "Czwarte niebo", "Żydówek nie obsługujemy" i "Rebelia", a teraz nad "Miastem szklanych słoni" pracuje w Bydgoszczy Andrzej Bartnikowski, dyrektor Olsztyńskiego Teatru Lalek.

- To rzeczywiście ciekawe. Zawsze wydawało mi się, że język mojej prozy jest hermetyczny i mocno zapętlony, jednak reżyserzy stwierdzali, że widzą w nich bardzo teatralne obrazy. Ale teatrowi bliżej do kultury obrazkowej niż literaturze, która wymaga skupienia i czasu. Teatr w porównaniu z książką jest sztuką szybkiej i atrakcyjnej obsługi.

Ale w teatrze przeżywamy coś wspólnie w tym samym momencie.

- No tak, wspólnota czytelników jest abstrakcyjna. Ale literatura jest domeną wyobraźni i ma nad teatrem przewagę długiego trwania.

Klasyka dramatu też trwa długo! Ciągle wystawia się "Dziady" i "Wyzwolenie".

- Usypiając nasze widzenie rzeczywistości poprzez "polską metaforę". Zupełnie nie czuję dramatu romantycznego i młodopolskiego. Dla

mnie dramaturgia zaczyna się wraz z Gombrowiczem i Mrożkiem. W ich utworach rozpoznaję swoje dramaty i problemy.

A w "Dziadach" nie?

- Nie, choć wiem, że Mickiewicz wielkim poetą był. I wydaje mi się, że bardziej chcemy, by był to dramat scalający nas we wspólnotę, niż jest nim w istocie. Ta dramaturgia jest formą usypiacza. Wydaje nam się, że dzięki niej doznamy katharsis. Kiedy jest źle, obejrzyjmy "Wyzwolenie". Dowiemy się czegoś o sobie i stwierdzimy, że zawsze tacy byliśmy. A mnie w teatrze i literaturze interesuje teraźniejszość, a nie poszukiwanie uniwersalnego humanizmu i dążenia do jedności wielkiej ludzkiej rodziny.

Ale u Gombrowicza jest też rodzina ludzka, choć w swojej polskiej edycji.

- Błagam! Ale w zupełnie innym kościele. Jest w niej więcej człowieczeństwa i jednostki.

Czy to znaczy, że współczesny dramat, łącznie z klasyką awangardy, lepiej sobie radzi z opisem i analizą "sprawy polskiej"?

- Oczywiście! Takie są nagrodzone w konkursie teksty Magdaleny Tulli, Grażyny Plebanek czy Maliny Prześlugi. Słyszałem tylko ich fragmenty, ale autorki tworzą naprawdę frapujące światy. Niech sobie istnieje ścieżka wieszczów narodowych, ale mnie bardziej intryguje to, co jest na obrzeżu, to, co jest odmienne i pojedyncze i co uwiera.

I współczesny dramat idzie tą ścieżką. Zajmuje się odszczepieństwem, herezją i patologią. I nie wydaje mi się, by powstał dzisiaj dramat narodowy, który mówiłby o naszych wszystkich bólach i lękach i wszystkie je udźwignął. Jest to romantyczno-modernistyczne pragnienie. Podobnie było w latach 90. XX wieku, kiedy czekano na wielką powieść, na nową "Ziemię obiecaną".

***

W konkursie wzięło udział 32 autorów z całej Polski. Jury pod przewodnictwem Jacka Majchrowskiego przyznało m.in. dwie równorzędne pierwsze nagrody w wysokości 30 tys. zł każda. Otrzymały je Malina Prześluga za dramat "Nie ma" oraz Sandra Szwarc za dramat "Doppelganger". Olsztyński pisarz za "Pidżamowców" otrzymał nagrodę komisji artystycznej. Przypomnijmy, że podczas poprzedniej edycji konkursu został wyróżniony tekst Sieniewicza zatytułowany "Bar Świętej Krewety".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji