Artykuły

Seks po żydowsku

Tarnowski Teatr, dzia­łający wciąż jeszcze na scenach tymczasowych, zainaugurował 11 września nowy sezon teatralny. Na te okoliczność pokazano tar­nowskiej publiczności pre­mierę sztuki Hanocha Levina "Szyc", zrealizowanej we współpracy z krakowskim te­atrem BARAKAH.

Dramat jest nowością na pol­skich scenach, bowiem jego pol­ska prapremiera miała miejsce 19 czerwca br. w Krakowie, a więc niespełna trzy miesiące temu. Co więcej, tarnowsko-krakowską inscenizację zaliczyć można z po­wodzeniem do ważnych wydarzeń w skali ogólnokrajowej i to nie tyl­ko ze względu na świeżość tekstu, ale przede wszystkim na wielce udaną realizację sceniczną.

Hanoch Levin to zmarły w 1999 roku, współczesny pisarz izraelski, zaliczany do najwybit­niejszych dramaturgów XX wieku, choć w Polsce jego sztuki świę­cą triumfy od niedawna. W swych dramatach Levin jest bezwzględ­nym krytykiem izraelskiej rze­czywistości. Żydzi nazwali go na­wet sumieniem narodu, jednak wymowa jego sztuk jest bardziej uniwersalna, bo odnosić się mo­że do każdego miejsca i środowi­ska w tzw. "cywilizowanym" świe­cie, w którym panują zdehumanizowane i wyzute z uczuć stosunki międzyludzkie. Podobnie rzecz się ma z wystawionym w Tarnowie "Szycem".

Tytułowym bohaterem sztu­ki jest przeciętny Żyd, drobny przedsiębiorca, w wielu zacho­waniach przypominający postać z niewybrednych szmoncesów. Jest zmęczony życiem, rodziną i kłopotami z wydaniem za mąż niezbyt urodziwej córki, na którą patrzy głównie jak na trudno zbywalny towar - z groteskową buchalterią godną rzeźnika opi­suje ją jak kawał mięsa. Jeśli jesz­cze o czymś marzy, to jest to kieł­basa, ulubiony przysmak. Nie jest nawet pewien, czy bardziej do szczęścia jest mu potrzebna ona, czy żona Cesia. Ta z kolei cier­pi z powodu życiowych rozczarowań, czuje się niekochana, nieza­spokojona seksualnie. Całe życie pozostając w cieniu męża, tłumi własne ambicje, które ożywają co pewien czas w najmniej spodzie­wanych momentach. Szeprahci, ich córka, nie czuje się uczucio­wo związana z rodzicami, toteż pragnie jak najszybciej opuścić dom rodzinny i rozpocząć życie na własny rachunek. Środkiem do osiągnięcia tego celu ma być zamążpójście, więc cała jej ener­gia życiowa skupia się na zdoby­ciu kawalera i kandydata na mę­ża. Gdy w końcu pojawi się na jej drodze Czerhes Peltz, zaakceptuje go natychmiast, choć bez miłości i złudzeń. Biedny, lecz przebiegły Rumun wnosi w życie rodziny no­we pierwiastki tragiczne - wojnę i walkę o obojętne i nieznane ce­le - jest żołnierzem.

Pierwsza scena, w której rodzi­na zasiada do obiadu, przypomi­na sielankę, ale tylko przez chwi­lę, bardzo szybko bowiem orien­tujemy się, że między bohaterami toczy się cicha walka. Levin oszu­kuje przez moment widza po to, by z większą dosadnością odkryć prawdziwe znaczenie prezentowa­nych zdarzeń. Podobnie rzecz się ma z pozornie sentymentalną sce­ną zalotów Szeprahci i Czerhesa - nastrój ulatuje, gdy okazuje się, iż każde z nich realizuje jedynie własne cele. Młody Peltz okazu­je się godnym przeciwnikiem sta­rego Szyca, toteż w pamięć zapa­da scena targu o posag między na­rzeczonym a ojcem panny młodej. I tak stajemy się świadkami bez­względnej walki o pieniądze i wła­dzę w gronie rodzinnym. Nawet Cesia marząc o wnuku, z satysfakcją podkreśla jego bezradność i za­leżność od niej.

Spektakl ocieka erotyzmem i to mało finezyjnym, grubo ciosanym zarówno w warstwie słownej, jak i choreograficznej. W seksie bo­haterowie poszukują lekarstwa na rozczarowania, na jednostajność upływającego życia. Seks jest dla nich także środkiem do zdobycia majątku czy pozycji. Pozornie tyl­ko zatracają się w nim, w rzeczywi­stości każde z nich oczekuje czegoś w zamian, stąd towarzyszą mu ku­pieckie i groteskowe komentarze - słowem "nic za darmo". Szeprahci pokocha swego męża napraw­dę dopiero po jego śmierci na woj­nie, a Czerhes zazna spokoju, gdy jako duch powróci do domu teścia i zajmie należne mu miejsce pod stołem. Władzę w rodzinie obej­mie z powrotem cudem ozdrowiały Szyc i wszystko wróci do punktu wyjścia - "kiszenia się" w starym, mocno niesmacznym sosie.

Przedstawienie oparte jest na aktorach, to oni przede wszyst­kim zapełniają przestrzeń scenicz­ną. Reszta to tylko dodatki. Jan Polewka i Lesław Kostka, autorzy scenografii, dyskretnie wspoma­gają aktorską pracę symboliczny­mi sprzętami, a to stołem i krze­słami, ślubnym baldachimem czy konstrukcją z ubikacją na kółkach. Sprzęty te wjeżdżają na scenę i wyjeżdżają z niej, zostawiając puste miejsce dla artystów.

Sceniczne zdarzenia rozdziela­ją piosenki o charakterze songów, są swoistym komentarzem do sy­tuacji. Renata Przemyk, znana pio­senkarka i kompozytorka jest au­torką świetnej muzyki do spek­taklu. Umiejętnie dostosowała melodie, w których pobrzmiewa muzyka klezmerska i bałkańska, do zdarzeń - czasem dźwięki chowają się za tekstem jako tło, a cza­sem celowo wysuwają się na plan pierwszy, drażniąc krzykliwością jak najlepsze podsumowanie tego, co się dzieje.

Czwórka aktorów: Kajetan Wolniewicz, Lidia Bogaczówna, Moni­ka Kufel i Karol Śmiałek, tworzy na scenie zgrany zespół, prezen­tując wysoki poziom artystycz­nych umiejętności. Dialogują, mo­nologują, śpiewają i tańczą. To za ich sprawą sztukę ogląda się z za­partym tchem. Warto szczególnie zwrócić uwagę na Lidię Bogaczów­na w roli Cesi, żony Szyca. Aktorka tworzy postać barwną i wielowy­miarową, a w partiach tanecznych przewyższa pozostałych. Niestety tylko Monika Kufel jest członkiem tarnowskiego zespołu od nowego sezonu, inni występują w sztuce gościnnie.

Natomiast tarnowską aktorkę Annę Nowicką po raz pierwszy ro­dzima publiczność może podziwiać w charakterze reżysera. Na­leży się jej uznanie przede wszyst­kim za trafną obsadę i mądre poprowadzenie aktorów.

Do udanych pomysłów insceni­zacyjnych zaliczyć też trzeba wy­stawienie spektaklu w murach piwnicy TCK. W panującej tam, kameralnej atmosferze zatraca się dystans między widownią a sce­ną, tym samym widz zostaje wcią­gnięty w wir zdarzeń; jest gościem na weselu, milczącym uczestni­kiem targów o posag czy cichym podglądaczem w domu Szyca.

A w jakim nastroju widz wy­chodzi po spektaklu? Choć sztu­ka jest rozśpiewana i roztańczo­na jak musical, zawiera sceny satyryczno-komediowe z potężną domieszką groteski, to na pewno nie jest mu do śmiechu. Niesie za­siany w duszy niepokój, ale ma też przeświadczenie, że właśnie obej­rzał kawał solidnej artystycznie, teatralnej roboty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji