Artykuły

Strusie straciły trochę piór

Dlaczego kobiety żyją dłużej? - Bo nie mają żon. To jeden z dowcipów, które można usłyszeć we wrocławskiej operetce podczas pierwszej w jej historii rewii wyreżyserowanej przez Bohdana Łazuka. Mistrz pojawia się zresztą pod koniec przedstawienia tańcząc i śpiewając piosenkę "Bo to się zwykle tak zaczyna".

W programie rewii zamieszczono zdjęcie malutkiego Bohdana Łazuki w bieliźnie i w ogromnym słomkowym kapeluszu przypominającym sombrero. "Nigdy nie negowałem, że talent jest rodzajem powołania," ale opowieści o aktorstwie wyssanym z mlekiem matki są... wyssane z palca. W rodzinie nie było przede mną żadnego komedianta. Dominowały tak zacne zawody: inżynier, adwokat, lekarz - profesje, które nie kojarzą się z żadnym artystycznym bałaganem. O komediancie mogła opowiedzieć ciocia wujkowi w dowcipie, ale nawet to było w złym guście" - pisze Bohdan Łazuka w programie.

Końcówka spektaklu jest najciekawsza nie tylko dlatego, że występuje w niej Łazuka (wiele pań było z tego powodu wręcz rozanielonych), ale pojawia się cały zespół w swych bogatych, stylizowanych kostiumach: balet, chór i soliści. Razem z orkiestrą jest to około stu osób. Jak się wszyscy mieszczą na scenie, Bóg raczy wiedzieć.

Rewia Łazuki dała zatrudnienie wielu renomowanym wrocławskim zakładom krawieckim. Aby uszyć kilkaset strojów z lat 20. i 30. krawcy pracowali przez miesiąc. Niczego nie trzeba spinać prowizorycznie agrafkami, jak się nieraz to zdarza w teatrach. Strusie straciły trochę piór. Dyrektor Marek Rostecki mówi, że nikt z operetki nie biegał do zoo. Na szczęście, fermy strusie są już i na Dolnym Śląsku. Ich właściciele sami oferują pióra na sprzedaż. Wiele trudu wymagało ich ufarbowanie i przygotowanie z nich puchu, który wykorzystano do wykonania szali w typie boa. Rostecki przypuszcza, że zużyto około dwóch kilogramów piór. Warto było. Kiedy w rewii pojawia się biała dama szeleszcząca piórami w kostiumie a la Josephine Baker (w szpilkach i pióropuszu około metra dziewięćdziesiąt), cała sala zamiera z zachwytu. Jest wreszcie to, na co wszyscy czekali. Szałowy przepych znany z amerykańskich rewii. Niestety, scena nie pozwala na zbudowanie wielkich schodów, więc musi wystarczyć pięć stopni, za to rzęsiście oświetlonych. Zużyto około dwóch tysięcy żarówek. Taśmę, w którą je wmontowano, sprowadzono specjalnie z Niemiec. Wszystkie są energooszczędne. Inaczej operetka poszłaby z torbami. I tak rachunki są wielkie - wzdycha dyrektor Teatru Muzycznego. Ale rozpromienia się, gdyż spektakl cieszy się dużym zainteresowaniem i jest szansa, że wkrótce się nie tylko "zamortyzuje", ale i przyniesie zyski. Są już pierwsze zamówienia z innych miast polskich. Przyciąga nie tylko temat, ale i postać Łazuki. Dyrektor Rostecki nie chciał zdradzić, ile zapłacono mu za występy we Wrocławiu. Zapewnił jednak, że nie zdarł skóry z wrocławskiej operetki, gdyż potraktował sprawę bardziej sentymentalnie niż handlowo. Ponadto po raz pierwszy w życiu wyreżyserował naprawdę duży spektakl i znakomicie bawi go ta sytuacja.

W pierwszej części zaprezentowano głównie szlagiery z zagranicznych filmów. Kończy ją ognisty kankan. Druga zawiera znane piosenki z polskich kabaretów ("Ada, to nie wypada", "Miłość ci wszystko wybaczy", "Już nie zapomnij mnie"). Co chwila pojawia się balet, którego nie oszczędza choreograf. Jest nawet szalony charleston.

Szlagierów z lat 20. i 30. słucha się z przyjemnością. "Nieuchronnemu działaniu czasu oparły się te najładniejsze, o pięknych melodiach, łatwych do zapamiętania i do powtórzenia nawet przez mało muzykalnych, o prostych tekstach, ściśle przylegających do muzyki. No i pierwsze słowa refrenu, tzw. szlagwort: "Umówiłem się z nią na dziewiątą", "Już taki jestem zimny drań", "Powróćmy jak za dawnych lat", "A mnie w to graj" - w różnych okolicznościach nadają się do zastosowania" - twierdzi Stefania Grodzieńska. Jej mąż Jerzy Jurandot oświadczył się jej tekstem czardasza: "Tak mi weszłaś w krew, dziewczyno czarnooka, tak mi weszłaś w krew, jak stary mocny tokaj". Modne piosenki popularyzowano w zeszycikach sprzedawanych po 50 groszy. Ich wydawcy kupowali płyty i spisywali teksty piosenek tak, jak usłyszeli. Jak wspomina Stefania Grodzieńska, wyniki bywały różne. W zeszyciku takim tekst wyśpiewanych jej oświadczyn brzmiał: "Tak mi weszłaś w krok, dziewczyno czarnooka, tak mi weszłaś w krok jak stary mocny lokaj".

Jak więc nie kochać starych piosenek? Ale dla artystów nie jest to materia łatwa. Trzeba zmierzyć się z prawykonaniami Marleny Dietrich, Hanki Ordonówny, Eugeniusza Bodo i Adolfa Dymszy. Niewielu potrafi z takiego spotkania wyjść obronną ręką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji