Artykuły

Schulz wg Dudy-Gracz

"Sanatorium pod Klepsydrą" na podstawie tekstów Brunona Schulza, performance w reż. Agaty Dudy-Gracz w Instytucie Weterynaryjnym SGGW w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Performance "Sanatorium pod klepsydrą" Agaty Dudy-Gracz zabiera nas w podróż do świata Brunona Schulza, posiłkując się krótkimi etiudami, które w różnych pomieszczeniach Instytutu Weterynaryjnego SGGW na warszawskiej Pradze, gdzie przed laty studiował Stefan Żeromski, odgrywają aktorzy Teatru Żydowskiego. To ich dynamika, energia i zaangażowanie, a także nie mająca sobie równych przestrzeń, wyznaczają rytm tego niecodziennego widowiska, które w znakomity sposób demonstruje całą wyjątkowość wyobraźni i wrażliwości reżyserki, starającej się zawsze wychodzić poza prosty, oczywisty i łatwy sposób przekładania narracji na teatr. Duda-Gracz postanowiła tym razem przede wszystkim skupić się na tak ważnej w prozie autora "Sklepów cynamonowych" kwestii czasu, który w warunkach sanatoryjnych poddany zostaje nieodgadnionym do końca operacjom i kombinacjom. Celebrowanie i powtarzalność poszczególnych scen zwracają właśnie szczególną uwagę na czas, który u Schulza spóźnia się "o pewien interwał, którego wielkości niepodobna określić".

Przechadzając się po zakamarkach budynku przy Grochowskiej 272 siłą rzeczy przywołujemy kadry z filmowej adaptacji Wojciecha Hasa, bo i w niej jak i w performansie Dudy-Gracz, uczestniczymy w swoistej podróży w przestrzeni. Ten odrealniony labirynt, stanowiący rzeczywistość sanatorium, to nic innego jak bezgraniczna peregrynacja w czasie, który może zostać na chwilę zatrzymany, może zostać cofnięty, niekiedy zaś może nas zawieść ku terytoriom zupełnie nieprzewidywalnym. Reżyserka "Galgenbergu" wykazuje się po raz kolejny niebywałą inwencją teatralną - potrafi komponować z prostych obrazów syntetyczny, skrótowy świat, który oglądamy z perspektywy wariacyjnej mnogości przywoływanych fragmentów z prozy Schulza. Jednak należy sobie od razu powiedzieć, że wielość zastosowanych tutaj rozwiązań formalnych nie jest tylko próbą popisu artysty jako prestidigitatora czy maga stwarzającego kolejne plany. Kalejdoskop pejzaży, w których czasami - nawet jeśli nie chcemy - uczestniczyć musimy zatrzymani przez performerów, choć z pozoru jest serią aktorskich etiud zainspirowanych prozą autora "Wiosny", podporządkowany został przede wszystkim semantyce wynikającej z samego tekstu, a nie teatralnej formie. Wymyślona bardzo precyzyjnie przez Dudę-Gracz partytura, sprowadzająca niekiedy gesty i działania instrumentalistów do wcielania się w określone postaci, nie zatrzymuje się na poziomie wykreowania kolejnych sztuczek czy numerów po to, by zaczarować "zwiedzających" samą zmiennością rzeczywistości poszczególnych scen. Zawsze jest czas na to, by się zatrzymać, posłuchać, pomyśleć i tym samym poskładać mozaikę poddanych odpowiedniej rytmice obrazów w jedną wspólną całość. Piszący te słowa miał ogromną satysfakcję, kiedy mógł w swojej pamięci, podczas słuchania mówionego prawie do ucha monologu Ernestyny Winnickiej, odtworzyć sceny z "Wiosny" w reżyserii Ryszarda Majora, wystawionej niegdyś na deskach Teatru Polskiego w Bydgoszczy, w której przyszło mu się zmierzyć z postacią schulzowskiego Józefa. Ta wyjątkowa refleksja nie pozostaje odosobniona, albowiem widać było, że publiczność jest złakniona takich właśnie spotkań i często na dłużej zatrzymuje się w miejscach, które są intrygujące, tajemnicze, magiczne, dziejące się jakby na pograniczu snu i jawy. Byli też tacy, którzy siadali na długo przy aktorach i wsłuchiwali się w wypowiadane przez nich słowa, niekiedy cichutkie, ledwie słyszalne, kiedy indziej natarczywe, gwałtowne i rozdzierane bólem istnienia.

Przetransponowanie literatury Schulza na grę środków teatralnych odbywa się tutaj w pełnej symbiozie ze zgromadzonymi z niezwykłą pieczołowitością elementami scenografii i rekwizytami. Ich ilość była imponująca, w dodatku na tyle sugestywnie wkomponowana w charakter przestrzeni, że idealnie budowała również nawiązaniami do malarstwa Otto Dixa czy Georga Grosza, nastrój i klimat schulzowskiego imaginarium. Do tego trzeba dodać równie silnie oddziałującą na widzów siłę ekspresji, którą potęgował ruch sceniczny Tomasza Wesołowskiego i reżyseria światła Katarzyny Łuszczyk. I choć Duda-Gracz inscenizuje to wydarzenie teatralne na podstawie wyimków z literatury Schulza, dowolnie ją rekonstruując czy zdecydowanie jakby dekomponując, widać wyraźnie zastosowany charakterystyczny dla niej mechanizm kreowania teatralnej materii w oparciu o collage'ową metodę układania poszczególnych elementów. Wszystko to razem pozwala nam uzmysłowić sobie ileż dylematów może stać się również naszym udziałem, w momencie rozpoczęcia eksplorowania teatralnego zapisu czy zapamiętania tego, co obserwujemy i w czym uczestniczymy. I nie chodzi wcale o rozpoznawalność bohaterów czy wykorzystanych cytatów z Schulza, ale o zastosowany rodzaj nadinterpretacji, którą przywołuje rozgrywana symultanicznie wizja. Bo propozycja Dudy-Gracz w dużym stopniu zdaje się wynikać z przekonania, że istnieje możliwość uzyskania nawet w kalejdoskopowej mozaice nieskończonej ilości interpretacji, która jednak daje szansę na zbliżenie się do prawdy autora, a tym samym doskonalsze odczytanie i zrozumienie jego intencji. Tak samo jak intencji samych twórców tego niecodziennego przedsięwzięcia artystycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji