"Puchatek" w Dramatycznym Widziałem także osła, którego mrówka niosła...
Niedawno odbyła się w Sali Prób Teatru Dramatycznego w Warszawie premiera sztuki "Być Puchatkiem" według "Kubusia Puchatka" i "Chatki Puchatka" Alana Aleksandra Milne'a. Tekst oczywiście oparty na doskonałym przekładzie Ireny Tuwim. Przedstawienie to zostało jakby powtórzone za inscenizacją "Kubusia Puchatka" z 1986 r. w krakowskim "Teatrze 38", wyreżyserowanym przez Piotra Szczerskiego, z tą różnicą, że grają aktorzy warszawscy.
Teksty Milne'a mają w Polsce swoją historię, nie tylko jako książki dla dzieci, ale chyba przede wszystkim dla młodzieży i dorosłych. Utwierdził się w naszej świadomości czytelniczej obraz Kubusia Puchatka niezwykle urokliwy, pełen fantazji i humoru. Przedstawienie "Być Puchatkiem" niewiele ma z tym wspólnego. Ponura scenografia (Marek Braun) przedstawiająca śmietnik, trzepak i kupę tekturowych pudeł, a nad tym galeryjkę z drzewami do pokoju Krzysia - ma zapewne na tyle pobudzać wyobraźnią widza, aby zamienił to wszystko w las, ogród i przytulny dziecięcy pokoik. Także kostiumy scenicznych postaci zostały jakby wzięte z ponurego snu. Wygląd Kłapouchego np. przypomina raczej pijaczka z Dworca Centralnego niż sympatycznego osiołka. Tylko gra występujących w tej bajce aktorów (Ryszard Jabłoński - Kubuś Puchatek, Zbigniew Konopka - Prosiaczek, Krzysztof Wieczorek - Kłapouchy, Maciej Damięcki - Królik, Mirosława Krajewska - Kangurzyca) ratuje na tyle spektakl, że widzowie nie uciekają z teatru i wsłuchują, się w urokliwy dialog Puchatka ze zwierzakami i Krzysiem. Na premierze co prawda dzieci było niewiele. Przeważali słuchacze studiów pedagogicznych, trochę speszeni i zagubieni, nie kryjący jednak rozczarowania. Wiemy, jak bardzo brakuje przedstawień dla młodych widzów, którzy przecież stanowią zawsze wdzięczną i sympatyczną dla teatru publiczność. Nie ma co też dyskutować nad prawem realizatorów do eksperymentu. Ale, na litość, oszczędźmy tym najbardziej bezbronnym widzom "operacji plastycznych" polegających na zmuszaniu ich do aprobaty złego smaku i braku wyobraźni: Fantazja bowiem nie jest równoznaczna z akceptacją brzydoty. Wymaga przemyślenia i wypracowania pomysłów tak jak to dzieje się - w serialach o Bolku i Lolku czy filmach Gradowskiego, opartych na utworach Brzechwy, którego fantazja potrafiła obdarzyć mrówkę siłą osła.