Artykuły

Tartuffe i Jaracz

Wśród tysięcy głosów, jakie odzywają siew całym świecie na tę podwójną rocznicę Moliera, nie zabraknie i takich, które wraz z wyrazami hołdu dla poety przyniosą wspomnienia, okruchy pamięci, momenty osobistych przeżyć. Taką właśnie rzeczą jest te parę wspomnień o "Świętoszku" z niezapomnianym Jaraczem.

"Świętoszek" jest po trosze molierowskim "Hamletem", w tym sensie, że jego pierwotny tekst tak samo uległ zniekształceniu i tak samo kusi komentatorów. W walce z obłudą Molier musiał uciekać się do środków, którymi gardził. Zapewniają nas, np. że akt drugi nie mógł istnieć w pierwszej redakcji. Tym więcej trzeba podziwiać siłę tej sztuki, jeśli potrafiła strawić interpolacje - czyniąc z nich nie skazę, lecz bez mała zaletę. Bo farsowy Orgon z drugiego aktu, dobroduszny i rozbrajający, odciąża na chwilę atmosferę komedii.

Jest to jedna z najbardziej cierpkich komedii Moliera, który w ogóle nie umiał myśleć o wadach ludzkich ze spokojem. Jego wielki charakter odbierał mu wszelką pobłażliwość, gdy szło o podłość, zło, głupotę, na czym zyskiwał psycholog: nic nie osłabiało jego przenikliwości, nic nie hamowało odwagi, z jaką rozcinał najbardziej odstręczające dusze. Każde słowo tekstu, którym Tartuffe przemawia, to szczebel po szczeblu schodzenie w głąb nikczemności - wędrówka odkrywcza i straszna. Jej moralnej wartości żaden czas nie naruszy.

Bo Molier w swych największych dziełach opiera się zwycięsko napastliwości czasu. Oczywiście. że i w "Świętoszku", jak mucha w bursztynie, zakrzepł pewien moment z historii obyczajów, któremu brak dobitnych analogii z chwilą obecną, lecz studium obłudy przeprowadzono tu tak ostro, że bierzemy Tartuffe jak obszerną metaforę, jak jedną z wielu trawestacji zła, nie mniej władczego dziś niż przed trzystu laty.

"Świętoszek" należy do tych sztuk, na które idzie się jak na znaną operę, aby przede wszystkim posłuchać znakomitego solisty. Był nim tu Jaracz. Wyborny w każdym momencie, miał swoją wielką arię w scenie umizgów z trzeciego aktu. Pożądliwość, fermentująca pośród obłudnych i namaszczonych słów, wyraziła się w jego Tartuffie z wstrząsającą szpetotą. Cóż za niezwykłą wymowę nadał swym rękom! Skąd on wziął żółtawy połysk oczu, przez które wyglądał płaz spod maski ludzkiej? Dał nam odczuć, z jaką pasją Molier rzucił tę postać na scenę i jak pastwi się nad nią, zapomniawszy o wszelkiej wyrozumiałości.

Jaracz dał swemu Tartuffe'owi niepospolitą charakteryzację; ta wyleniała głowa, ta twarz, na której bezczelność, chytrość, złośliwość nie umie się dłużej niż przez chwilę ukryć pod maską wzniosłości i pokory, mogłaby nas fascynować ze szczerniałego tła znakomitego obrazu. Niewielu chyba artystów w Europie tak czuło i tak mówiło tekst poetycki jak Jaracz. W jego ustach ani jedno słowo nie szło na marne, każde otrzymało właściwy akcent, łączyło się z właściwym gestem, poruszało grę twarzy. I wtedy dopiero widziało się czym jest wiersz Moliera: wolnym od wszelkiej pustki i bałamutnych ornamentów głosem duszy ludzkiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji