Artykuły

Wielkanocna pisanka

Teatr im. S. Jaracza (Łódź) August Strindberg - WIELKANOC. Przekład - Zygmunt Łanowski, Reżyseria - Bogdan Hussakowski. Scenografia - Grzegorz Małecki. Muzyka - Piotr Hertel.

XVI prezentacją Teatru Rzeczypospolitej stała się "Wielkanoc", przywieziona przez łódzki zespół. Wiele słyszało się o znakomitości tego spektaklu. Precyzji reżyserskiej, utrafieniu w ów rzadko dający się słyszeć na naszych scenach prawdziwie strindbergowski ton, świetności scenografii, dojrzałym aktorstwie. Co z tego okazało się prawdą? Chyba nie wszystko, lecz to, co nam pokazano, wystarczy, by mówić o przedstawieniu zasługującym na uwagę. Inna kwestia, że ponieważ jest to prapremiera polska "Wielkanocy" (w tym reżyserska chytrość) nie można porównać spektaklu Hussakowskiego z tym, co potrafiłby z niełatwego utworu wydobyć reżyser klasycyzujący np. Erwin Axer, bądź wizjoner w rodzaju Andrzeja Wajdy. Myślę, że zwłaszcza ten ostatni potrafiłby dać nam Strindberga mistycznego, Strindberga owładniętego świadomością grzechu i wiarą w możliwość zmartwychwstania. A ta problematyka wypadła w łódzkiej wersji raczej bladawo, mimo naprawdę znakomitej strony muzycznej (wielkie pochwały dla Piotra Hertla). Sądzę, że winę za to ponosi przede wszystkim Mariusz Wojciechowski (Elis). Kiedy Elis obsadzony jest aktorem średnim - dramat wyrzeczeń i poświęceń zamienia się w przerzucanie się frazesami i nieznośne miotanie po scenie. Trzy role: Krystyna (Małgorzata Rogacka-Wiśniewska), Eleonora (Bożena Miller-Małecka) i Beniamin (Hanna Bieluszko), zagrane na dobrym poziomie obnażają braki techniczne p. Wojciechowskiego. W ogóle, jeśli już mowa o technice: zdaje się, że ambitny reżyser zbyt mało uwagi poświęca takim drobnostkom, jak np. dykcja czy pamięciowe opanowanie tekstu. Częstych przejęzyczeń i ewidentnych błędów wymowy nie da się wytłumaczyć tremą. Scenografia może i efektowna, ale trochę bez sensu. Z tekstu wynika, iż meble i dywany rodziny Heyst przedstawiały jakąś wartość. Tymczasem w trosce o nastrój scenograf zaprojektował graty, na które nawet handlarz starzyzną by się nie połaszczył. Dywany jako ścierki do podłóg, i to gdzie? W domu pedantów i czyściochów... Nie wiem, ale za dużo jak na mój gust tego efekciarstwa i myślenia racjami reżysera nie racjami autora. Dlaczego Lindkvista (Bogusław Sochnacki) ucharakteryzowano na Strindberga? Czym tłumaczy się ten pomysł? Sochnacki jest aktorem, który dałby sobie radę z postacią i bez tych sztuczek. Dowiódł tego wielokrotnie... Przepraszam, że zrzędzę. Ale samymi ambicjami nie robi się teatru. Podobnie jak pogoń za prapremierami nie może być receptą na repertuar.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji