Artykuły

Mroczny kryminał, dyktatorzy i Czechow na "Walizce"

XXX Międzynarodowy Festiwal Teatralny Walizka w Łomży. Pisze Wojciech Chamryk w portalu 4lomza.pl.

Ukraiński Teatr Voskresinnia powrócił na Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Walizka". Artyści ze Lwowa zaprezentowali na Starym Rynku "Mewę" [na zdjęciu] Antoniego Czechowa, przekładając sztukę o bezsensie życia pełnego sukcesów, ale pozbawionego miłości na wodewilowo-cyrkowy spektakl, łączący wątki komediowe z poważnymi. Wcześniej Michal Svironi z Izraela zachwyciła widzów pacyfistyczną i antytotalitarną "Matką dyktatora", a hiszpański Cinema Sticado Collective przedstawił w "Strpts//Episode 1: Mirlo & Rula" mroczną opowieść z morderstwem w tle.

Drugi dzień jubileuszowej edycji "Walizki" upłynął pod znakiem bardzo różnorodnych, konkursowych spektakli, adresowanych do widzów w każdym wieku. Dla najmłodszych zagrały dwa teatry ze stolicy. Teatr Lalek Guliwer zaprezentował "Podróż na czternaście łap" Marty Guśniowskiej, "pełną dowcipu opowieść drogi o poszukiwaniu bezpiecznego i wolnego od uprzedzeń domu" o przyjaźni dwóch lisów, kury i psa. Warszawski Teatr Lalka sięgnął do klasyki, przygotowując słynny poemat "Karnawał zwierząt" Camille Saint-Saënsa, w którym oprócz czworga klasycznych muzyków wystąpili aktorzy, ilustrujący poszczególne miniatury, z najbardziej popularnym "Łabędziem" na czele, pracą dłoni, czasem tylko z wykorzystaniem rekwizytów.

Spektakle oznaczone kategorią "16+" okazały się jeszcze bardziej godne uwagi. Dwuosobowy Cinema Sticado Collective stworzył w autorskim "Strpts//Episode 1: Mirlo & Rula" miniaturowy świat z tektury. Został on pokazany za pomocą kamer w w estetyce kryminalnego filmu, z dialogami przetworzonymi różnymi efektami i muzyką pełną industrialno/ambientowych szumów, zgrzytów i trzasków, nagrywaną i zapętlaną w looperze tak, że na bieżąco ilustrowała ona wartką "historię o specyficznej estetyce, z domieszkami tajemnicy, seksu, korupcji, morderstwa i prześladowania".

Jeszcze dalej w swym spektaklu poszła Michal Svironi, gdyż "Matka dyktatora" okazała się protestem izraelskiej artystki przeciwko wszelkiej maści dyktatorom, ale opartym na przewrotnym koncepcie matki, której dziecko właśnie takim zbrodniarzem zostanie. Łącząc tradycyjny spektakl lalkowy, żywy plan i pełen improwizacji stand-up z aktywnym udziałem publiczności nie tylko wykonawczyni, ale też autorka tekstów i piosenek, starała się wykazać, że nikt nie rodzi się od razu zły, a wiele zależy tu od rodziców, mających ogromny wpływ na dalsze losy swych dzieci, naznaczonych brakiem miłości, zrozumienia czy mających różne problemy, które w przyszłości mogą stać się przyczyną zbrodniczej działalności, tak jak to było choćby w przypadku Stalina, Hitlera czy innych przywódców-dyktatorów.

Zbliżonego tematu dotykała też "Mewa" w wykonaniu teatru Voskresinnia, ponieważ Czechow opisał życiowe perypetie Konstantego Gawryłowicza Trieplewa. Ten pragnący zostać pisarzem młody człowiek ma już za sobą pierwsze próby literackie, ale jest ciągle zniechęcany do pisania: zarówno przez swą matkę, znaną aktorkę, jej przyjaciela, już uznanego pisarza, a nawet swą ukochaną, która w końcu go opuszcza. Tę, momentami wręcz tragikomiczną opowieść, zakończoną samobójstwem głównego bohatera, który w końcu odnosi sukces, ale nie potrafi żyć bez miłości, ukraiński teatr przetworzył w widowisko uliczne bez dialogów, wykorzystując tylko aspekt wizualny, podobnie jak w pokazywanym na "Walizce" przed trzema laty, "Wiśniowym sadzie".

- Z przyjemnością wróciliśmy do Łomży! - mówi reżyser Jarosław Fedoryszyn. - Przyjechaliśmy z nową sztuką, bo "Mewa" to premiera i pokazujemy ją na jubileuszowym, 30. festiwalu. To nie przypadek, że znowu pokazujemy Czechowa. Wcześniej zrobiliśmy "Trzy siostry", "Wiśniowy sad" na scenie i w plenerze, a teraz właśnie "Mewę".

Liczne sceny zbiorowe, częste zmiany rekwizytów, numery iście akrobatyczne, pirotechnika i sztuczne ognie, pokazy z ogniem, wyjścia szczudlarza i wiele innych zwrotów akcji zachwyciły łomżyńską publiczność.

- Popularyzujemy poważną literaturę - podkreśla Jarosław Fedoryszyn. - Do tego nie używamy tutaj słów, chociaż mówiono nam: "Czechow bez słów jest niemożliwy!". A tu okazało się, że można pokazać go ciekawie dla każdej publiczności. To był celowy zabieg: tak chcieliśmy i tak zrobiliśmy. Cieszymy się, bo to bardzo podoba się ludziom - nie tylko w waszym mieście, ale też w innych nasze spektakle są bardzo dobrze przyjmowane. Bardzo lubię Czechowa i myślę, że w plenerze zagramy też "Wujaszka Wanię" - może przywieziemy do was ten spektakl następnym razem!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji