Artykuły

Marcin Herich: Poczucie niepewnego jutra znów chwyta nas za gardło

- Sztuki performatywne to różnorodne zjawiska artystyczne, łączące teatr rozumiany tradycyjnie jako intencjonalne działanie na żywo - granie wobec widza i inne zjawiska kulturowe, w tym nowe media, sztuki wizualne i taniec. Tworzone często przez reżyserów i aktorów, ale także performerów, tancerzy, plastyków, rzeźbiarzy, artystów video - mówi Marcin Herich, pomysłodawca i dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Performatywnych A Part, który rozpoczyna się dzisiaj w Katowicach.

W piątek 2 czerwca w Katowicach rozpoczyna się 23. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A Part, najważniejszy i największy przegląd europejskiego teatru autorskiego na południu Polski. Wydarzenie potrwa do 11 czerwca.

W programie znalazło się wiele ciekawych spektakli z Polski i Europy, a także koncerty i wernisaż wystawy. O idei festiwalu, działalności Teatru A Part i wydarzeniach tej edycji przeglądu opowiada jego pomysłodawca i dyrektor artystyczny, Marcin Herich [na zdjęciu]:

Marta Odziomek: Co słychać w świecie sztuk performatywnych?

Marcin Herich: Mają się dobrze. To różnorodne zjawiska artystyczne, łączące teatr rozumiany tradycyjnie jako intencjonalne działanie na żywo - granie wobec widza i inne zjawiska kulturowe, w tym nowe media, sztuki wizualne i taniec. Tworzone często przez reżyserów i aktorów, ale także performerów, tancerzy, plastyków, rzeźbiarzy, artystów video.

Sztuki performatywne są bardzo obszernym zbiorem zjawisk. Zawsze muszę wybierać, co zaprosić na festiwal, bo tyle interesujących spektakli powstaje każdego roku. Staram się prezentować na festiwalu ich możliwie szerokie spektrum, by oddawały tę różnorodność, z której świat sztuk performatywnych jest znany. Interesują nas przede wszystkim spektakle, które komunikują się z odbiorcą w inny sposób niż poprzez słowo albo takie, w których słowo jest jednym z wielu równoległych środków przekazu.

Wykluczam natomiast z programu festiwalu A Part typowy teatr dramatyczny i literacki oraz wszelkie propozycje z obszaru teatru zawodowego rozumianego jako teatr instytucjonalny i repertuarowy. Taki rodzaj teatru jest prezentowany podczas innych festiwali, których w Polsce jest bardzo dużo.

Co Teatr A Part robił przez miniony sezon?

- Prezentowaliśmy nasze produkcje i innych miastach w Polsce. Pokazywaliśmy nasze spektakle w Europie. Byliśmy m.in. w Niemczech, Włoszech i w Czechach. Pracowaliśmy nad nowymi spektaklami i nad organizacją festiwalu A Part. I - co jest dla nas nowością - przez cały sezon prowadziliśmy studio aktorskie. Uznaliśmy, że nadszedł już czas, by podzielić się pasją do teatru przez nas uprawianego, wiedzą i umiejętnościami z innymi.

I co wynikło z tego pomysłu?

- Zaadresowaliśmy to studio nie tyle do przyszłych aktorów scen dramatycznych, osób, które chcą zdawać na studia aktorskie, czemu często tego rodzaju twory służą, ale do pasjonatów teatru, który sami praktykujemy. Przygotowaliśmy własny program nauczania, by na koniec zrealizować wspólny "spektakl dyplomowy", wspólne przedstawienie Teatru A Part i naszych adeptów, których na użytek tej pracy nazwaliśmy - za Janem Fabrem - Wojownikami Piękna. W zajęciach uczestniczyło 11 osób w różnym wieku, większość z nich to amatorzy, dla których spotkanie z naszym teatrem od środka było wyzwaniem i przygodą.

Podczas festiwalu pokażecie "Alicję w Krainie Czarów" przygotowaną wespół z adeptami studium.

- Osobność tego przedstawienia polega na aktywnym uczestnictwie jednego widza w działaniach wykonywanych wyłącznie dla niego i wobec niego. Przemieszcza się według ustalonego schematu i obserwuje, współprzeżywa i współodczuwa. Ten rodzaj intymnego spotkania aktora i widza to wciąż prawdziwa rzadkość w polskim teatrze i rzadkość w teatrze w ogóle. Widz ruszając w swoją podróż w głąb przedstawienia nie wie, co go spotka. Jest jak Alicja z Krainy Czarów, która była wrzucona w ten zaczarowany, obcy sobie świat zupełnie sama.

Równocześnie widz śledzi losy Alicji, a raczej jest wciągnięty w ciąg skojarzeń i asocjacji na temat tytułowej bohaterki, której losy stają się synonimem różnych kobiecych i społecznych traum, takich samych w czasach pisania książki, identycznych w dziejach jej rozlicznych adaptacji i interpretacji i takich samych dzisiaj. Alicja staje się w ten sposób synonimem kobiety w ogóle, everywoman. Nie chcę zdradzać szczegółów spektaklu. Jego siła i niezwykłość polega także na suspensie, niespodziance, zaskoczeniu. Magii i niepokoju - bo to przecież "Alicja w Krainie Czarów". Spektakl trwa około 35 minut dla każdego widza. Widzowie są włączani w opowieść pojedynczo, co 15 minut. Dla każdego z nich pracuje 14-osobowy zespół aktorski, niejako uwięziony w spektaklu na czas trwania opowieści. Jeden pełny cykl może obejrzeć maksymalnie 7 widzów.

Podsumowując - stworzyłem w zgodzie z tekstem i równocześnie przekornie wobec tekstu - uniwersum dla dorosłych, zamieszkałe przez panopticum groteskowych i tragicznych postaci, które - uwięzione w szkatułkowej konwencji - opowiadają i zaświadczają o naszych trudnych ludzkich emocjach i mrocznych tajemnicach, o życiu. Nie wychodzę poza tematykę i stylistykę znaną widzom Teatru A Part. Moja "Alicja w Krainie Czarów" to dramat egzystencjalny przekazujący sensy i idee za pomocą karuzeli obrazów i działań, czyli w sposób, jaki konstruuję swoje spektakle.

Jakie przedstawienia pokaże Teatr A Part?

- W repertuarze festiwalu, prócz premierowej "Alicji", znajdą się jeszcze dwa nasze spektakle: wizualny teatr-kabaret "W dżungli historii. Variete" zrealizowany wspólnie z Theaterlabor Bielefeld z Niemiec oraz plenerowe widowisko "El Nińo. Miłość w czasach niepokoju".

"W dżungli historii. Variete" wznawiamy z okazji przyjazdu Theaterlabor Bielefeld do Katowic z ich najnowszym spektaklem. Nasz wspólny projekt, który zrealizowaliśmy 3 lata temu, jest grany niezmiernie rzadko ze względu na dzielącą nas odległość. Pobyt Theaterlabor w Katowicach jest okazją do ponownego pokazania przedstawienia. Ten spektakl to przykład dobrej współpracy dwóch odmiennych wizji artystycznych, zderzenie różnych sposobów myślenia o teatrze ludzi, którzy się lubią i szanują. Bawimy się tematem i formą. I opowiadamy o wojnie, artystach w niepewnych czasach i nostalgicznej urodzie fin de siecle'u.

Podobne w tematyce, choć zupełnie odmienne w formie jest "El Nińo". Wznawiamy to przedstawienie po 8 latach - z kilku powodów. Po pierwsze - wychodzimy na przeciw oczekiwaniom widzów. Wielu pyta nas o ten spektakl. Po drugie - niedługo będziemy już za starzy, by go nadal grać. To trudna, wyczerpująca produkcja - zarówno jeśli chodzi o jej przygotowanie, jak i wykonanie. Po trzecie wreszcie - spektakl wydaje się idealnie pasować tematem i formą do czasów, w których żyjemy.

"El Nińo" to widowisko katastroficzne. Zarówno tematyką, jak i formą oddaje niepokój, który towarzyszył momentowi jego powstania. Był rok 2003. Żyliśmy w cieniu ataku na World Trade Center i doniesień o nadciągającej zarazie SARS. Nie poradziliśmy sobie jeszcze z AIDS. Na wschodniej półkuli szalały tsunami, na zachodniej tajfuny, burze błota i el nińo. To ostatnie - jedno z najbardziej katastrofalnych zjawisk klimatycznych wszech czasów - nazwane zostało niewinnie i dwuznacznie imieniem dzieciątka Jezus. Nasze poczucie zagrożenia po mniej więcej dekadzie uśpienia znów się obudziło. Akty terroru w Europie, barbarzyństwa państwa islamskiego na Bliskim Wschodzie, katastrofa emigracyjna - to sprawia, że poczucie niepewnego jutra znów chwyta nas za gardło. Nasze "El Nińo" jest złowróżbną tragedią i przypomnieniem, wrzaskiem i przestrogą.

Kolejnym przedstawieniem z kręgu Teatru A Part, które pokażemy na festiwalu jest kameralne, przejmujące solo Moniki Wachowicz zatytułowane "V" - jej pierwszy, w pełni autorski projekt.

A z czym wspomniany już Theaterlabor Bielefeld przyjedzie do Katowic?

- Z prezentacją pt. "No.2". Pierwszy ich spektakl, nawiązujący do konwencji teatru absurdu, "Absurdesque", prezentowany był w Katowicach w 2011 roku. Był autorską wizją "Łysej śpiewaczki" Eugenie Ionesco. W drugiej części tej dylogii artyści zakorzeniają swoją wizję teatru w twórczości Samuela Becketta.

Wykorzystują do tego kilkanaście jego mało znanych, krótkich utworów dramatycznych, prezentowanych na scenie pojedynczo lub symultanicznie. Występ w Katowicach będzie pierwszą prezentacją spektaklu poza Bielefeld, po majowej premierze.

Czy inni artyści też wykorzystują literaturę dla swoich działań?

- Żadna sztuka nie istnieje w próżni, różne odmiany działalności artystycznej inspirują się wzajemnie i wpływają na siebie. Więc tak - jak najbardziej, ale niekoniecznie poprzez słowa. Literatura to bardzo silny bodziec do rozmyślań i działań, jest często kontekstem także dla teatrów, które nie pracują w języku.

Wspomniany Theaterlabor odnosi się po raz kolejny do mistrza teatru absurdu, ale czyni to w bardzo nieliteracki, awangardowy sposób. Za pomocą kolażu tekstów stwarza na scenie absurdalny odpowiednik równie absurdalnej rzeczywistości. Spektakl jest teatralną odpowiedzią na dzisiejszy świat, ale nie w formie publicystycznej, lecz w oparciu o sztukę.

Dla Camille Mutel i jej Compagnie Li(luo) z Francji punktem wyjścia i inspiracją do działań jest cytat z wiersza Elliota: "Idź, idź, idź, mówi ptak (ludzki gatunek znieść nie umie niczego, co zbyt rzeczywiste)". Polski tytuł pochodzi z tłumaczenia Czesława Miłosza. I to by było na tyle - przedstawienie jest całkowicie bezsłowne.

Artystka wykorzystuje tu teatr butoh.

- Tak, ale jest to butoh w stylu francuskim, nieco libertyński i zmysłowy. Zupełnie inny niż japoński, skąd się wywodzi, a który jest skupiony w większej mierze na wymiarze duchowym tańca. Francuscy artyści często łączą ten rodzaj działania scenicznego z nagością i zmysłowością.

Camille Mutel, założycielka Compagnie Li(luo) to jedna z najciekawszych reprezentantek tego francuskiego butoh. Sama przyznaje w wywiadach, że na początku swojej kariery zarabiała jako tancerka erotyczna. Dziś, będąc rozpoznawalną i doświadczoną artystką, prezentuje swoje abstrakcyjne i hipnotyczne seanse taneczne na wielu ważnych scenach świata. W Katowicach zobaczymy ją w towarzystwie tancerza i śpiewaczki. To pierwsza wizyta Compagnie Li(luo) w Polsce.

W programie festiwalu znajdą się także spektakle, które dotykają tematyki "inności".

- Francuz pochodzenia algierskiego, Kamil Guenatri, zaprezentuje performance z serii "Moretti". Jest osobą niepełnosprawną, całkowicie sparaliżowaną, dlatego pracuje z asystentami, którzy wykonują jego polecenia. W Katowicach - prócz asystentów - towarzyszyć mu będzie jego serdeczny przyjaciel i propagator twórczości Kamila w Polsce, znany świetnie widowni A Partu, Arti Grabowski.

Kamil jest bardzo inteligentnym, wszechstronnie wykształconym, pogodnym, młodym człowiekiem. Jest informatykiem, ale i performerem, poetą, pisarzem. To bardzo interesujący artysta, niebanalnie i zaskakująco myślący o przestrzeni i metaforze. Tworzy z siebie i z sobą w roli głównej poruszające żywe instalacje. To taki "Stephen Hawking" performance'u. Do swoich działań używa własnej niepełnosprawności. Epatuje nią, nie epatując. Jego działania są podszyte groteską i ironią. Jestem przekonany, że Katowice są gotowe na to niezwykłe, wstrząsające i piękne artystyczne spotkanie.

No i drugi spektakl - o języku, ale też o wykluczeniu tych, którzy nie chcą, by nazywano ich niepełnosprawnymi - "Nie mów nikomu" Sceny Roboczej.

- To wyjątkowy spektakl, który stwarza wspólną płaszczyznę komunikacji między osobami głuchymi i słyszącymi. To także spektakl o niezwykłym języku, jego sile i logice - języku migowym. Bohaterowie spektaklu - osoby głuche, próbują opowiedzieć nam swoje historie. Ale jak mają to zrobić, skoro nie znamy ich języka? Reżyser zadaje pytanie, jak spotkanie dwóch tak odrębnych światów może wyglądać w obszarze teatru. Zaprasza nas do rzeczywistości swoich bohaterów za pomocą gestów, napisów, dźwięków, obrazów.

A zaraz po tej prezentacji zaprosimy widzów na głośny i szeroko komentowany projekt Naked Girls Reading, który w swojej polskiej odsłonie zainicjowała prekursorka burleski w Polsce - Betty Q. Jak sama nazwa wskazuje, będzie to czytanie performatywne w stroju "Ewy". Nagie panie będą czytały teksty, dotykające kwestii emancypacji i praw człowieka. Część projektu prezentowana w Katowicach nosi tytuł "Na czarno" i dotyczy praw kobiet.

Zderzamy więc tu ze sobą niemal przeciwstawne sposoby komunikowania. Najpierw widzowie zobaczą spektakl o komunikacji, ale bez mówienia, potem wezmą udział w czytaniu niemalże bez "akcji", za to w atrakcyjnej formule. W obu przypadkach ze sceny padną ważne treści, dotyczące kondycji człowieka, roli i miejsca osób oraz środowisk defaworyzowanych we współczesnym świecie.

Zbliżoną tematykę - patologicznych relacji międzyludzkich i miejsca kobiety w takich relacjach - poruszy również spektakl grupy T.I.T.S. W "Wymuszonym pięknie" opowie językiem postdramatycznym o przemocy w dobie internetu.

Na jakie wątki warto jeszcze zwrócić uwagę?

- Na sposoby nietypowego uczestnictwa w odbiorze spektaklu. Przedstawieniem o nietypowej relacji widz-aktor jest nasza "Alicja w Krainie Czarów". Tak będzie także w "W.S. Burzy" według Szekspira Teatro del Lemming z Włoch. Włosi pokażą spektakl dla 25 widzów, którzy nie siedzą na widowni, ale podróżują po pustej, pozbawionej scenografii scenie. Nietypowy sposób uczestniczenia w spektaklu będzie też domeną duetu TukaWach.

Będą też koncerty i wystawa.

- Zwyczajowo, dwukrotnie posłuchamy koncertów. W piątek na otwarcie retro-folkowej Vladimirskiej. Ich muzykę charakteryzuje klezmerski klimat i nawiązania do muzyki cyrkowej. W następną sobotę - nowy projekt muzyczny Marcina Świetlickiego pod nazwą Zgniłość. Na wystawie zaś (wernisaż w poniedziałek) zobaczymy zdjęcia Joanny Nowickiej, przygotowane wspólnie z Moniką Wachowicz.

--

Bilety na spektakle: 25-35 zł. Pełny program na stronie www. apart.art.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji