Agata Skwarczyńska: Chciałabym zmierzyć się z operą
- "Trędowata" to moja ukochana scenografia. Bardzo się cieszę, że właśnie ona wygrała, zwłaszcza że poświęciłam na nią 9 miesięcy pracy - mówi Agata Skwarczyńska, scenografka i laureatka Nagrody Głównej na World Stage Design w Taipei.
Nagroda World Stage Design to chyba dla scenografa jedna z najważniejszych nagród jakie może otrzymać za swoją twórczość. A czym jest dla Pani?
- Nagroda w tym konkursie bez wątpienia jest ogromnym prestiżem, z drugiej strony muszę szczerze przyznać, że była dużym zaskoczeniem. Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać biorąc udział w tej wystawie. Wydaje mi się, że poziom był dość wysoki, a prezentowane prace bardzo różnorodne. Niektórzy prezentowali monumentalne i zjawiskowe makiety, moja prezentacja była bardzo minimalistyczna, wręcz skromna. Sama okazja odwiedzenia takiego miejsca jak Tajwan była dużą nagrodą. Złoty Medal jest niesamowitym dodatkiem. To dla mnie znak, że podążam w dobrym kierunku i że muszę jeszcze ciężej pracować, jeśli chcę osiągnąć więcej.
Co brała Pani pod uwagę, czym się Pani inspirowała, przygotowując scenografię do "Trędowatej"?
- "Trędowata" to moja ukochana scenografia. Bardzo się cieszę, że właśnie ona wygrała, zwłaszcza że poświęciłam na nią 9 miesięcy pracy. Szczęśliwie próby do "Trędowatej" były rozłożone na dwa etapy. Zaczęliśmy pracować koncepcyjnie nad spektaklem w sierpniu, a premiera była w maju. To był czas, żeby ten projekt mógł we mnie urosnąć. Myślałam dużo o historii, która potrafi w sekundę zmieść ludzkie życie. Pojawiło się skojarzenie z siłą żywiołu. Chciałam, żeby scenografia działała w sposób emocjonalny, reagowała na to, co dzieje się na scenie. Inspiracją był dla mnie film Polańskiego "Wstręt". Zwłaszcza scena, gdy pod wpływem stanu psychicznego Caroline zaczynają pękać ściany i jej mieszkanie dostaje psychosomatycznych cech. Chciałam, żeby moja scenografia działała podobnie, stąd pomysł, żeby podłoga w pewnym momencie zaczęła się łamać i wypiętrzać, a lustro obniżało się niebezpiecznie nisko przygniatając prawie aktorów. Dobrze pamiętam moment, gdy po raz pierwszy zamontowaliśmy lustro na scenie i aktorów, którzy autentycznie uciekali spod niego przerażeni skalą i możliwością zmiażdżenia; oczywiście całkowicie irracjonalnie, ale wiedziałam wtedy, że osiągnęłam swój cel.
W swoim życiu wielokrotnie była Pani nagradzana. Czy któraś z nagród jest najbliższa Pani sercu?
- Miłe są te nagrody, na które się nie liczy. Nagroda na wystawie WSD na Tajwanie jest dokładnie taką sytuacją.
Jakie są Pani zawodowe marzenia?
- Chciałabym zmierzyć się z operą. Wydaje mi się, że scena operowa oferuje skalę i możliwości, w których mogłabym się naprawdę spełnić. Chciałabym mieć kiedyś możliwość takiego doświadczenia. Poza tym, chciałabym zacząć się rozwijać również w innych dyscyplinach sztuki. Od kilku lat zajmuję się tkaniną artystyczną. Jest to dla mnie nowy, fascynujący materiał. Choć dopiero zaczynam, muszę pokonać długą drogę, aby znaleźć w tkaninę to, co mnie naprawdę interesuje. Czyli raczej nie rzemiosło, a możliwość artystycznego przetworzenia techniki. Fascynująca jest droga takich artystek jak Cecilia Vecuna czy Magdalena Abakanowicz i jej legendarne abakany.