Z kogo się śmiejecie?
Arcykomedia Mikołaja Gogola grana jest na deskach wrocławskiego Teatru Współczesnego dokładnie w 161 lat po jej światowej prapremierze, która odbyła się 19 IV 1836 r. w Teatrze Aleksandryjskim w Petersburgu.
Spektakl wyreżyserował Siergiej Desnitskij, znany aktor i reżyser, od niemal 30 lat związany z moskiewskim MChAT-em. Jego inscenizacja - jak przyznaje to sam - groteskowo portretuje życie, w którym "człowiek zatracił związki z Bogiem i moralnością (...), a siebie wydźwignął do roli szczytu świata, miary wszechrzeczy. I tak, zależny od własnych przyziemnych pożądań i pokus, stworzył rzeczywistość, w jakiej gdzieś głęboko czai się zło, a kontaktami międzyludzkimi zawładnął strach".
W przedstawieniu, trochę kapryśnym stylistycznie jako całość, widzowie brawami nagrodzili znakomitą sekwencję scenek obławiania się przez Chlestakowa łapówkami i końcowy monolog Horodniczego. Oklaskiwano też sam koncept inscenizacyjny i maestrię gry aktorów. Zwłaszcza Zbigniew Lesień jako Horodniczy stworzył przekonywającą kreację, trafnie wyczuwając granicę między dosadnym realizmem postaci dzierżymordy, co "z trzech gubernatorów durniów zrobił" a światem groteski. Wojciech Kuliński zaś znakomicie zagrał Chlestakowa. Absolwent łódzkiej PWSFTViT oczarował publiczność inwencją i swobodą sceniczną, wdziękiem, a nade wszystko umiejętnością krystalizowania w formę teatralną niewyczerpanych, zda się, pokładów energii. Jego petersburski bon viveur, ze strachu przedzierzgnięty w drapieżne "dziecko", w pełni uzasadnia w sztuce wyprowadzenie w pole starych wyg.
Oglądając tak wystawianą klasykę, czujemy się nieco "klasyczni". Zwłaszcza wtedy, gdy - nam roześmianym - Horodniczy ciśnie w twarz. "Z siebie samych się śmiejecie!".