Hanuszkiewicza teatr powszechny
Kiedy idziemy do teatru żywimy oczekiwania złożone. Spodziewamy się czasem rozrywki, czasem zastanowienia nad jakąś sprawą, doświadczeń społecznych, zawsze przyjemności estetycznych, tego co nazwano magią teatru. Na ogół nie doznajemy zawodu. Coś przynajmniej z tych oczekiwań spełnia się. Jednakże czasem zdarza się jeszcze coś innego. Trudno to zanalizować, a nazwy nadawane temu przeżyciu mało z niego oddają.
Wydaje się, jakby coś z tego, co zachodzi na scenie, było specjalnie dla nas wybranym, wywoływanym zdarzeniem, choć nie o nas tylko chodzi i reszta widowni w równie osobisty sposób jest poruszona. Jakiś moment sztuki czy jej wątek, jakieś wcielenie aktorskie wydają się być specjalnym darem dla nas. Nawiązuje się kontakt niezwykle bezpośredni. Bez specjalnych zabiegów, takich jak wybieganie aktorów na widownię, widownia i scena, widz i aktor łączą się w przeżywaniu i rozumieniu. Takie zdarzenie zgotował Adam Hanuszkiewicz reżyserowanym przez siebie przedstawieniem "Rewizora" Gogola.
Reżyser dzieli tu zasługi z Wojciechem Pszoniakiem obsadzonym w roli Chlestakowa. Reżyser umiał zostawić pole aktorowi tak, że humanizm Gogolowski ukazał tutaj swoje najgłębsze warstwy. Widzieliśmy już wielokrotnie tę znakomitą sztukę i przynajmniej przeczuwamy, ile się w niej kryje. Niecodzienność przedstawienia u Hanuszkiewicza polega na wzniesieniu się ponad najcelniejszą krytykę, ponad tragikomedię czy groteskę, na ukazaniu Chlestakowa, małego, śmiesznego, oszukiwanego i oszukującego, który równocześnie jest ludzki, współczujący i uzyskujący współczucie. Następuje tutaj ten trudny do nazwania moment, kiedy widz, który przecież także jest sędzią, utożsamia się z Chlestakowem bez upokorzenia, w jakiejś ludzkiej jedności. Sztuka umie podnieść godność marzeń, choć są one wyśmiane przez okoliczności.
W swoim czasie Adam Hanuszkiewicz reżyserował w Teatrze TV "Apollona z Bellac" Giraudoux, grając w tej sztuce rolę główną. Powtarzał tam brzydkim, upokorzonym, lub zastraszonym, że ich marzenia o sobie są prawomocne, że są piękni. Mówił to człowiek ujmujący i piękny. Giraudoux nie wytrzymuje oczywiście porównania z Gogolem, jest zbyt elegancki, jego puenty są literackie. W "Rewizorze" Hanuszkiewicza, w tej sztuce demaskatorskiej, krytycznej, Pszoniak umiał nadać pełny ton pragnieniom, które jako Chlestakow wokół siebie budzi. Dobył to z o ileż bardziej dramatycznej materii, niż ta, z której zbudowany jest "Apollo".
Podziwiać można, jak w wykonaniu Wojciecha Pszoniaka ta kreacja, tak majsterska pod względem aktorskim, wypełnia się zaangażowaniem wewnętrznym, jakąś magią osobistą, przejmuje. Może takie właśnie przypadki, kiedy przekroczony jest schemat intelektualny sztuki, kiedy drugorzędnymi stają się liczne jej aluzje, mamy do czynienia z prawdziwą sztuką aktorską bez żadnych zastrzeżeń. Chlestakow zagrany przez Wojciecha Pszoniaka czyni z tego przedstawienia coś, co się wyłamuje z najłatwiejszej linii interpretacji "Rewizora". I jakże to dobrze, że się wyłamuje, sięgając do innych złóż Gogolowskich wizji. Oczywiście jest tu maszyneria biurokratyczna z jej mistyfikacjami i małostkami. To już znamy i poniekąd sprostać temu może artykuł w gazecie. Kreacja Pszoniaka przesuwa akcenty na głębsze pokłady psychiczne, na nostalgie, pragnienia, dobywa z tego wyższe prawdy moralne, estetyczne.
Jest to Gogol bliższy - poprzez liryzm - Czechowa, bliższy niż nam go na ogół pokazywano.