Repetiłow w podróży
Telewizja nadała spektakl "Mądremu biada" niedługo po premierze "Rewizora" w Teatrze Narodowym. Siłą rzeczy narzucają się więc wzajemne odniesienia tych dwóch utworów, arcydzieł rosyjskiej komedii satyrycznej. Można powiedzieć, że jedyny znaczący utwór Gribojedowa odgrywa wobec "Rewizora" rolę prekursorską. Nie tak doskonały formalinie, jednak z równą namiętnością obnaża te same przywary, które jako główne cele swej druzgocącej satyry wybrał później Gogol: małość, podłość, zakłamanie i głupotę. Gribojedow - rzec można - zachowuje resztki optymizmu, bo w kłębowisko Famusowów, Mołczalinów i Skałczubów wprowadza jednak jednego uczciwego w Sodomie, "mądrego": Czackiego. Gogol nawet tego nie czyni. Jego bohater, mniemany rewizor Chlestakow, do pięt nie dorasta Czackiemu. Przywodzi na myśl raczej innego bohatera "Mądremu biada": postać raczej epizodyczną: Repetiłowa.
Repetiłow jest u Gribojedowa jednym z tych, co "robią szumek", ale sami nie bardzo umieją powiedzieć, po co. Repetiłow poziomem umysłowym nie przerasta ani trochę Famusowa albo Mołczalina: od pierwszego jest tylko młodszy, od drugiego tylko bardziej niezależny z racji dobrego urodzenia. Żyje wśród szlachecko-inteligenckich krzykaczy, którzy prowadzą nocne perory o abstrakcyjnych pojęciach, nie dostrzegając tego wszystkiego, co dzieje się w Rosji naokoło nich. Daleko im do mądrej choć nieco idealistycznej szlachetności przyszłych dekabrystów, których po trosze reprezentuje Czacki.
Z takiego właśnie kręgu wywodzi się daleki kuzyn Repetiłowa - gogolowski Chlestakow. On także ma w Petersburgu kolegów-dziennikarzy, z którymi jak Repetiłow wiódł zapewne długie nocne dyskusje. Przecież do jednego z nich pisze właśnie liścik, z którego Horodniczy dowiaduje się o mistyfikacji. "Będzie z tego felieton" - powiada. I zapewne był z tego felieton, bo cała sprawa rzekomego rewizora jest - jak wiadomo autentyczna i Gogol zaczerpnął temat swej arcykomedii po prostu z petersburskiej gazety. Tyle tylko, że pisarz miary Gogola zrobił z tego wielki dramat, a pismak z kręgu "repetiłowców" nie potrafiłby dostrzec w tym wydarzeniu niczego poza anegdotą.
Chlestakow zgrał się w karty i oczywiście, jak każdy młodzieniec z ziemiańskiej rodziny, jedzie do domu po pieniądze. Po drodze spotyka go przygoda: w małym miasteczku biorą go za ważnego urzędnika z Petersburga. Chlestakow daje się wciągnąć do gry nie bez oporów i nie bez lęku, do końca nie jest pewien swej roli w tej komedii. Bo też nie jest to typ wytrawnego oszusta, cwaniaka, który świadomie wyprowadza w pole małomiasteczkowych naiwnych notabli. Na Chlestakowa cała afera spada jak grom z jasnego nieba. I nawet gdy alkohol wywołuje w nim szaleńcze wizje, w których wizyty w carskim pałacu mieszają się z przyjaźnią z Puszkinem - Chlestakow nie zapomina o swym prawdziwym losie: kończąc pada na ziemię i szepcze "to wszystko bzdura"!
Tak właśnie ujmuje postać Chlestakowa Adam Hanuszkiewicz w swym przedstawieniu "Rewizora". I tak też gra go - jakby stworzony do tej roli - Wojciech Pszoniak. Jest to aktorstwo bardzo inteligentne, chociaż tak bardzo spontaniczne. W momeńcie największej nawet euforii w oczach Chlestakowa - Pszoniaka pojawia się iskierka lęku i czujności: dobrze, grajmy, ale uważajmy, żeby nie dać się przyskrzynić. Na drugim biegunie znajduje się Horodniczy Mariusza Dmochowskiego. Pełna krwista i witalna postać powiatowego satrapy jest równie równie wielowymiarowa, jak postać Chlestakowa. Jak rzekomy rewizor nie jest tylko chytrym oszustem, lecz także nieco zastraszonym "Repetiłowem w podróży", tak i Horodniczy jest nie tylko tępym stupajką, ale i zwykłym człowieczkiem, który"lubi być generałem". Tak więc w ujęciu Dmochowskiego Horodniczy miewa przebłyski zwykłej ludzkiej słabości, a nawet dobroci. Czyni to z niego postać tym żałośniejszą, a wcale nie mniej groźną: a przy tym pysznie komediową.
Zarzucano Hanuszkiewiczowi, że w swej inscenizacji "Rewizora" zatracił satyryczną ostrość tej komedii. Nie sądzę, aby była to prawda. Hanuszkiewicz jest po prostu bliski... Gogolowi, który pragnął, by "Rewizora" grywano bez komediowych przejaskrawień, bez natrętnej charakterystyczności. Niechaj ironia przemawia sama, a poszczególne postacie niech kompromituje ich postawa, a nie przyklejone nosy i ucieszne ruchy. Tak więc przedstawienie w Narodowym jest bardzo czyste, lekkie, precyzyjnie poprowadzone, bez "komediowości" na siłę, a przy tym naprawdę, nieodparcie śmieszne.
Hanuszkiewicz wykazał w nim całą swoją błyskotliwość, żywość wyobraźni teatralnej, umiejętność konstruowania sytuacji na pozór oczywistych, a przecież kunsztownych. Trzeba tu przede wszystkim wymienić sceny "wniebowstąpienia" Chlestakowa i zabawy ogrodowej, gdzie tak istotną rolę odegrały huśtawki (budzące - jak kto woli - różne skojarzenia teatralne). Bujający się na ukwieconej huśtawce Chlestakow w upojeniu szampanem wykrzykujący swój wielki monolog o życiu petersburskim, to jeden z najbardziej zapadających w pamięć obrazów przedstawienia. Nie tylko Pszoniak i Dmochowski są wszakże bohaterami tego "Rewizora". Pozostali aktorzy potraktowali swe role po gogolowsku, powściągliwie różnicując postacie małomiasteczkowych urzędników i obywateli. Bogdana Majda brawurowo zagrała rozamorowaną Horodniczową, a Wojciech Siemion rzeczowego, roztropnego Osipa, służącego "rewizora".
Po niepowodzeniu "Makbeta" Hanuszkiewiczowi udało się odnaleźć dawny styl. Stworzył przedstawienie żywe i dowcipne, poetyckie i satyrycznie drapieżne, wierne Gogolowi i jednocześnie bardzo współczesne.