Artykuły

Powrót Elżbiety Czyżewskiej

Średnie i starsze pokolenie pamięta ją doskonale. W latach sześćdziesiątych wyrastała na prawdziwą gwiazdę. W "Dramatycznym" zagrała wówczas sze­reg pamiętnych ról, choćby Maggie w "Po upadku" Arthura Millera u boku Jana Świderskiego, albo wcześniej Lenę w "Leonce i Lena" Georga Buchne­ra, u boku Edmunda Fettinga. Do tego wiele ról filmowych z najbardziej może pamiętaną we "Wszyst­ko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy.

Wydawało się, że jest na najlepszej drodze by stać się wiodącą aktorką swojego pokolenia. Ale wielu najlepszych z tamtego pokolenia pod koniec lat sześćdziesiątych wyjechało z kraju. Z rozmaitych zresztą powodów. Z wiadomości, które dochodziły o tym, co robiła w Stanach wynikało, że nie straciła zupełnie kontaktu z zawodem, ale, że nie zrobiła kariery. Podjęcie po tylu latach decyzji o powrocie na scenę, z którą wiąże się tyle sukcesów, wydaje się bar­dzo odważnym, godnym uwagi i szacunku wyzwaniem aktorki. Pewnie, że spora część publiczności niczego z tamtych lat nie może pamiętać, bo nie by­ło jej na świecie. Jak zresztą catego pokolenia akto­rów, z którymi dziś aktorce wypadało współpraco­wać. To z pewnością jest nowa, nieznana okolicz­ność

Elżbieta Czyżewska zagrała w inteligentnie napi­sanej przez Johna Guare sztuce postać dojrzałej ko­biety. Żony wziętego marszanda (w tej roli zabawny Władysław Kowalski), która w zasadzie ma wszyst­kie cechy typowej "żony", może z jednym wyjąt­kiem, że jest to żona z "dadaistyczną osobowością". Trochę nieobliczalna w reakcjach, wrażliwa, czująca, że żyje życiem pozornym, zdolna do zmian, do szu­kania nowych sensów i motywacji w tym swoim zdawałoby się dobrze "ułożonym", ale trochę pustawym życiu. W sztuce zjawia się dość ciekawa postać młodego człowieka, który oprócz ciemnego koloru skóry, tak naprawdę nie wie co w jego życiu jest prawdziwe (grana przez obsadzonego po raz pierwszy z sen­sem Onara Sangare), ale im czarnoskóry mistyfikator mniej wie o sobie, tym bardziej pomaga bohater­ce Czyżewskiej odnaleźć sens życia i jej postaci. W tym dążeniu Czyżewska jest bardzo wiarygodna i prawdziwa. To najlepsza część roli. Reszta jest mniej przekonywająca.

Piotr Cieślak zrobił wiele, by powrót Elżbiety Czy­żewskiej był udany. Zadbał o to by w drugoplano­wych, a nawet epizodycznych rolach zagrali aktorzy tej klasy, co Jadwiga Jankowska-Cieślak, czy Marek Walczewski. Zadbał o to by spektakl miał przyzwoity rytm, dobrą, czytelną narrację, by przedostawały się do publiczności kwestie warte zastanowienia, a dow­cip by nie padał przedwcześnie. Nie zadbał jedynie o to by dwóch scenografów i pięciu ich współpracowników, którzy na scenie "za­instalowali" coś w rodzaju surrealistycznego salonu, porozumiało się w sprawie tak prozaicznej jak po­dest na proscenium. Dawno już nie widziałem tak utrudniającego "chodzenie" podestu. To naprawdę majstersztyk. Prawdziwa pułapka na aktorów. I do tego zupełnie nie wiadomo po co. Realizatorzy sugerują widowni, pokazując jej "dwustronny" obraz Kandinsky'ego, że życie ma "wiele stron". Ile by ich nie miało, to w teatrze za­wsze jest jakoś tak, że wszystko na wszystko pracu­je i musi się złożyć w sensowną całość. I jeśli już wraca na scenę Elżbieta Czyżewska, warto zadbać o to. by me połamała sobie nóg.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji