Artykuły

Był sobie kret

Teatr Philippe'a Quesne'a jest inny niż wszystko, co widziałam na polskich scenach teatralnych. Jeśli zgodzimy się przyjąć jego zasady gry, może być bardzo wartościowym doświadczeniem przynoszącym z jednej strony spokój i oddech, ale jednocześnie przypominającym o naszej wspólnej odpowiedzialności za losy Ziemi - o spektaklu "Noc Kretów. Welcome to Caveland!" w reż. Philippe'a Quesne'a z Kunstenfestivaldesarts (Bruksela) w Nowym Teatrze w Warszawie pisze Aleksandra Majewska w Teatrze dla Was.

"Noc Kretów" Philippe'a Quesne'a to drugie po Swamp Clubie przedstawienie tego reżysera, które miałam przyjemność oglądać. Tak się składa, że przedstawiciel tytułowego gatunku był także jednym z bohaterów "Swamp Clubu". W swojej nowej sztuce reżyser zgłębił (dosłownie!) kreci temat i zaprosił widownię pod ziemię. Być może człowiek jako centrum wszechświata przestał go interesować, a być może uznał po prostu, że taka nowa perspektywa w ramach opowieści o planecie Ziemi, może być znacznie ciekawsza niż wszystko, co dzieje się pomiędzy przedstawicielami homo sapiens.

Philippe Quesne w swoim Vivarium Sudio pracuje z naturszczykami z różnych części świata. Jego teatr bardzo często dotyka tematów związanych z ekologią i ochroną przyrody, a on sam nazywa swoje działania teatrem-pejzażem. Scenografie do jego przedstawień są bardzo plastyczne, bogate, przypominają obrazy konstruowane na scenie (i nikogo nie może to dziwić, Quesne jest bowiem absolwentem École nationale supérieure des arts décoratifs). Tak jest też w przypadku "Nocy Kretów": na środku proscenium stoi (charakterystyczny dla reżysera) kubik, który otaczają brązowe błotne kupy ziemi, z góry zwisają czarne, foliowe płachty - bez wątpienia jesteśmy w podziemnej krainie kretów. Po prawej stronie kubika znajduje się scena z perkusją, gitarami i mikrofonami. Estetyka scenografii przywodzi na myśl konstrukcje wykonywane na potrzeby przedstawień dla dzieci - dosłowne, kreujące bajkowe światy, ułatwiające widzowi szybkie i całkowite wsiąknięcie w rozgrywającą się przed nim historię. Nie ma miejsca na umowność, niedopowiedzenia, wyrafinowaną, przeintelektualizowaną symbolikę - wszystko jest proste i jasne.

Do kubika, który w życiu kretów okaże się w zasadzie tym samym, czym jest w życiu ludzi - przestrzenią do wspólnej pracy - wchodzą krety: jeden za drugim, poprzez wydrążony tunel, wtaczając ze sobą grudy ziemi i złota. Akcja przedstawienia toczy się powoli, nieśpiesznie, natura nie wymusza na kretach szybkiego tempa pracy. Przez półtorej godziny widz obserwuje stadne życie tych zwierząt: pracę nad tunelami, rytuały pogrzebowe, kopulacje, narodziny, wspólne posiłki, a także tańce czy koncert rockowy kreciego zespołu. Reżyser pokazuje widzowi planetę ziemię od środka, wyzwala nas z wypracowanego wewnętrznego przymusu patrzenia na rzeczywistość z naszej ludzkiej perspektywy - nieoczekiwanie chyba, przynosi to ulgę i daje ujście napięciu dnia codziennego. Jak podkreśla sam Quesne w przedstawieniach nie chce budować dramaturgii, lecz wyzwalać empatię. Podziemny świat zbudowany na scenie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, to pewnego rodzaju krecia utopia. Przebywanie w takim utopijnym krajobrazie przeniosło mnie w krainę dzieciństwa, przywołało dobre, choć nieokreślone bliżej poczucie bezpieczeństwa i nostalgiczny uśmiech na twarzy. Nie tylko na mojej, rozglądając się po widowni, widziałam prawie same uśmiechnięte twarze.

W "Swamp Clubie" kret był mieszkańcem krainy artystów zesłanych przez społeczeństwo na bagna, by tam w swoim kubiku mogli tworzyć sztukę. Kret o złotych pazurach mieszkał w tajemniczej jaskini, był - jak powiedział Quesne - samotnym przewodnikiem. Tutaj żaden kret nie jest samotny, wszystkie żyją w społeczeństwie o swoich własnych, krecich regułach. Co ciekawe, zarówno w Polsce jak i we Francji krety nie są lubianymi zwierzętami, uznaje się je za szkodniki niszczące wypielęgnowane ogrody - w sklepie ogrodniczym można kupić wiele środków do walki z nimi. Same związki frazeologiczne "ślepy jak kret" czy "krecia robota" mówią wiele o naszym stosunku do tych zwierząt. Tymczasem francuski reżyser, pokazując krecią gminę sprawia, że te zwierzęta zaczynają wywoływać w nas czułość i zrozumienie.

Teatr Philippe'a Quesne'a jest inny niż wszystko, co widziałam na polskich scenach teatralnych. Jeśli zgodzimy się przyjąć jego zasady gry, może być bardzo wartościowym doświadczeniem przynoszącym z jednej strony spokój i oddech, ale jednocześnie przypominającym o naszej wspólnej odpowiedzialności za losy Ziemi. Budząc w widzu dziecięcą wrażliwość, zachęca do otwartości na nowe i nieznane, bajkowe światy.

***

Aleksandra Majewska - doktorantka Instytutu Filologii Klasycznej UW i absolwentka Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych Uniwersytetu SWPS. Obecnie współpracuje również z gazetą Didaskalia oraz portalem e-teatr jako członek Nowej Siły Krytycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji