Artykuły

Łazarkiewicz - obstawiam Bizia

Z właściwą sobie wnikliwością Bizio obserwuje zanik więzi międzyludzkich pomiędzy trójką samotnych, odrzuconych bohaterów.

Prapremierę najnowszej sztuki szczecińskiego dramaturga Krzysztofa Bizia Smieci zobaczymy w sobotę na Małej Scenie "Malarnia" Teatru Współczesnego.

Zagrają ich: Maria Peszek (Brązowa) - gościnnie oraz Wojciech Brzeziński (Biały) i Arkadiusz Buszko (Szary) z Teatru Współczesnego.

Sztukę reżyseruje Piotr Łazarkiewicz. Wstęp na premierę z zaproszeniami

Ewa Podgajna: Kim są śmieci?

Piotr Łazarkiewicz: W pewnym sensie - nami wszystkimi. Ja sam czuję się śmieciem w tym wszystkim, co mnie otacza. Świat złożony jest ze strzępów. Jeżeli wszystko, co do nas dociera, traktuje się jako jedną całość, to widzimy, jak dużo jest w tym rzeczy przypadkowych: mądrych, głupich, prawdziwych, nieprawdziwych. To wszystko kręci się dookoła coraz szybciej i szybciej. Patrząc z punktu widzenia kosmosu, ma się wrażenie, że się jest jednym ze śmieci, robaczkiem, nad którym się nikt nie pochyli, żeby go dłużej posłuchać. Przestajemy rozpoznawać już świat dookoła nas głębiej i bliżej. Coraz rzadziej przystajemy na chwilę, by przyjrzeć się drugiemu człowiekowi. A sami przecież podświadomie czekamy, by ktoś nas wysłuchał, choć przez chwilę, ale za to naprawdę, a nie tylko na poziomie interesów.

-Bohaterami "Śmieci" są jednak ludzie starzy...

- Po raz pierwszy "Śmieci" Krzysztofa Bizia przeczytałem rok temu. Ten dramat był napisany na trójkę starszych aktorów. Ód razu po lekturze pomyślałem, że znam te postacie - z literatury, teatru, filmu. Że jest taki schemat teatralny wywodzący się m.in.z Gorkiego "Na dnie", z całej literatury opowiadającej o ludziach bezdomnych, z marginesu. Wydawało mi się, że to jest rzeczywistość już dosyć wyeksploatowana i szalenie byłoby trudno zbudować świat, który byłby dla widza, ale też dla mnie i aktorów zaskakujący. Z drugiej strony pomyślałem, że starość u ludzi, o których ta sztuka opowiada, jest raczej kategorią mentalną, a nie biologiczną. Można mieć 25, 30 lat, ale czuć aę tak, jakby przeżyło się ich o wiele więcej. Jeżeli suma doświadczeń życiowych jest tak wielka, jest ich tak dużo i są tak ... "gęste", można sobie wyobrazić, że ludzie stosunkowo młodzi mają prawo mentalnie czuć się ludźmi w jakiś sposób starymi. Taki punkt wyjścia dawał nam jeszcze jedno piętro do pokonania, szansę na ciekawsze zbudowanie konstrukcji tego nieistniejącego świata, który kreujemy na scenie. Uznałem to za szansę dla aktorów przy budowaniu postaci, scenografa, kompozytora, autora światła, no i dla mnie. Krótko mówiąc, gdy przeczytałem tę sztukę, olśniło mnie, że nie mogyej grać starzy aktorzy. Zwierzyłem się z tego pomysłu autorowi już podczas naszej pierwszej rozmowy. Nie protestował, nawetmu się spodobało.

- Jak Pan ocenia dramaty Krzysztofa Bizia?

- Czytałem jego wszystkie wcześniejsze sztuki i bardzo mi się podobały. Widziałem też realizacje telewizyjne "Toksyn" Anny Augustynowicz i "Porozmawiajmy o życiu i śmierci" Krystyny Jandy. Uważałem, że on zdecydowanie wyróżnia się na tle całej grupy młodych dramatopisarzy polskich, o której się teraz tyle mówi. Moim zdaniem miejsce Krzysztofa Bizia jest w niej osobne. Podobają mi się jego dramaty, bo są bezinteresowne. Krzysztof naprawdę zajmuje się ludźmi, przypatruje się im, uważnie wysłuchuje, daje się im wypowiedzieć, a nie wymyśla postaci na zasadzie pionków w literackiej grze. Jest to warsztatowo i w sposobie nastawienia do świata bardzo bliskie rzeczom,które piszą najlepsi reporterzy-pisarze: Hanna Krall, Ryszard Kapuściński, Mariusz Szczygieł.

- W "Śmieciach" zobaczymy Marię Peszek, Arkadiusza Buszkę i Wojciecha Brzezińskiego. Co zadecydowało o takiej obsadzie?

- Od razu wiedziałem, kto miałby to zagrać. Wojtka Brzezińskiego widziałem na scenie w "Polaroidach". Wydawał mi się bardzo ciekawym, odważnym aktorem, z dużym potencjałem. Arka Buszkę znałem bardzo dobrze, 12 lat temu robiłem dyplom we wrocławskiej szkole aktorskiej, w którym on grał, zresztą świetnie. O Marii Peszek pomyślałem od razu. Kilka razy z nią pracowałem, znam jej możliwości. Wydawało mi się. że to, co jest do zrobienia w tej sztuce - takie przecięcie się sytuacji z jednej strony do bólu realistycznej, a z drugiej wpisanej w ten tekst metafizyki - Maria doskonale zrozumie, będzie wiedziała, jak się w tym poruszać.

- Co Pan sądzi o współczesnej dramaturgii? Jedni narzekają, że nie ma co wystawiać, inni wydają antologię...

- Bardzo dużo czytam tego, co. się obecnie pisze, publikuje w "Dialogu". Dostaję teksty od autorów, z różnych agencji. Rzeczywiście pojawiło się obecnie kilka, może kilkanaście osób, które bardzo sprawnie piszą i bardzo są wyczulone na to, co się dzieje dookoła. Dzięki temu np. pewne obszary subkulturowe, emocjonalne, a także pewne tematy, którymi wcześniej teatr się nie zajmował, zyskują swój bardzo sprawny opis. Dobrze, że te teksty się pojawiły, bo jednak dzięki nim zmienia się oblicze współczesnego teatru w Polsce. Z drugiej strony jak się czyta dużo tych sztuk, to widać, że jest bardzo niewielu autorów, którzy poza tym, że bardzo sprawnie piszą, mają jeszcze wyczulenie na teatr, na środki teatralne, na aktorów, i którzy poza umiejętnością budowania konstatacji potrafią coś nam więcej powiedzieć o kondycji człowieka. Bardzo trudno też jest wrzucać tych pisarzy do jednego worka. Może to dobrze, że się tak dużo o nich pisze, bo pomaga to w promocji.

Nie wiem, czy to jest literatura wielka, czy pojawił się ktoś taki jak Mrozek. Ile z tych sztuk przejdzie do historii teatru? Myślę, że niewiele.

Chociaż ja... obstawiam Krzysztofa Bizia.

Rozmawiała Ewa Podgajna

Piotr łazarkiewicz - reżyser filmowy, teatralny i telewizyjny. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Zrealizował m.in. filmy "Kocham kino", "W środku Europy", "Odjazd" (współreżyseria z Magdaleną Łazarkiewicz), "Pora na czarownice". Dla teatru przygotował m.in. inscenizacje "Sytuacji rodzinnych" Biljany Srbljanowić, "Pannę Julię" Augusta Strindberga i "Norway.today" Igora Bauersima, dla Teatru Telewizji "Ogień w głowie" i "Pasożyty" Mariusa Mayenburga.

KRZYSZTOF BIZIO

Pisarz, architekt, nauczyciel akademicki. Mieszka i pracuje w Szczecinie. Debiutował w 2000 r. sztuką "Porozmawiajmy o życiu i śmierci". Jest autorem czterech dramatów, które realizowane byty przez kilka scen w Polsce (w Szczecinie, Łodzi, Radomiu, Poznaniu, Bydgoszczy) oraz prezentowane w formie czytanej za granicą (Wiedeń, Praga, Berlin). W tym roku ukaże się jego debiutancki zbiór opowiadań.

Jest także architektem zajmującym się przede wszystkim konserwacją zabytków oraz adiunktem w Zakładzie Teorii Architektury i Konserwacji Zabytków Politechniki Szczecińskiej. I

Inscenizacje dramatów Krzysztofa Bizia:

> Teatr Współczesny

w Szczecinie "Porozmawiajmy

0 życiu i śmierci", reż. Tomasz Man, prapremiera marzec 2001

> Teatr im. Kochanowskiego w Radomiu "Toksyny", reż. Inka Dowlasz, prapremiera marzec 2002

1 Teatr Powszechny w Łodzi "Lament", reż. Tomasz Man, opieka reżyserska Waldemar Śmigasiewicz, prapremiera luty 2003

I Teatr Telewizji "Porozmawiajmy o życiu i śmierci", reż. Krystyna Janda, premiera marzec 2003 I Teatr im. Jaracza w Łodzi "Toksyny", reż. Wiesław Saniewski, premiera kwiecień 2003

Teatr Telewizji "Toksyny" reż. Anna Augustynowicz, premiera październik 2003 I Teatr Polski w Poznaniu i Teatr Polski w Bydgoszczy "Lament", reż. Paweł Szkotak, premiera luty 2004. I Teatr Bitef z Belgradu "Porozmawiajmy o życiu i śmierci", reż. Nenad Prokic, premiera luty 2004. W planach słuchowisko radiowe na podstawie "Toksyn", Radio Chorwacja, 2004.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji