Artykuły

Grzegorzka teatr totalny

To nie jest dramat, to kilkadziesiąt dramatów. To nie jest tradycyjne przedstawienie, lecz spektakl, w którym, niczym w tajemnym laboratorium, metafizyka scala się z naturalizmem, natura z kulturą, fizyczność z duchowością. Tu nic nie jest naprawdę i wszystko jest prawdziwe: "Lew na ulicy".

Tekst uznanej kanadyjskiej dramatopisarki Judith Thompson, u nas prawie w ogóle nieznanej, powołał na scenę w niemal autorskim spektaklu Mariusz Grzegorzek. To nie tylko najlepsza realizacja Grzegorzka (warsztatowo i intelektualnie) jaką widziałem, to także najwartościowsze przedstawienie, jakie obejrzałem w ciągu ostatnich miesięcy.

Poraża już sam zamysł dramaturgiczny: oto uczestniczymy w wędrówce zamordowanej przed laty dziewczynki, błąkającej się w kilku przestrzeniach czasowych pomiędzy dwoma światami i szukającej prawdy o zdarzeniach sprzed lat, o ludziach, okolicznościach, motywacjach. Spotyka dzieci, dorosłych, poznaje ich konflikty za pomocą obserwacji i swego rodzaju psychoanalizy, jaka dokonuje się na oczach widzów za sprawą formy dramatu i inscenizacji Grzegorzka: precyzyjnej i obłędnej zarazem. Uczestniczymy w niesamowitym seansie, w którym każda z postaci charakteryzuje siebie poprzez swe największe słabości, niedoskonałości, poprzez traumy, skazy, imaginacje, wstyd, chore fantazje, zmyślenia, urojenia. Poprzez wszystko to, co stara się ukryć, wyprzeć.

I wszystkie te zakamarki osobowości i duszy Thompson, a z nią Grzegorzek, wydobywa na powierzchnię, ustawiając je na ołtarzu życia. Rozgrzeszenie możliwe jest poprzez katharsis i pojednanie. Rozgrzeszenie, które nazywa się pogodzeniem, akceptacją.

W sztuce o tym, czego nie chcemy powiedzieć, do czego nie umiemy się przyznać czasem nawet sami przed sobą, dziewczynkę przewodniczkę gra absolutnie zjawiskowo Marieta Żukowska. Aktorka dysponuje techniką najwyższej próby, co pozwala jej nacechować postać niewiarygodną wręcz wrażliwością i charyzmą. To wielka kreacja tej młodej, utalentowanej artystki, której wróżę barwną karierę.

Fenomenalnie rymują się z Żukowską w każdej scenie wszyscy grający (po kilka ról) w tym spektaklu aktorzy. Każdy też ma tu wspaniałe "swoje perełki": genialnie prowadzą scenę wzajemnej fascynacji Ireneusz Czop i Mariusz Ostrowski, scenę kończącą się wstrząsającym autodafe jednego z bohaterów. Obaj zresztą wzbudzają podziw elastycznością i finezją środków (Ostrowski dodatkowo fenomenalną dykcją).

Porusza niemal do bólu rozmowa złamanego syna (znów świetny Ostrowski) z kochającą, lecz krótkowzroczną matką (wspaniała Ewa Wiśniewska-Audykowska). Oszałamia, balansująca z akrobatyczną sprawnością, na krawędzi przerysowania, Urszula Gryczewska jako nadgorliwa prelegentka, upatrująca w jedzeniu słodyczy prostą drogę do narkotykowego nałogu, by chwilę później porazić bezwzględnością dziennikarki wyciągającej z kaleki (rewelacyjna Matylda Paszczenko, także w śmiałej scenie "telefonicznego" erotyzmu) najbardziej intymne wyznania.

"Lew na ulicy" to triumf wspaniałej sztuki Mariusza Grzegorzka i wielkiej zbiorowej kreacji doskonałych aktorów. To spektakl, który trzeba zobaczyć obowiązkowo. Także dlatego, by na końcu, gdy na widowni zapalą się już światła, przyszła myśl, że los każdej postaci moglibyśmy rozwinąć w nas samych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji