Artykuły

Naszą jedyną drogą jest praca

"Fabryka muchołapek" Andrzeja Barta w reż. autora w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Monika Wolnicka w Teatrze dla Was.

Dziewięć lat minęło od wydania powieści "Fabryka muchołapek", której autorem jest Andrzej Bart, dyrektor artystyczny Teatru Nowego w Łodzi. W ubiegłym roku na jej podstawie powstało słuchowisko dla Teatru Polskiego Radia, tym razem Bart zdecydował się przenieść losy książkowych bohaterów na deski teatru. Oficjalna prapremiera spektaklu miała miejsce 13 października, jednak nieliczni widzowie mieli okazję obejrzeć go już w maju, podczas pokazu prestage'owego.

Bart przybliża widzom historię Chaima Mordechaja Rumkowskiego, przełożonego Starszeństwa Żydów w bałuckim getcie. Wokół tej postaci przez lata narosło wiele legend, do dziś opinie na temat prowadzonej przez niego działalności pozostają niejednoznaczne i kontrowersyjne. Reżyser pozostawia postępowanie głównego bohatera ocenie publiczności, która uczestniczy w procesie sądowym. Co istotne, Bart nie pozwala sobie na ocenę Rumkowskiego - finalną decyzję dotyczącą wyroku pozostawia widzom. Świadkami w tym niezwykłym procesie są bliscy współpracownicy, mieszkańcy getta, jak również osoby, które w rezultacie decyzji wydanych przez zarządcę straciły życie. Powracają z zaświatów, wkraczają na salę sądową po czerwonym dywanie i opowiadają swoje przejmujące historie. Niektórzy z nich stawiają Rumkowskiemu zarzuty i obnażają tym samym swoje winy, co w konsekwencji mogłoby działać na korzyść oskarżonego. On sam w całym procesie zabiera głos zaledwie kilka razy, nie ustosunkowuje się w żaden sposób do stawianych mu zarzutów. W ocenie jego postawy moralnej ważnym aspektem jest porównanie do Adama Czerniakowa, prezesa warszawskiego Judenratu. Zestawienie tych dwóch postaci, które zareagowały w odmienny sposób, gdy zostały postawione przed taką samą sytuacją, jest bardzo sugestywne. Czerniakow popełnił samobójstwo, Rumkowski dokonał selekcji Żydów, których wytypował na zatracenie. A jednak, na co zwraca uwagę reżyser, ekstremalna sytuacja, w której znajdowali się wówczas Żydzi, sprawia, że ocena kogokolwiek jest niemalże niemożliwa, ponieważ dokonujemy jej z dzisiejszej perspektywy. Jedyny osąd, jaki pada pod adresem głównego bohatera, to megalomania i pycha, które bez wątpienia go cechowały.

Tematy poruszane przez Barta niosą w sobie ogromne pokłady uczuć i emocji, których w spektaklu niestety brakuje. Chwilami można odnieść wrażenie, że aktorzy jedynie recytują fragmenty powieści bez swojej autorskiej interpretacji. Jedynie kilka kreacji wzbudza w widzach poruszenie i zasługuje na uwagę. Wśród nich wymienić trzeba Marię Gładkowską w roli Janiny Wąski, adoptowanej córki małżeństwa Zuckermanów czy Piotra Seweryńskiego, wcielającego się w postać niemieckiego zbrodniarza Hansa Biebowa. Również kreacja Wojciecha Bartoszka, czyli sędziego, jest jedną z lepszych w całym spektaklu.

Wiele motywów poruszonych w "Fabryce muchołapek" nie będzie do końca zrozumiałych dla widzów, którzy nie przeczytali wcześniej powieści. Co więcej, wątki te urywają się bez wyraźnego zakończenia, co powoduje pewną dezorientację. Szkoda też, że postaci, które odgrywają istotną rolę w powieści, w przedstawieniu zostały zmarginalizowane - dobrym przykładem jest tutaj małżonka Rumkowskiego, czyli Regina.

Ciekawym zabiegiem są projekcie multimedialne. Publiczność może obejrzeć wspomnienia prawdziwych mieszkańców łódzkiego getta. Obrazuje to grozę sytuacji, w jakiej przyszło im żyć. Spektakl kończy czarno-biały film, podczas którego oglądamy Rumkowskiego z żoną oraz innych Żydów, wsiadających do odjeżdżającego pociągu.

Na szczególną uwagę zasługuje scenografia autorstwa Natalii Kitamikado. Skomplikowana, piętrowa konstrukcja jest połączeniem platform, podestów oraz krętych schodów. Bohaterowie pojawiają się na poszczególnych poziomach, patrzą z góry na oskarżonego, a w centrum konstrukcji zasiada sędzia nadzorujący przebieg procesu. Takie rozwiązanie zdecydowanie sprzyja dynamice spektaklu, jednocześnie wprowadza element niepewności oraz surowości sytuacji, jakiej jesteśmy świadkami.

Można zgadzać się z perspektywą reżysera bądź nie, a jednak wychodzimy z teatru z poczuciem pewnej obojętności. Nie da się zaprzeczyć, że Andrzej Bart jest świetnym artystą, wydaje się jednak, że od "Fabryki muchołapek" widzowie oczekiwali więcej. Być może pewna zachowawczość wynika z faktu, że motyw, z którym mierzy się reżyser, zdecydowanie nie należy do łatwych. Warto natomiast wybrać się do Teatru Nowego, aby wyrobić sobie własne zdanie na ten temat. Siła teatru polega przecież na tym, że w każdym odbiorcy potrafi wzbudzić odmienne emocje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji