Artykuły

Weź, przestań Klata, czyli o kiczu i uproszczeniach

"Weź, przestań" w reż. Jana Klaty w TR Warszawa. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

"Weź, przestań", tytuł najnowszego spektaklu Jana Klaty trzeba odnieść do reżysera, obecnie jednego z najważniejszych twórców teatralnych, ale często irytującego niedopracowanymi scenopisami, brakiem gustu i wulgarnością.

Przedstawienie w warszawskim TR rozpoczyna piosenka w wykonaniu ulicznego grajka, który jest gorszą kopią Wesołego Romka z filmu "Miś". Gdyby Klata miał śmiałość powtórzyć ulubiony refren Romka: "Dzień dobry, cześć i czołem, pytacie skąd się wziąłem?" - odpowiedziałbym, że z filmów Stanisława Barei. A raczej z ducha bareizmu, czyli tego, co gorsze, chaotyczne i prostackie w jego scenariuszach i skeczach.

Pamiętamy wszyscy, że kiedy z reżyserem "Misia" pracował Stanisław Tym i wspomagali go znakomici aktorzy, m.in. Jacek Fedorowicz, Wojciech Pokora czy Krzysztof Kowalewski - powstawały dobrze skrojone, niebanalne komedie. W innych przypadkach oglądaliśmy takie gnioty jak "Zmiennicy".

Podobnie jest z Klatą. Adaptując klasykę - Szekspira, Słowackiego, Gide'a czy Dicka, mając do dyspozycji najlepszych artystów Starego w Krakowie, Współczesnego we Wrocławiu czy Wybrzeża w Gdańsku - potrafi błyskotliwie, w nowoczesnej, popowej formie opowiadać o najważniejszych problemach współczesności: wyprzedaży narodowych mitów, upadku ideałów "Solidarności", hipokryzji i manipulowaniu religią, a także o wojnie w Iraku. Ale gdy, tak jak teraz, sam chwyta za pióro i współpracuje z grupą mniej doświadczonych aktorów - tworzy spektakl chwilami tak żenujący, że określenie bareizm wydaje się zbyt delikatne. To klatyzm!

Nie jest to kategoria jednoznacznie negatywna. Bo przecież w "Weź, przestań", podobnie jak wwałbrzyskim "Rewizorze" czy "... córce Fizdejki", Klacie przyświecał szczytny cel obrony najsłabszych, pokazania Polski, nie salonowej, lecz biednej, bezrobotnej i bezdomnej. Bareja z sympatią portretował lawirantów, pijaczków i degeneratów, by pokazać absurdy i buble PRL. Klata, żeby obnażyć paranoje naszego kapitalizmu - zetknął w warszawskim przejściu podziemnym młodą żebraczkę, sprzedawczynię sznurowadeł, biznesmenów i gwiazdę "Idola", RobertaLeszczyńskiego, grającego samego siebie. Tak jak w poprzednich spektaklach, nawet z gorszej materii teatralnej, potrafił zbudować sytuacje i postaci, które w błyskotliwym skrócie pokazują nasze rozdarcie.

Niektóre sceny są jak dynamit rzucony za bramy ekskluzywnych osiedli, gdzie najbogatsi Polacy uciekli przed okrutną prawdą o rzeczywistości.

W "Weź, przestań" jeden z nich skrywa pod modnym garnituremzłotą bombę i depresję, która musi skończyć się samobójstwem. Ochroniarz (znakomity Rafał Maćkowiak) w dyżurce - konfesjonale spowiada się Janowi Pawłowi II na zdjęciu. Zuchy pielgrzymują przed tablicę poświęconą pomordowanym żołnierzom AK... miejsca oblanego uryną bezdomnych. Klacie udaje się wtedy pokazać, jak dziś wygląda podziemna Polska, męczeństwo jej mieszkańców w walce o przetrwanie, ale i wielkie fortuny. Jednych toczy rak biedy i ubóstwa, drugich - konsumeryzmu.

Powstało widowisko słuszne w społecznych diagnozach, ale wyjątkowo słabe dramaturgicznie, rozpadając się na skecze i monologi, bez wyrazistego końca. Sceniczny fast food, dla zabicia kiepskiego smaku, polany w nadmiarze pieprznym sosem wulgaryzmów. Nawet jeśli po latach spektakle Klaty okażą się równie wiernymi portretami Polski, jakimi były i są filmy Barei - lepiej niech już dziś poszuka życzliwego sobie dramaturga i zacznie pracę w takim tandemie, jaki z Bareją stworzył Stanisław Tym. W przeciwnym razie przylgnie do niego stereotyp Wesołego Romka z mandoliną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji