Artykuły

"Wesele" bez osób dramatu

Teatr kaliski wystąpił 24 kwietnia z "Weselem" Stanisława Wyspiańskiego. Ten polski arcydramat jest tak pojemny treściowo, znaczeniowo, wywołuje tyle skojarzeń, że każda jego premiera może być istotnym wydarzeniem nie tylko artystycznym.

"Wesele" kaliskie wywołuje wszakże dosyć mieszane odczucia. Oto bowiem reżyserka spektaklu Romana Próchnicka wystawiła sztukę Wyspiańskiego jako - pamflet, satyrę. Już w pierwszym akcie inteligenci są tylko pozerscy, egzaltowani, równie jak chłopi pijani.

Centralnym problemem myślowym "Wesela" jest sprawa zjaw aktu drugiego, owych, jak to nazwał Wyspiański, "osób dramatu". Stańczyk Rycerz Czarny, Hetman, Wernyhora nie są jednak w tym spektaklu sprawą sumienia narodowego, konfrontacją teraźniejszości z historią, a - zwidem pijackim. Osoby te odgrywa pijany Nos, który błazeńsko, drwiąco wygłasza ich tyrady. Jeśli jest to jednak tylko pijacki pokaz i bełkot, to - nie może być dramatu, a co najwyżej tragifarsa, wykpienie inteligentów bawiących się w ludomaństwo wśród pijanych chłopów. Satyra na błazenadę pijacką inteligentów spłaszcza wszakże "Wesele", odbiera mu całą jego tragiczność. I nie jest to już Stanisław Wyspiański i jego dramat a - bohaterami są półinteligenci z utworów Edwarda Redlińskiego.

W programie do kaliskiego przedstawienia Henryk Vogler stwierdza wyraźnie, że ma być to "Wesele" roku 1982. Czy jednak te pokazane na scenie problemy półinteligentów mogą być rzeczywiście odpowiedzią na nasze narodowe dylematy roku 1982?

Przedstawienie kaliskie ma zresztą dobry rytm. Niekiedy mówi się, że jeśli teatr potrafi zagrać "Wesele" jest to już w pełni teatr profesjonalny.

Premiera kaliska potwierdza profesjonalność tego teatru. Ma zresztą dodatkowe znaczę nie - oto po dwóch latach dosyć niespodziewanie zmienia się obecny kaliski zespół teatralny prowadzony przez Romanę Próchnicką. Z końcem sezonu opuszcza teatr jego dyrektorka, opuszcza też Kalisz grupa utalentowanych młodych aktorów, rozjeżdża się po całej Polsce. Cóż, takie są losy teatrów, szkoda tylko, że mimo zapowiedzi ta "przygoda kaliska" zespołu Próchnickiej trwała tak krótko.

W "Weselu" na scenie kaliskiej aktorzy na ogół realizują sprawnie założenia reżyserki spektaklu. Poeta zwraca tu uwagę swym ściszeniem, nie przybieraniem póz, szczerością (w wykonaniu Marka Skupa). Własny ton gry znalazły też Dorota Kolak (Maryna) i Kamila Sammler (Rachel).

Jest wszakże w tym przedstawieniu, tak publicystycznym i jednostronnie odczytanym, scena bardzo poruszająca. To - finał.

Oto już wszyscy uczestnicy wesela zastygli w półgeście, zamarli. I wtedy wbiega Jasiek. Jest nim Mariusz Saniternik. Swą grą wnosi na scenę autentyczną prawdę zagubienia, rozpaczy, maksymalności ludzkiego istnienia. Wysiłku, by przerwać ten straszny sen, wszystko znowu przy wrócić do życia. Jasiek Saniternika jest człowiekiem, a nie tezą publicystyczną.

I to jego daremne, rozpaczliwe miotanie się pomiędzy owymi martwymi już ludźmi-kukłami w eleganckich garniturach, sukniach, kolorowych strojach krakowskich, u stóp chochoła, przed drewnianą ścianą, która nagle odsuwa się odsłaniając dziwną, nieznaną przestrzeń - pokazuje, jakim przejmującym dramatem mogłoby dzisiaj być to kaliskie "Wesele".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji