Artykuły

Wielka Mistyfikacja

Minęły dwa sezony Romany Próchnickiej w Kaliszu. Trzeciego nie będzie - Romana Próchnicka wraca do Krakowa, a zespół w tzw. znakomitej większości, rozjeżdża się po kraju. Zanosi się na to, że we wrześniu na kaliskiej scenie nie ujrzymy kaliskich laureatów tegorocznych KST. Szkoda? Chyba jednak i mimo wszystko, tak. Zwłaszcza jednego: przedstawienia "Wesela" w inscenizacji Romany Próchnickiej i w wykonaniu prawie całego zespołu kaliskiego.

O kaliskim "Weselu" mówić warto z dwóch przynajmniej powodów: pierwszy, rzec można - zasadniczy - to fakt, że od czasu krakowskiej premiery każdorazowe wystawienie "Wesela" niezmiennie stawało się wydarzeniem, a powód drugi, to milcząco czynione założenie, że na "Wesele" mieć trzeba "pomysł". Owszem, bywały inscenizacje robione "po bożemu", w zgodzie z tradycyjną konwencją, były nawet próby odtwarzania inscenizacji premierowej (Rzeszów 1964 i Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie 1973). Te jednak przedstawienia, które przeszły do historii oparte były na oryginalnym pomyśle interpretacyjnym, choć czasem pomysły owe nie zyskiwały zrozumienia i aprobaty (np. Aleksandra Zelwerowicza w Teatrze Polskim w Warszawie 1922).

Romana Próchnicka wybrała propozycję odczytania "Wesela" opartą o interpretację Stanisława Lacka, krytyka młodopolskiego z początku stulecia. Interpretacja ta obciąża funkcją demiurga (albo raczej inscenizatora warstwy pozaanegdotycznej) Nosa ("...strasznie wiele odgaduję: tak po polsku coś miarkuję..."). Ale o tym - potem.

Na razie zwróćmy uwagę, że chyba nie bez powodu reżyserka zamknęła akcję w jednej tylko izbie, do której w każdej scenie wprowadza je dynie te postaci, które (szczególnie w akcie I i II) wieść mają dialog. Cóż ma z takie go zabiegu wynikać? Poetyka szopki? Czy może publicystyka, zmuszająca do skupienia się na tekście? A może jedno i drugie, czy raczej - jedno poprzez drugie...

Publicystyka "Wesela" Romany Próchnickiej, jest niewątpliwa. Reżyserka nie próbuje nawet wciągać nas w wir bronowickich zabaw nie zależy jej na tym, by "ta chata wydała nam się arcyprzyjemną"; muzykę, owszem słychać, lecz jakby z oddali i przytupu - nie uświadczysz. Wszystko, co odrywać by mogło uwagę widza od tekstu, skrzętnie jest usuwane, skrywane, ściszane. Bez żadnego wstępu, tuż po wygaszeniu świateł, gdy zaczyna się akt I i pada sakramentalne - "Co tam panie w polityce?"... wiemy, że uciech i figli tu nie będzie. Śledźmy więc słowa i gesty.

Aktorzy wchodzą na scenę parami lub pojedynczo. Pojawiają się na scenie li tylko po to, by wygłosić swoje kwestie, przedstawić racje i poglądy, nie zaś po to, by wziąć udział w akcji. Jeden Nos snuje się wśród tych par, wścibia nos (!), podsłuchuje, podgląda, ironizuje, kiwa głową cierpliwym zrozumieniem - miarkuje... Odkrywszy u Gospodarza niewykończony obraz z Wernyhorą: - Tum cię miał!... Dziennikarz - Adolf Starzewski reprezentuje postawę korespondującą z postawami "stańczyków" więc... - Wejść z nim w dyskurs, sprowokować! Poeta - Kazimierz Tetmajer, pichci dramę patetyczno-patriotyczną "Zawisza Czarny", chce w niej pokazać istotę i fenomen polskiego rycerstwa, chce wskrzesić czyn, więc... Cóż on może o tym wiedzieć? - Złamać by go... - Ukazać cały kosmos dzielący go od istoty tego zamiaru...

Wódki coraz więcej. Fantazji przybywa, atmosfera kołysze umysły rozpoetyzowanych mieszczuchów, gotowi są już poddać się nastrojowi, skłonni są do wzięcia udziału w każdej grze. Nos - Tadeusz Noskowski, znany wówczas krakowski malarz, już się zdecydował. On człowiek bohemy dobrze zna dzieje tragicznej miłości Marysi i młodego zmarłego malarza francuskiego. Czemu więc nie przeprowadzić próby generalnej na dziewczynie nieco sennej, zmęczonej i atmosferą wesela trochę roznamiętnionej. skłonnej do imaginacji i egzaltacji. Próba z Marysią udaje się, więc Nos na całego" zaczyna swą wielką Mistyfikację. Nie unika przy tym drwiny i okrucieństwa, by w scenie z Gospodarzem zostawić już wyłącznie drwinę i szyderstwo.

Cóż więc z ową publicystyką? Sądzę, że nie można mówić o jej treściach bez omówienia finału. Jasiek, chłopak prosty, w środku nocy oderwany od kielicha i weselnych uciech, ponosi najwyższe koszty narodowej fety. Prawda, zgubił złoty róg, prawda, droższa mu była czapka z pawich piór, ale przecież on jeden zrobił coś naprawdę - przemierzył na koniu całą okolicę, rozwiózł wici; on jeden odczuł autentyczny entuzjazm i zaraził nim chłopstwo. Mógłby machnąć na inteligenckie, pijackie rojenia ręką, mógłby nie odrywać się od butelki, mógł by wreszcie poswawolić na sianie "bo w ogrodzie zrosiło... Pojechał! Po powrocie zaś, zastaje gromadę niezdolną do czynu, duchem nieobecną, obcą, obojętną. Jego rozpacz jest prawdziwa, nie udawana, nie na pokaz, nie egzaltowana. Rozpacz i zawód.

Finał kaliskiego "Wesela" jest gorzki i przejmujący. Rozsuwają się ściany i postaci w rytm monotonnej, ale potężnej groźnej muzyki odchodzą w chocholim tańcu poza ich granice- Czyżby "wiatr historii"?

Jak się ma koncepcja roli Nosa - mistyfikatora oraz rozbudzonych przez niego postaci do tak pojętego finału? Gdyby nie Nos, wszyscy by sobie pokontestowali, wypili i rozjechali się do domów. Nos nadał całej sytuacji inny wymiar, co jednak ciekawe, - nie przewidział skutków swego żartu. Nie on również przy czynił się do zgubienia Złotego rogu, nie on uśpił uczestników wesela. Nos poruszył tylko mechanizm, który działać począł bez jego kontroli. Mechanizm, który jednak wcale nie musiał pracować na rzecz samounicestwienia, ale pod warunkiem, że z innego materiału byłyby wykonane jego części. Ten mechanizm zawiódł ze względu na swą konstrukcję i materiał, z którego zastał zrobiony. Toteż znika, unicestwia się, odchodzi. Może kiedyś... Kto jednak wówczas mechanizm uruchomi? I czy znów dla zabawy?

Wydaje mi się, że na jednej rzeczy zależało Próchnickiej szczególnie: na takiej właśnie interpretacji roli Nosa. Dymitr Hołówko zaś grał swą rolę w taki sposób, jak gdyby drżał ze strachu, iż ktoś go nie zrozumie. Owo "miarkowanie" Nosa i rodzę nie się całego planu mistyfikacji odbywa się tak ostentacyjnie, że nie ma chyba ni kogo, kto choć przez chwilę mógłby mieć wątpliwości co do znaczenia tej roli.

Aktorstwo w "Weselu" to zresztą problem osobny i przy znać trzeba - złożony. Spora ilość nagród dla aktorów podczas KST wskazywać by mogła na aktorstwo wybitne. Tak oczywiście nie jest. Osobiście odniosłem wrażenie, że młody zespół nie zrozumiał lub nie przekonał się do tego, co kazano mu na scenie zagrać. Ale, ba! Romana Próchnicka nie miała do dyspozycji żadnych alternatyw, zaś "Wesele", w takim kształcie, grać było można teraz lub nigdy.

Publicystyka starzeje się prędko. To, co czytelne dziś, z czasem traci ostrość. Zagrali więc ci, którzy byli. I rzecz paradoksalna: pełnym blaskiem zalśniły tylko te role, które tworzą dla publicystyki obyczajowe i anegdotyczne tło, zaś postaci, na których, spoczął cały niemal intelektualny ciężar "Wesela" - wypadły blado: Poeta (Igor Mielczarek) i Dziennikarz (Marek Skup) zlewały się w jedną postać o wspólnych cechach i... kłopotach z interpretacją tekstu, Gospodarz (Maciej Grzybowski) grał Macieja Grzybowskiego grającego Gospodarza, zaś Pan Młody który wiele robił, by uwiarygodnić się na scenie, z upiorem popadał w sztubackość, a to nie to samo co Rydlowa święta naiwność i sztuczna prostota. Pan Młody zupełnie nie dorósł do tego, by ukazać mu się mogło widmo hetmana Branickiego, jemu ukazać się mógł co najwyżej święty Mikołaj! Wreszcie - publicystyka wymaga dobrych lektorów; ci aktorzy, na których barkach spoczął główny ciężar - zawiedli.

Chochoł w tym "Weselu" wystąpił. Podkreślam to, bo były już przedstawienia bez Chochoła i jeśli kiedykolwiek można było z niego zrezygnować - to właśnie w inscenizacji kaliskiej, dlaczego? Obecność słomianej pałuby w akcie II ocenić wypada jako pewną niekonsekwencję. Jeśli wszystko, co się w tym akcie dzieje, jest faktycznie organizowaną przez Nosa mistyfikacją - skąd tam Chochoł? Chyba, że przyjmiemy, iż to właśnie Nos przebrał się za Chochoła, co może mieć cechy prawdopodobieństwa. Jeśli jednak tak jest, po co użyto tu innego aktora (Janusz Grenda)? Wszak Nos nie ma z Chochołem żadnej sceny wspólnej... Nie raził za to Chochoł w finale, gdy komenderując Jaśkiem patronował "demobilizacji" pewny swych poczynań, rozwiązując niejako cały splot pragnień, nadziei i nie spełnień.

Słabe na ogół aktorstwo, niekonsekwencja z Chochołem. Co jednak powoduje, że przedstawienie to przejdzie do historii kaliskiej sceny, a być może również do dziejów scenicznych samego dramatu?

Kropką nad "i" jest oczywiście finał, ale aura spektaklu przez całe trzy akty pozo staje niezmiennie atrakcyjna. Przedstawienie (poza udziałem w nim Chochoła) jest na wskroś przemyślane, scenografia, mimo, że oszczędna, harmonijnie współgra z duchem reżyseria. Reżyserom, oczywiście, często nie udaje się od dać w pełni swego zamysłu - zdarza się i to wiemy. Odbiór jest zindywidualizowany i to jest również oczywiste. Nie zapominajmy jednak, że prezentowane dzieło sztuki posiada tropy, za którymi iść można i trzeba do celu, znacznie się doń zbliżając. W teatrze jest to szczególnie wyraźne. Splata się tutaj efekt pracy kilku twórców. Dzieło zasługuje na laur, gdy jego odbiorca, tu - widz, spójność tej pracy dostrzega w przesłaniu, gdy odnajdzie w tym przesłaniu własne (lub swego narodu) problemy i zrozumie je trochę lepiej, głębiej gdy zgodzi się na argumentację. To się Romanie Próchnickiej i jej zespołowi, mimo wszystko udało.

"Wesele" Stanisława Wyspiańskiego posiada bardzo konkretne miejsce w polskiej dramaturgii, i szerzej - w literaturze. Posiada również całkiem jednoznaczny kontekst historiograficzny. Wszystko w nim coś znaczy! Wystawienie tego dramatu wiosną 1982 roku znaczyć coś musi również. Znaczenie posiada sposób wystawienia i wybór interpretacji: komentarz do rzeczywistości? diagnoza? pamflet? Wydaje się, że wszystko po trosze... "Wesele" zamknęło dwa sezony pracy Romany Próchnickiej w Kaliszu. Był to mocny akord. Czy będę w błędzie jeśli stwierdzę, że - najmocniejszy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji