Artykuły

Rewia z perłami

"Rewia Szanujmy wspomnienia" w reż. Bohdana Łazuki w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Pisze Andrzej Molik w Kurierze Lubelskim.

Bohdan Łazuka, reżyser i gwiazda rewii "Szanujmy wspomnienia", której premiera odbyła się w piątek w Teatrze Muzycznym, skorzystał z konwencji show i osobiście przedstawił na jego zakończenie realizatorów i wykonawców. Wskazał m.in. orkiestron i rzekł do publiczności: - Proszę państwa, macie tu w Lublinie prawdziwy skarb, to orkiestra wspaniała!

Widownia słowa gościa z Warszawy przyjęła aplauzem, co zachęca do tego, żeby to od orkiestry zacząć próbę oceny rewii. Jacek Boniecki skompletował zespół fachowców i kieruje nim wyśmienicie. Nawet gdy ze sceny zawiewa nudą, a niestety, były takie momenty widowiska, słuchanie muzyki wykonywanej pod jego batutą jest czystą przyjemnością. Słyszy się poszczególne instrumenty, ale tworzą one fascynującą jedność. Okazało się przy tym, że i dyrygent, i muzycy świetnie się czują również w utworach jazzujących i odbieramy orkiestrę jak big-band wzmocniony rozbudowaną sekcją smyczkową. Szkoda tylko, że aranże bywają jednorodne. Te stworzone na miejscu przez naszych muzyków okazały się lepsze od przysłanych z nutami.

To orkiestra i dwie prawdziwe perły wieczoru pozwoliły cieszyć się mniej udaną, pierwszą, "przedwojenną" częścią rewii. Nowi soliści Muzycznego - może z wyjątkiem Tomasza Janczaka i momentami Renaty Drozd - najwyraźniej źle się czują w takim lekkim repertuarze. Lepiej wypadają "starzy" znajomi: Krystyna Szydłowską, bardzo sugestywna w piosenkach Ordonki, Agnieszka Kurkówna, szczególnie jako Ada, której nie wypada, i Jarosław Cisowski - chociażby w duecie z tą ostatnią w "Lady Be Good". Nawet gość z Niemiec, Nicole Tambur-ro nie zaimponowała, bo za bardzo w "Błękitnym Aniele" starała się przypominać Marlenę Dietrich. Ale na dwa momenty tej odsłony warto było czekać. Henryk Rutkowski, choreograf wręcz genialny, którego wkład w lubelską rewię trudno przecenić i który uważa, że Beata Kamińska jest najlepszą solistką baletu w polskich teatrach muzycznych, stworzy! dla niej przewspaniały układ w tangu "Jalusie", a ona zatańczyła go fenomenalnie. Próby spojrzenia na innych wykonawców z baletu kończyły się jednym -wzrok magnetycznie przyciągała ona, balerina, tancerka nad tancerki! Drugą ozdobą okazała się Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak. Niedawna partnerka Placido Domingo zaśpiewała swym fascynującym mezzosopranem utwór Gershwina "Człowiek, którego kocham" tak, jak największe gwiazdy Broadwayu, a może i lepiej.

W drugiej części, ze szlagierami od lat 50. po 70., rewia nabrała tempa, wykonawcy wspięli się na najwyższy poziom, Małgorzata Rapa rozhuśtała widownię "Małgośką", dołożył się b. dobry chór w zestawie kilku hitów Czerwonych Gitar i tak się już potoczyło. Swój ogromny, już wykonawczy, wkład miał Bohdan Łazuka w składance pięciu własnych przebojów, łączonej rymowaną opowiastką. I tak już było do wielkiego finału, po którym można było wracać do domu, nucąc ulubione kawałki spośród ponad 40, które zabrzmiały tego wieczoru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji