"Zawisza Czarny" w Krakowie. Publiczność pragnie wielkiej poezji
POTWIERDZIŁO to przedstawienie Juliusza Słowackiego pt. "Zawisza Czarny" w Starym Teatrze im. Modrzejewskiej. Widownia wypełniona do ostatniego miejsca - i to nie przypadkowymi, miejscowymi wycieczkami, ale krakowską publicznością różnych stanów i różnego wieku. Obserwowałem tę widownię, zaciekawienie dramatem i naprężenie uwagi wzrastające z każdą chwilą. Wielka poezja - czar i siła słowa twórcy "Zawiszy Czarnego" urzekała słuchaczy. Jest zasługą aktorów.
Postać Zawiszy - choć pokazana tylko we fragmentach niedokończonego dramatu - jaki pozostawił Słowacki - bardzo żywa i realna, materiał dla aktora wdzięczny. Dramat, ten grywany był w polskich teatrach i licznymi nawrotami, ale aktorzy nigdy nie silili się na jakieś "odmrażanie" tej postaci, a jest ona przecież bardzo głęboka i dramatyczna. Te cechy Zawiszy wykorzystał i pokazał w swojej grze p. Jerzy Przybylski.
Niewielu już widzów pamięta w tej roli najlepszych aktorów - Andrzeja Mielewiskiego, Karola Adwentowicza, Józefa Sosnowskiego. Nasuwa się porównanie z tymi krajami: p. Przybylski w grze swojej zadziwiająco połączył koturnowość gestu i słowa rycerza zakutego w zbroję, opromienionego sławą potęgi, ze swobodą i naturalnością człowieka bardzo "ludzkiego". Prowadzącą dramat była pani Halina Kwiatkowska. Szczęśliwi poeci, których wiersz może wygłaszać tak znakomita aktorka: w tej interpretacji było całe bogactwo pomysłów i nasi nastroju Słowackiego! Publiczność entuzjastycznie oklaskiwała uroczą artystkę. Laurą była pani Izabela Olszewska, podkreślająca i łącząca dwa zasadnicze elementy tej roli: siłę dramatyczną i wdzięk liryzmu. Bardzo piękną fragmentaryczną postać Lirenki stworzyła p. Romana Próchnicka.
Scena Manduły (grała ją p. Barbara Bosak) z Laurą miała siłę ekspresji, przypominającą nieśmiertelną w historii teatru polskiego Stanisławę Wysocką.
W programie teatralnym o postaci Zawiszy pisze prof. K. Wyka. Przytaczam parę jego uwag: "Polski Książę Niezłomny zginie bez większego sensu, właściwie nie wiadomo po co w czyjej sprawie, jak będzie odtąd w obyczaju ginąć w jego kraju. Ostatnie przyrzeczenia i zapowiedzi jego już nie wiadomo gdzie się rozgrywają - w obozie cesarskim czy na polach bitew drugiej wojny światowej." .
Cytuję te słowa tym chętniej, że w poemacie moim o Zawiszy Czarnym, pisanym oktawą w roku 1916 - (tłumaczonym później na obce języki) - rzucam tę samą myśl:
I zasię sądu dzień nastanie wtóry...
-----------------------------------
tam przed narodem mocen i ponury,
jak patron krwawe niosący orędzie,
Zaszumię wichrem i rozgorzę lico
i drogę wskażę miecza błyskawicą
I mnogo razy wrócą sądy krwawe -
i mnogo razy wrócę ja - syn wojny"
Przedstawienie krakowskie "Zawiszy Czarnego" zasługuje na pochwałę przede wszystkim dlatego, że pokazało nam dzieło sztuki zamknięte właśnie w tych fragmentach, pozornie luźno związanych, trudnych do powiązania w jakiś "ład dramaturgiczny", a przecież pełnych czarującego wdzięku.
Kierownikowi artystycznemu Władysławowi Krzemińskiemu, równikowi literackiemu - p. Henrykowi Voglerowi - reżyserowi p. Jerzemu Golińskiemu należy się chwała i uznanie za piękne i interesujące przedstawienie.