Artykuły

Zawsze kłamię

- Aktorzy żyją z zapożyczeń - mówi JAN NOWICKI. - Prawdy przez nich mówione są wątpliwe. Nauczyli się ich po drodze, skorygowali wśród słuchaczy. To, co ja mówię, to wypadkowa moich ról. Zresztą zawsze kłamię.

- Istota talentu aktora polega na uleganiu genialności słowa. Wnosząc swoją intelektualną bylejakość, ale i pewnego typu wrażliwość, fenomenalnie umie on zagrać wszystkie niuanse i mądrości tekstu. Ale ich do końca nie rozumie. Zadziwiające, że często tak prymitywni ludzie grają tak niezwykłe postacie

- Aktorzy żyją z zapożyczeń - mówi Jan Nowicki. - Prawdy przez nich mówione są wątpliwe. Nauczyli się ich po drodze, skorygowali wśród słuchaczy, którzy odsiali z tego głupotę. To, co ja mówię, to wypadkowa moich ról, wartość pozorna. Zresztą zawsze kłamię. - Mówiąc o Janku, można jedynie ratować się dowcipem - mówi Teresa Budzisz-Krzyżanowska. - Nie znosi on tonów serio, zarówno wtedy, gdy mówi o sobie, jak i o innych. Taki stosunek do świata bardzo mi się podoba, świadczy o inteligencji. W krakowskiej PWST studiowaliśmy na jednym roku. W szkole Janek był przedmiotem zainteresowań wszystkich dziewcząt, ale miał też wiele prawdziwych męskich przyjaźni. Bardzo często szokował nas swoim zachowaniem i prowokował. Już wtedy zauważyłam, że ma świetne pióro i mógłby być błyskotliwym literatem.

Jest jedną z najbardziej barwnych i cenionych postaci polskiego teatru i filmu. Urodził się w miasteczku Kowal na Kujawach. I tam ostatnimi czasy coraz częściej powraca. Przez wiele lat związany ze Starym Teatrem w Krakowie, gdzie występował w najwybitniejszych spektaklach Jerzego Jarockiego i Andrzeja Wajdy. Świetnie sprawdza się w kinie kostiumowym: Ketling w "Panu Wołodyjowskim" Hoffmana czy książę w "Magnacie" Bajona, a także w opowieściach współczesnych: choćby "Wielki Szu" Chęcińskiego.

- Nienawidzę komedii. Komedia mnie nie bawi, zdechłbym z nudów, czytając pismo satyryczne. Śmieszy mnie humor wplątany w prawdziwy dramat. Jedyny autor, przy którym śmieję się w głos, to Dostojewski. W samym przekładzie na polski pojawia się mimowolny dowcip. W "Idiocie" do ojca Nastazji Filipownej wpada facet w popalonej baranicy i mówi: "Panie hrabio, wszystko spłonęło, a i pańska małżonka raczyła spłonąć". A to jest napisane serio. Nie boję się być śmieszny, ale nie dano mi takich możliwości.

- W młodości jadał dziewczyny łyżkami, a na kaca pił zawsze wodę gazowaną Borjomi - wyznał przed laty recepcjonista warszawskiego hotelu MDM, w którym Nowicki lubił się zatrzymywać. - Janek bardzo łatwo nawiązuje kontakt z ludźmi - mówi Zygmunt Konieczny. - Zawsze powtarza, że mówić o sobie całą prawdę to śmiertelnie nudne. Potrafi rozmawiać z hrabią i ostatnim menelem. Przyciąga ludzi opowieściami pełnymi błyskotliwości i ironii.

Przez wiele lat cieszył się opinią donżuana. Gdyby jego młodość przypadła na czasy kolorowych czasopism, śledzących romanse gwiazd, byłby zapewne ich stałym bohaterem. Pytany o prawdziwego przyjaciela, bez wahania wymienia nazwisko Piotra Skrzyneckiego.

- Mam teraz 66 lat i z całą powagą mogę powiedzieć, że to było najważniejsze spotkanie mojego życia. To tak, jakbym spotkał siebie, tylko że dużo lepszego, ciekawszego, bardziej czułego i bardziej dowcipnego ode mnie. To była w najwyższym stopniu przyjaźń. Miłość jest dzika, nieokrzesana, nadaje się do nut, do wiosen. Jest odurzająca. Przyjaźń natomiast jest czymś nadzwyczajnym, bardzo męskim i szlachetnym. Bardzo wysoko ją stawiam jako architekturę uczucia. Wiąże się to z szeregiem anegdot. Gdybym miał porównywać miłość i przyjaźń, to w kontekście pana Piotra nazwałbym to tak: on kochał moje kobiety, ja musiałem z nimi sypiać. Nasze spotkania to było wzajemne przenikanie, rozmowa o rolach, które potem miałem zagrać, i tekstach, które miałem pisać. Pan Piotr ani nie grywał ról, bo go to nie interesowało, ani nie pisał, bo nie miał do tego cierpliwości. Ja zaś wykonywałem jedno i drugie, choćby po to, by mieć pieniądze na wódkę dla niego i dla siebie. Nie zdążył mi odpowiedzieć, co mi zawdzięcza. Zapytany przez dziennikarza, jakim jestem aktorem, rzekł, że formalnym. To niby komplement, ale nie do końca. Choć określenie zapewne bardzo trafne. Nigdy bowiem nie czułem się do końca aktorem, nie zaprzedawałem duszy diabłu. Kochałem ten zawód w takim stopniu, w jakim nim też pogardzałem. I on to wszystko tym swoim sprytnym żydowskim okiem dostrzegł.

Skrzynecki dodał jeszcze: jestem do niego przywiązany jak do bzu, a bzy lubię najbardziej.

Jest ojcem aktora Łukasza Nowickiego, od lat związany z Marthą Meszaros - wybitną reżyserką węgierską. Sam, grając w jej filmach, stał się ważną postacią kinematografii bratanków. Bardzo lubi podpatrywać ludzkie reakcje. Kiedyś w tym celu postanowił nawet wyrzucić przez okno sporą ilość pieniędzy.

- Całe życie słyszałem, że ktoś to robi, a nigdy nie mogłem zobaczyć. Raz więc wyrzuciłem z piątego piętra mnóstwo forintów i patrzyłem, jak ludzie udają, że nie zbierają, a zbierają. Jakiś Francuz, który był przy tym obecny, rzucił się do maszyny i ułożył wiersz. Najpierw odczułem satysfakcję, zupełnie jak po pierwszym kieliszku, potem pretensjonalność gestu oraz zwykły, tępy smutek, że mogłem za to kupić lodówkę albo garnitur. Ale po roku gest dojrzał jak stare wino i stał się mądry. Naturalnie jakieś pieniądze miałem. Mężczyzna nie może bowiem nie mieć na papierosy, wódkę i kochanki.

Od lat powtarza, że lubi grać rzeczy piękne i bulwersujące.

- Żeby ludzie protestowali i rzucali we mnie pomidorami. Lubię, jak mnie nie lubią. Wtedy chce mi się pokazać, że nie mają racji. Kiedy mnie kochają, chce mi się spać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji