Artykuły

Dariusz Majchrzak: Wierzę w marzenia a one mi się spełniają

Dariusz Majchrzak, aktor Teatru Polskiego w Szczecinie, gra w wielu przedstawieniach, ale można go też oglądać w filmach i serialach. Jestem człowiekiem, który wierzy w marzenia. Wiem. że to działa, bo się spełniają

Jestem człowiekiem, który wierzy w marzenia. Wiem. że to działa, bo się spełniają

Dariusz Majchrzak, aktor Teatru Polskiego w Szczecinie, gra w wielu przedstawieniach, ale można go też oglądać w filmach i serialach

Od jakiegoś czasu zacząłeś działać w Szczecinie z Fundacją Teatru Czwarte Miasto (zajmująca się produkcją przedstawień w różnych miejscach). Wkrótce będzie można zobaczyć wasze kolejne spektakle.

- Przed czterema laty założyłem w Gdyni fundację, która początkowo miała funkcjonować w Trójmieście. Po pierwszym sezonie zaczęliśmy grać w całej Polsce, a także poza jej granicami. Dwa lata temu przywiozłem do Szczecina nasze "trójmiejskie spektakle". Przecież tu mieszkam, pracuję, tu poznałem moją obecną partnerkę. Szczecin i jego mieszkańcy mają ogromny potencjał twórczy. To miasto bardzo ciekawie rozwija się pod względem kulturalnym i artystycznym. Przychodzą mi tu do głowy różne niesamowite pomysły. Moja dziewczyna, wśród wielu artystycznych talentów, świetnie sprawdza się także jako teatralny menadżer. Od dziecka kochała teatr, działała jako wolontariusz przy wielu wydarzeniach kulturalnych. To był dodatkowy atut, aby uruchomić szczecińską filię Teatru Czwarte Miasto. Porozumiałem się z Klubem I3muz i na początek zagraliśmy tam przedstawienia dla dzieci. Okazały się sukcesem. Nawiązałem też współpracę z Pleciugą i Teatrem Współczesnym.

Skąd się wziął pomysł na Szczecin. Trójmiasto wydaje się bardziej prężnym ośrodkiem kulturalnym.

- Jestem człowiekiem, który wierzy w marzenia. Do tej pory marzenia mi się spełniają. Wprawdzie, w najmniej oczekiwanych dla mnie momentach, ale jednak się spełniają. Więc marzę, bo to działa. W szkole średniej zacząłem tworzyć listę miast, do których chciałbym pojechać, Na tej liście, w pewnym momencie, znalazł się Szczecin. Gdy mieszkałem w Krakowie, pewien człowiek opowiedział mi swoją historię o Szczecinie. Opisał w niej to miasto tak pięknie, że Szczecin trafił na moją listę marzeń. To było w 1995 roku.

Ale wszystko zaczęło się w Krakowie.

- Po maturze nie zamierzałem zdawać do szkoły teatralnej. Chciałem zostać adeptem w teatrze, zrobić eksternistyczny dyplom aktorski. Uciekłem z Częstochowy, również przed wojskiem. Uciekłem do Krakowa. Kraków był pierwszym miastem na liście moich marzeń. Również w Krakowie zrodziło się marzenie o tym, aby kiedyś w Legnicy zagrać na scenie z takimi aktorami jak Bluszcz, Chabior, Sitarski. W Krakowie spotykałem wielu wspaniałych artystów. Jednym z nich był Edward Linde-Lubaszenko, który namawiał mnie do zdawania do szkoły teatralnej. W Krakowie poznałem także Marka Kalitę, aktora i reżysera. To on ostatecznie przekonał mnie do zdawania do PWST. Główny argument, był taki, że drzwi, które sobie pootwierałem nie będąc jeszcze aktorem, pozostaną dla mnie otwarte, jeśli skończę studia. Ja "chłopak z ulicy" wziąłem sobie te słowa do serca. Zdawałem do Krakowa i Wrocławia. Zrobiłem to też dla mamy, bo chciałem, żeby była ze mnie dumna. Okazało się, że Marek miał rację. Po drugim roku studiów debiutowałem tytułową, podwójną rolą Koli i Soni w Teatrze Polskim we Wrocławiu. "Czwarta Siostra" Janusza Głowackiego w reżyserii Agnieszki Glińskiej, miała swoją polską i światową prapremierę, w której grali najlepsi aktorzy tego teatru, m.in. Kinga Preis, Aleksandra Popławska, Igor Przegrodzki, Jerzy Schejbal.

Na festiwalu "Prowincjonalia 2005" we Wrześni za rolę Ryśka w filmie "W dół kolorowym wzgórzem" otrzymałeś nagrodę w kategorii największe odkrycie festiwalu.

- Ale w legnickim spektaklu zamieniliśmy obsadę, Przemek Bluszcz zagrał Ryśka, ja - księdza, mentora głównego bohatera. Z tym spektaklem w 2007 roku pojechaliśmy do Szczecina na festiwal Kontrapunkt. Tam zostaliśmy wyróżnieni jako zespół aktorski. To była dla mnie bardzo ważna nagroda. I pewnie kolejny powód mojego zainteresowania Szczecinem. A tak naprawdę - zawsze chciałem mieszkać nad morzem.

Tu Szczecin słabo wypada.

- Wiem, wiem, to jest żart. Zawsze jak się tutaj wychodzi z dworca, to się pyta, którędy nad morze. W międzyczasie zrealizowałem kolejne marzenie z listy, którym była nadmorska Gdynia. I wreszcie przyszedł czas na Szczecin. Szczecin to także prężny ośrodek teatralny, Teatr Współczesny, Opera na Zamku, Teatr Lalek Pleciuga i oczywiście Teatr Polski, w którym pracuję. Cieszy się on ogromną frekwencją i bogatym repertuarem, co było dla mnie dużym atutem, ponieważ jestem już zmęczony teatrami, które wykorzystują pozycję teatru publicznego, by robić sztukę dla sztuki, teatr prywatny, teatr dla wąskiej grupy ludzi, zapominając o pozostałej widzach, uznanych za głupców, bo skoro im się nie podoba, to znaczy, że się nie znają. Dla mnie mistrzostwem świata jest łączenie sztuki z komercją. To od zawsze była podstawa najlepszych przedstawień teatralnych w Polsce i na świecie.

Jeżeli chodzi o Teatr Polski, to masz okazję grać w spektaklach, którymi Teatr Polski może się pochwalić. "Mieszczanie". "Matki", "Bal manekinów". Wariacje Tishcnerowskie" i inne. Ale także w komedii Jokica "Kogut w rosole".

- Dyrektor Opatowicz opiera swój teatr na przeciwieństwach i różnorodności. Kabaret, farsa, spektakl muzyczny, komedia, dramat... to równorzędne formy teatralne. Może się to komuś podobać lub nie, ale daje to siłę temu teatrowi. W "Balu manekinów" odkurzona po latach sztuka Jasieńskiego świetnie się komponuje z hiphopową muzyką Webbera i rapowymi tekstami Łony. Jak mówię, że pracowałem z Łona, to wszyscy mi zazdroszczą. To jest intelektualista, on ma taki szacun w kraju, jak mało który raper. Może nie ma mnie w wielu przedstawieniach, ale z tych w których gram, jestem zadowolony. Ponadto mogę realizować plany, nie zawsze związane z tym miejscem, reżyserować, rozwijać swoją fundację, budować swój teatr.

Ale nie pracujesz tylko w Szczecinie, grasz w filmach, wyjeżdżasz, wracasz.

- Jestem trochę jak Cygan. Cały czas na walizkach. Nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu. Życie jest za krótkie, świat jest za duży, wspaniali ludzie są wszędzie. Uwielbiam poznawać, uczyć się, rozwijać. Kiedy jestem w jednym miejscu, czuję się stłamszony i ograniczony. Muszę wyfrunąć na chwilę, choćby po to, by odetchnąć i zatęsknić, żeby z perspektywy docenić Szczecin, a jednocześnie nie tracić tego miejsca. Ostatnio powoli wracam do telewizora, a właściwie postanowiłem na poważnie, medialnie zaistnieć na szklanym ekranie. Trochę się boję, bo jak wybierałem teatr, to ciągle dostawałem propozycje, a teraz, jak się zdecydowałem grać w serialach, to może się okazać, że mnie już nie chcą. Medialność daje film i serial. Przez lata ograniczałem przyjmowanie zaproszeń przed kamerę do minimum. Starałem się nie wypaść całkiem z obiegu, ale dla mnie zawsze najważniejszy był teatr. Serialowe przygody zdarzały się zazwyczaj z powodu pustki w portfelu. Niestety obecnie doszło do tego, że aktor w teatrze staje się atrakcyjny i pożądany dzięki zaistnieniu w mediach. Jeśli będzie tak dalej to teatralne gaże zmuszą nas wszystkich do traktowania pracy w teatrze jako hobby. Kocham teatr, ale jednocześnie, mimo wszystko, kocham też kino.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji