Artykuły

Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy

"Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina z Teatru Polskiego w Bydgoszczy na Festiwalu Boska Komedia w Krakowie. Pisze Fanny Kaplan na swoim profilowym blogu.

Bardzo ujmuje mnie to, że właściwa akcja spektaklu zaczyna się w nieco innym momencie, niż by się zdawało. Główną bohaterką "Żon stanu..." duetu Janiczak/Rubin jest Théroigne de Méricourt (Sonia Roszczuk), zapomniana działaczka Rewolucji Francuskiej, feministka walcząca o prawa kobiet, których akceptacja przyszła rewolucjonistom-mężczyznom z wielkim trudem, a właściwie to do niej nie doszło. Ale akcji nie rozpoczyna konfrontacja z Dantonem i Robespierrem, tylko rozmowa z matką bohaterki (Małgorzata Witkowska). Celne to i bolesne, bo walka o prawa kobiet powinna się zacząć we własnym domu, często-gęsto z trudem, bo z tymi, których kochamy, którzy mają wobec nas inne plany i nie dzielą naszych przekonań, a nawet wierzą, że lepiej i bezpieczniej by było, gdyby kobiety i mężczyźni funkcjonowali w dotychczasowych schematach. Od tej rozmowy, świetnie zagranej przez obie aktorki zaczyna się właściwa akcja - zryw kobiet walczących o swoje prawa, niekończące się dyskusje z Dantonem (Marcin Zawodziński) i Robespierrem (Roland Nowak).

Jest tu dużo ciekawych myśli i dużo smaczków. Oczywista i słuszna diagnoza, że w walce z patriarchatem ruch kobiecy powinien iść razem z mniejszościami seksualnymi. Kpina z próżnych mężczyzn, którzy wcale nie są mniej zajęci sobą i skupieni na wyglądzie zewnętrznym od kobiet. Postulaty feminizmu trzeciej fali z dostrzeżeniem wyzwań stojących przed kobietami z niższych klas społecznych (tu uosobionych w postaci świetnie zagranej przez Małgorzatę Trofimiuk), czy innego kręgu kulturowego (zrobiona na czarnoskórą Haitankę, na szczęście za pomocą peruki a nie blackface'a, Magdalena Celmer). Ale wszystko trochę tonie w przydługim, mocno publicystycznym tekście. I to są podstawowe mielizny, na które wpływa cały spektakl.

Nie chodzi mi nawet o sam tekst. Janiczak ma świetne pióro, które bardzo lubię. Jest przenikliwa, jest oczytana, jest ostra i bywa, że szarżuje bez trzymanki. Ale mało w tym teatralnej materii. Gdyby trochę pociąć niekończące się tyrady, byłoby lepiej. Jest nawet nieźle, kiedy Rubin dyskusje scenicznie ogrywa rekwizytem lub nieco przesadzonymi, ale doskonale przemyślanymi środkami. Tak jest w scenie, w której Danton i Robespierre wjeżdżają na scenę na wielkich mównicach, podczas gdy zbuntowane feministki stoją na balkonie nad widownią. Panowie mówią z piedestału, ich mowy są pełne frazesów, ale muszą jednak zadzierać głowy do góry. Kobiety mają głos tylko wtedy, gdy oświetlą je dwa reflektory, które unoszą stojący na scenie techniczni. Gorzkie to, bo świecą światłem odbitym od mężczyzn i stają się wtedy, gdy mężczyźni im na to pozwolą. Ale jest w tym drobna nadzieja - mównice są tandetne, zbite z dykty. Piedestał to wielkie nic, można go rozbić z łatwością, żaden to marmur czy inny szlachetny kruszec.

Takich smaczków jest trochę, niestety giną w natłoku słów. Ma się cały czas wrażenie - podobnie zresztą jak z Jelinek, którą uwielbiam w papierze, a w teatrze jakoś nie przepadam - że to jest rewelacyjny, ostry i gryzący tekst polityczny, który z przyjemnością bym przeczytała. Ale na scenie potrzeba mięcha. A mięcha w tym spektaklu jest niewiele.

Jest jedna scena, która jest wstrząsająca. Jedna z aktorek czyta cytaty wyświetlane na ekranie. Są to cytaty ze wszystkich mizoginistycznych wypowiedzi, które usłyszeliśmy w ciągu ostatnich paru lat. Słowa wypowiedziane przez Janusza Korwin-Mikkego, Rafała Ziemkiewicza, Pawła Kukiza, Donalda Trumpa, Magdalenę Ogórek, ba! Nawet Magdalenę Środę. Cytaty z publicznych wypowiedzi polityków, publicystów, hierarchów kościelnych, szefów szanowanych instytucji, profesorów uniwersyteckich - zarówno polskich, jak i zagranicznych. Znamy te słowa doskonale. Ale dopiero na widowni teatru zdajemy sobie sprawę z ich krzywdzącej siły, z tego, jak są podłe i poniżające. Aktorka czyta nieprzerwany ciąg obelg, słów, które deprecjonują, ustawiają w szeregu, bolą. Siedzimy na widowni, w której statystycznie ponad połowa obecnych to kobiety. Nie sposób negować fakt, jak wiele nienawiści i pogardy zawierają czytane cytaty.

Bywa, że zdarzają się drobiazgi. Scenki przenikliwe, a pozornie nieistotne. Kobieta z klasy pracującej, prowincjuszka ledwo wiążąca koniec z końcem, przed chwilą nabuzowana, płacze, że chce tylko wykąpać się w wannie, zjeść coś słodkiego, żeby ktoś ją przytulił. Pakują więc płaczącą do wanny, karmią czekoladą, przytulają. Tak właśnie radzimy sobie z gorzej sytuowanymi - zamiast naprawić instytucje publiczne, dostępność publicznej opieki nad dziećmi, służby zdrowia, edukacji, równości szans, raz na jakiś czas społeczeństwo łaskawie pozwala na chwilę fałszywie rozumianego luksusu, na moment kontrolowanej i jednak dość ubogiej konsumpcji. Ale te drobne scenki zalane są morzem gadaniny. Mądrej i przenikliwej, ale mało scenicznej. Dzieje się niewiele, więc im dalej, tym trudniej się skupić.

Nie jest to zupełnie nieudany spektakl. Ale jego ciężar jest zdecydowanie przesunięty na tekst i to jest jego głównym grzechem.

Aktorzy bardzo dobrzy, ale trzeba ze smutkiem przyznać, że mężczyźni mają więcej do grania niż kobiety. Uniformizacja kostiumów kobiecych fantastycznie pokazuje siłę wspólnoty, nie traci jej zróżnicowania, za to trochę grzebie role same w sobie. Kobiety mówią jednak jednym głosem i nawet jeśli pokazujemy różne oblicza feminizmu, a każda bohaterka jest z trochę innej bajki, trochę się to gubi. Aktorki wsadzone w jeden kostium tracą dużo ze swojej indywidualności. Widzimy po prostu Théroigne de Méricourt i morze kobiet, podczas gdy Danton, Robespierre, nauczyciel śpiewu i narrator/działacz lgbt są postaciami zarysowanymi ostrą i wyrazistą kreską.

Za najbardziej nieudany uważam jednak finał. Kobiety zachęcają widownię do wyjścia przed teatr. Ludzie biorą transparenty ze sobą i faktycznie większa część sali wychodzi wraz z aktorkami na szybką i "improwizowaną" demonstrację. Ale to się rozłazi. Nie ma w tej scenie gniewu. To nie jest wolność wiodąca lud na barykady (skądinąd opis tego obrazu rozpoczyna narrację). Wyprowadzenie widowni ma dla widza zawsze charakter ludyczny, o ile spektakl nie doprowadzi go do słusznego gniewu. Ludzie wychodzą ze śmiechem na ustach, traktują to jako zabawny teatralny "numer", równorzędny siadającym na kolanach męskich widzów tancerkom w spektaklu rewiowym. Ja wiem, wiem, że "Jeśli nie mogę tańczyć, to nie jest moja rewolucja", itd., ale cytat z Emmy Goldman można przywołać, jeśli spektakl bawi się tą koncepcją i zaznacza ludyczny charakter zrywu społecznego. Tego jednak w "Żonach stanu..." nie ma. Po prawie dwóch godzinach postulatów stawianych zupełnie serio przechodzimy do demonstracji, której nikt nie traktuje na serio. I nie wydaje mi się, żeby taka diagnoza była celem Rubina.

Więc mamy jedną scenę wstrząsającą, parę smaczków, słuszne postulaty, dobrze napisany tekst. Ale ginie to wszystko w natłoku słów, braku scenicznych działań, bo de facto aktorzy są tylko przestawiani z miejsca w miejsce - okrążają widownię, podają jej ręce, siedzą na balkonie, włażą na drabiny, stoją na wielkich, groteskowych mównicach, przynoszą wannę, wynoszą wannę, włażą do wanny, pokazują się w wyświetlanych projekcjach - no ale... działań prawie nie ma. I nie jestem pewna, czy Rubin właśnie to chciał nam powiedzieć. Choć trzeba przyznać, że gadanina i brak realnych czynów faktycznie są kulą u nogi każdej przemiany społecznej.

Strzałów nie będzie, bo jest tam parę fantastycznych rzeczy.

Ale zachwytów też nie, bo potrzebne są skróty, gubi się rytm, czasem gadanina jest nieznośna, a ostatnia scena jest kulą w płot.

**

//"Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy"//

Joanna Janiczak

reż. Wiktor Rubin

Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

Premiera: 29 października 2016

Spektakl obejrzany w ramach Festiwalu Boska Komedia w Krakowie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji