Artykuły

Chłopi

"Chłopi" wg Władysława Reymonta w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego z Teatru Powszechnego w Warszawie na Festiwalu Boska Komedia w Krakowie. Pisze Fanny Kaplan na swoim profilowym blogu.

Kto nie pamięta z dzieciństwa Smurfów, takich kiczowatych ludków w białych rajstopach i z czapką typu beanie, jak to się teraz modnie nazywa, na głowie, niech sobie powtórzy przed "Chłopami" Garbaczewskiego, bo się przyda. Niewykluczone, że tych Smurfów nie zdzierżycie. To też się przyda, bo pierwszy akt "Chłopów" też ciężko wytrzymać. Podobno jest jakaś nowa wersja Smurfów, ę-ą, pixar, te sprawy. Ja się nie znam, bo ja jestem stara baba i u nas w dzieciństwie były tylko Smurfy 2D, a i tak większość czasu spędzało się przed Mtv z telewizji satelitarnej. Jak ktoś już te Smurfy w dowolnej wersji zniesie, to niech zapamięta też ich domki-grzybki. To też się przyda, bo u Garbaczewskiego polska wieś to takie trochę futurystyczne grzybiaste szkielety. Grzyby są zresztą umieszczone na plakacie do rzeczonych "Chłopów" i to na pewno też ma znaczenie, chociaż nie wiem, czy takie, że Garbaczewski grzybki spożywał, czy też powieść jest mocno kwasowa, czy nie wiem, co. Aha, te grzyby na plakacie to wyglądają jak tzw. psiaki. Tutaj interpretację pozostawiam Państwu.

Mówiąc krótko, wchodzisz na salę i już od startu widzisz, że jest źle. Jest tym gorzej, że drugim skojarzeniem po Smurfach są plemniki ze "Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać" Woody'ego Allena. Tu już interpretacje mogą być różne. Może chodzi o płodność ziemi, płodność polskiej wsi, płodność, którą nakazuje Bóg w Biblii. Ale nie jestem pewna, bo jednak jakoś bardziej pasuje mi tu grzybowa-kwasowa. No i generalnie tak to wygląda. Do tego mamy Żydów. Żydzi też wyglądają jak plemniki, ale jak się o nich wspomni, to się ustawiają w gimnastyczną figurę i układają ręce w Gwiazdę Dawida. Takie figury gimnastyczne czyniły różnorakie żydowskie grupy sportowe i młodzieżowe od przedwojennych organizacji Bundowskich, przez syjonistyczne harcerstwo, po czasy powojenne, kibuce i diabli wiedzą, co jeszcze, bo pewnie i do dziś, jak ktoś spotka na Kazimierzu żydowską wycieczkę i powie: "O, Żydzi!", to się wycieczka układa w Gwiazdę Dawida. Tak już jest. Dodatkowo, nie wiedzieć czemu, Żydzi u Garbaczewskiego mówią po niemiecku: "Eins, zwei, drei". W jidysz jest podobnie, ale jednak inaczej. Ja rozumiem, że w Polsce świadomość na temat kultury żydowskiej jest żadna, ale żeby zaraz się tym chwalić?

No i tak ten pierwszy akt się niespiesznie rozwija. Ktoś (chyba biedny Andrzej Kłak, który w tym sezonie jest przez reżyserów strasznie poniewierany, chyba tylko Liber dał mu porządną i godną jego umiejętności rolę w "FUCK-u") chodzi w plandece w łaty i udaje krowę, Michał Czachor komentuje kabareciarsko kazanie księdza (drugi raz widzę na festiwalu Grzegorza Falkowskiego i znowu jest świetny!) i wszyscy mają zaciesz. Jeżdżą roboty a la marsjański łazik, są projekcje sypiącego śniegu i różne inne tego typu przeszkadzajki. O co Garbaczewskiemu chodzi, nie wiadomo, choć ogląda się to ładnie, bo plastyczne to jest. Szkoda tylko, że nic nie znaczy.

Poza tym Anna Ilczuk ma bardzo ciekawy, modny i performatywny występ, w którym mówi do widowni teoretycznym tekstem, żeby teatrologom zrobić dobrze. I tekst jest nawet fajny i ciekawy, tylko ni to przypiął ni przyłatał, bo mówi między innymi o kolonializmie (własnego ciała itd.) - no szkoda, że nikt nie załapał, że robienie z polskiej wsi Smurfów-plemników, a z polskich Żydów gimnastycznej Gwiazdy Dawida gadającej po niemiecku, to też jest kolonializm. Ale dobra, ja tam się nie odzywam, bo generalnie jestem psujem zabawy.

Żeby było bardziej performatywnie, a teatrologom było lepiej, Antek rąbie siekerą pisma Grotowskiego. I wszystkich bardzo to śmieszy. Ja też nawet w pierwszej chwili prychnęłam, bo jestem teatrolożką z wykształcenia, ale jednak jestem bardziej psujem i przestałam się śmiać, bo pomyślałam, że to są jakieś jaja z pogrzebu. Tutaj pozwolę sobie na mały wtręt osobisty: Drodzy młodzi twórcy. Ja rozumiem, że ciało obecne, artysta obecny, blablabla, performatyka, trzeba zarąbać siekerą Grota, ale... I've got bad news for you. Nie jesteście Mariną Abramović. Nie jesteście, nie byliście, nie będziecie. Nie ta skala, nie ta charyzma, nie ten geniusz, nie ta świadomość spektaklu/performensu (nota bene, wolę słowo spektakl, bo lubię Guy Deborda i co mi zrobicie?)

I tak by to wyglądało, gdyby nie to, że Garbaczewskiemu zdarzają się chwile geniuszu. I mówię to absolutnie szczerze. Co więcej, mówię to jako dotychczasowa, zdecydowana przeciwniczka teatru Garbaczewskiego.

Pierwszą sceną, która genialna nie jest, ale jest bardzo, bardzo dobra, jest poganianie Antka (wyśmienity, po prostu WYŚMIENITY Mateusz Łasowski) przez Hankę (Julia Wyszyńska). Antek ma szukać nowej roboty, pracować, tyrać i tak dalej, a Hanka go pogania. Mężczyzna wpada do swojej chałupy, ma chwilę na spanie, Hanka mamrocze w półśnie, że ma znaleźć pracę, on odpowiada: "No pójdę, pójdę, poszukam...", wychodzi z chałupy, pędzi do pieńka, rąbie siekierą Grotowskiego, wraca do chałupy i scena się powtarza. Z każdym nastaniem nocy gasną światła, z głośników wydobywa się głośny szept: "Noooooc!", z każdym nastaniem dnia ten sam głos mówi: "Dzieeeeń!" i światła na scenie rozjaśniają się. Powtarzana scena staje się coraz krótsza, grana w coraz szybszym tempie. W pewnej chwili Antek pojawia się w chałupie i natychmiast z niej wychodzi. Jest coraz bardziej spocony, umęczony, ledwo unosi siekierę. Jest to jeden z najbardziej pomysłowych i mocnych sposobów, aby pokazać trud i znój bohatera, jaki widziałam. Żre to znakomicie, mimo aspektu komicznego tej sceny.

Potem zachłysnęłam się romansem Antka i Jagny. To, co robi ta dwójka aktorów, przekracza wszelkie wyobrażenia. Tam jest i czułość, i pożądanie, i poczucie, że to zakazana miłość. Jagna jest dziewczęca i niewinna, ale jednocześnie cała wypełniona pragnieniem. Antek świata poza nią nie widzi, jest jak kompletnie ogłupiały. Scena "łóżkowa" - wspaniała. Garbaczewski gasi światła i pokazuje scenę na projekcji. Wiemy, że aktorzy są przynajmniej częściowo nadzy, widzimy ciemne zarysy ich ciał, ale ukrycie ich nagości dodaje tej scenie mnóstwo intymności. Inny reżyser już by tam ich rozebrał do rosołu i kazał paradować przed całą widownią, żeby pokazać, jaki jest nowoczesny. Nikogo by to nie zbulwersowało, bo mamy wiek XXI i tylko polski teatr jakoś wierzy, że jest w Stanach późnych lat 60., no i nic by z tego nie wynikało. Garbaczewski tego nie robi. Garbaczewski daje jasno do zrozumienia, że to jest jedyne, co z tej intymności może nam dać - leżące obok siebie w ciemności ciała zmęczone od miłości i szepty. Powiem krótko: Krzysztofie Garbaczewski, kajam się. Wieszam na tobie psy dość regularnie, bo czasem - umówmy się - bredzisz i to okrutnie, ale ta scena to jest coś fantastycznego. Niby nic nie widzisz, a powietrze jest aż naelektryzowane od energii tych dwojga.

Rozwala śmierć Boryny. Arkadiusz Brykalski w ogóle jest w tej roli świetny i ja generalnie bardzo lubię tego aktora, ale tutaj ujmuje mnie szczególnie, bo nie jest rozbuchanym, wkurzonym wujem z wąsem czy kolejną inkarnacją Kargula i Pawlaka, tylko - choć nie jest to wcale stary aktor - chłopem starym i zmęczonym. On tę starość gra. Jest zazdrosny, oczywiście, ucierpiał jego honor, dochodzi naturalnie do szamotaniny. Ale Brykalski gra tego Borynę tak, że jest w nim jakaś starcza niemoc. I przestaje dziwić, czemu Jagna zdradziła go z Antkiem, czemu to małżeństwo było złym pomysłem in the first place. A kiedy wożą Borynę na wózku i operator na wózku szwenkuje na jego ciało i kadruje do zbliżenia, ciągle na tym wózku się przemieszczając w tę i we w tę, to ta martwa twarz w czerni i bieli staje się jak portret nagrobny odpływający na łodzi Charona. Jest to wyśmienite! Tak pod względem plastycznym, jak i znaczeniowym.

Jednak za najpiękniejszą i najwspanialszą część tego spektaklu uważam sekwencję upadku Jagny - od jej obnażenia i kuszenia zakonnika, przez jej poniżenie i gwałt, po słynny wóz z gnojówką. Jagna jest u Garbaczewskiego po prostu wyśmienita. Od czwartku kocham się w Magdalenie Koleśnik! Serio! Ona jest i dziewczęca, i kobieca, delikatna i nieświadoma swojego czaru, a potem coraz bardziej rozbuchana. Jej seksualność wymyka się jej spod kontroli. Jagna taka, jak ją robi Koleśnik, to jest najgorszy sen faszysty-mizogina. To jest młodziutka kobieta, którą ogarnęło pożądanie i ona daje się temu ponieść całkowicie, bez trzymanki; ona odrzuca wszystkie bariery i idzie za pożądaniem ślepo, pozwala sobie na to, na co zawsze pozwalamy mężczyznom, a nigdy nie pozwalamy kobietom. Kiedy obnaża się przed zakonnikiem, jest w tym pożądaniu w jakimś sensie czysta i idealna. To nie jest kuszenie przez grzesznicę, to nie są wyrachowane zaloty. Ona jest całkowicie wyzwolona. I za to wyzwolenie wspólnota musi ją poniżyć i ukarać. Zatem Jagnę wywloką za kulisy, zza drzwi będą wystawały jej nogi i nogi oprawcy, który ją zgwałci (chapeau bas dla Garbaczewskiego za to, że nie pokazuje tego na scenie; nie chodzi o decorum, te "gwałcące" nogi oprawcy, na których opiera się ruch lędźwi i rozłożone bezładnie nogi Jagny są po prostu przerażające, chyba bardziej niż gdyby Garbaczewski pokazał gwałt na scenie). Następnie nagą Jagnę zawloką na środek wsi, rzucą ją na deski sceny, po czym kobiety wyciągną worki z ziemią do kwiatów i obsypią ją obelgami i tą właśnie ziemią. Jagna w tej scenie wyświetla się także na projekcji, widać jej twarz - całkowicie martwą, bo widać, że ona się już poddała, że to jest właściwie pusta skorupa; trup, chociaż żywy.

Poraża, absolutnie PORAŻA to, że w scenie intymnej Garbaczewski zgasił kochankom światła. A obnażył Jagnę przy sekwencji jej poniżenia. To jest przenikliwe, mądre, w zgodzie z obyczajowością wsi. Prosty zabieg, a jak mocny! Reżyser ma mój dozgonny szacunek!

Cała ta sekwencja niszczy mózg! Nie pociekły mi wprawdzie łzy, do tego jeszcze Garbaczewskiemu daleko. Ale miałam ciary od początku do końca. Zważywszy na moją bardzo nieudaną przeszłość z teatrem Garbaczewskiego, to już jest dużo.

Nie wiem tak naprawdę, co tu się podziało. Skąd się to Garbaczewskiemu wzięło. Ten spektakl jest bardzo nierówny. Z czterech godzin faktycznie żre może godziny półtorej. Jest mnóstwo głupot, zwłaszcza na początku. Ale podziało się coś, co spowodowało, że w pewnym momencie Garbaczewski wyciągnął na scenie flaki. Prawdziwe teatralne mięcho, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej.

Modlę się zatem, chociażem niewierząca, alem z chłopa, Krzysztofie G., panie reżyserze, weź Pan się ogarnij i rób Pan taki teatr! Ja wiem, że te smurfy-plemniki to jest piękne plastycznie. I wiem, że to puszczanie oczek przy rąbaniu Grotowskiego może bawić. Ale to są głupoty. To nie jest litość i trwoga. A jeśli nie o to ma chodzić w teatrze, to o co? I tu nie chodzi o estetykę, bo ja jestem prosta kobita, mnie nie przeszkadza ani łazik marjsański, ani pleksi, ani jedzenie smalcu u Dudy-Gracz, ani blackmetal u Klaty (no dobra, przyznam się, że blackmetal to ja bardzo, ale to bardzo jestem na tak) - mówiąc krótko, dla mnie estetyka jest drugorzędna. Ktoś lubi łaziki i roboty? Niech się bawi w łaziki i roboty. Ale niech to będzie z sensem. Niech to będzie - niezależnie od tego, jakimi środkami - litość i trwoga. Ta sekwencja, Jagny wyzwolonej z okowów własnej płci i roli społecznej z nią związanej, co doprowadza ją do upadku; ta sekwencja - brutalnego poniżenia i poddania się ofiary, to najkrwistsze teatralne mięcho pierwszorzędnej jakości. I życzę niniejszym Krzysztofowi Garbaczewskiemu, by taki teatr robił zawsze. I mówię to ja. Ktoś, kto rok temu zwykł mawiać, że Garbaczewski jest na mojej szitliście.

Reasumując: strzałów nie ma. Na cztery godziny ok. 1-1,5 godziny totalnego zachwytu.

Trochę mało, mam niedosyt.

Ale to, co jest - szacun. Bardzo smerfne!

**

//"Chłopi"//

Władysław Stanisław Reymont

reż. Krzysztof Garbaczewski

Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie

Premiera: 13 maja 2017

Spektakl obejrzany w ramach Festiwalu Boska Komedia w Krakowie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji