Artykuły

"Wesele Figara" Mozata w wykonaniu działu operowego Filharmonii Warszawskiej

Likwidując operę przy ul. Marszałkowskiej, władze państwowe stanęły wobec dylematu, czy ma to być tylko likwidacją tego teatru, czy w ogóle Opery stołecznej. Skoro jednak władze zdecydowały się na jej prowadzenie w Warszawie, powzięły tym samym postanowienia o wielkiej doniosłości, może nie na "dziś", ale - powiedzmy - na "pojutrze". O ile bowiem obecny "dział operowy" będzie miał swe studium operowe i będzie prowadzony fachowo i poważnie, pozwoli nam to wnieść kiedyś jakiś artystyczny materiał ludzki w nowe mury Teatru Wielkiego i tu, dopiero ocenimy doniosłość faktu prowadzenia Opery choćby takiej, jaką na razie mamy.

Miejski teatr operowy zakończył w r. 1948 swą działalność wystawieniem "Uprowadzenia z Seraju". Filharmonia rozpoczyna obecnie aktywność swego działu od wystawienia "Wesela Figara". Tam Mozart zamknął sezon, tu Mozart go otwiera. O ile tam, grając Mozarta, popełniono grzech, o tyle tu popełniono tylko błąd, ale w obu wypadkach Mozarta raczej grać nie należało. Bo poco? Poco to forsowanie bardzo jeszcze młodego zespołu do śpiewania partii tak kunsztownych i tak stylowo trudnych? Skoro jednak nie zdołano przygotować na otwarcie sezonu opery polskiej, weselmy się i "Weselem" zwłaszcza, że - jak to zaraz zobaczymy - są do tego poważne powody.

Przede wszystkim podkreślić należy olbrzymi wkład pracy. Przebudowano salę "Romy", zmontowano wszelkie instalacje sceniczne, przemieniając salę i estradę w przyzwoity teatr.

Samą Operę wystudiowano niezwykle pracowicie i solidnie, a nawet, jak na; tak młode siły, więcej niż dobrze.

W partyturze Mozarta nie ma czołowej postaci, a raczej postaci tych jest wiele. Na 11 solistów śpiewa aż 5 sopranów w czym przynajmniej 3 (Hrabina, Zuzanna i Cherubin) są zupełnie równorzędnymi- co do ważności swych ról partiami. Wśród 4 bas-barytonów, Figaro i Almaviva stanowią znów partię czołowe, a jedynie 2 tenory (Basilio i Curzio) potraktowane są drugoplanowo.

W partyturze tej nie znajdziemy żadnych efektów wokalnych, pola do popisu w górnej skali głosu, wszystko jest, jak powiada w finale opery Figaro, "tranquillo e placido", ale zawiera tyle wewnętrznych trudności czysto muzycznych, tyle - charakterystyk postaci i tyle stylowości, że dopiero po podsumowaniu tych cech zrozumiemy wielką zasługę zespołu i równocześnie jego zupełnie usprawiedliwione braki.

Długo milczał dział operowy, ale gdy wreszcie, się odezwał, odezwał się głosem tak poważnym, że może za poważnym. Wystawił dzieło niebanalne i niekasowe, ale i trochę trudne zarówno dla siebie, jak i dla przeciętnego słuchacza.

Główne usterki wykonania, to nie dostateczna jeszcze dykcja -niektórych wykonawców, która mogła powodować niezrozumienie przez słuchacza zawiłości intrygi komediowej, brak pogłębienia charakterystyki ról i większego wczucia się w mozartowski styl. O wszystko to nie mamy do wykonawców pretensji, - podziwiamy raczej chęci, staranność i pracę, które dały bardzo składne przedstawienie opery z zupełnie prawdziwe go zdarzenia, tak wzorowego przygotowania zespołu nie widzieliśmy już dawno. Pewne szczegóły omówimy przy innej może okazji, ograniczając się dziś do zaznaczenia, że w rolach głównych występowali: Krystyna Brenoczy (Cherubin), Maria Dobrowolska-Gruszczyńska (Zuzanna), Joanna na Krysińska (Hrabina), Halina Stecka (Marcelina), Robert Sauk (Figaro), Bolesław Jankowski (Almaviva), Edward Pawlak (Bartolo) i Leopold Grzegorzewski (Basilio).

Stroną muzyczną kierował znakomicie Zygmunt Latoszewski ze spokojem, godnym wielkiej rutyny i wiary w pewność zespołu. Nic się nie chwiało, wszystko brzmiało należycie.

Reżyserem był Józef Munclingr z Narbdniho Divadla w Pradze, a przed 30 laty ceniony basista naszego Teatru Wielkiego. Reżyseria jego była prosta i trafna, na scenie panował wzorowy ład i porządek, wszyscy poruszali się, jak rutynowani aktorzy.

Wykonane we własnych pracowniach dekoracje i kostiumy: Jana Hawryłkiewicza również proste, skromne, lecz ładne i stylowe.

Chór (dyr. S. Nawrot) i balet (dyr. L. Wójcikowski), miały niewielką rolę, ale były bardzo dobre.

Nowe tłumaczenie tekstu w, wolnym przekładzie Aleksandra Rymkiewicza na ogół udane.

Oświetlenie sceny - doskonałe.

Gratulujemy debiutującemu zespołowi wstępnych wyników pracy, na ciężkiej, lecz pięknej drodze, wiodącej do wielkiej tradycji Opery Warszawskiej, opery w stolicy Państwa.

Gratulujemy również dyrektorowi Filharmonii Zalewskiemu i kierownikowi działu Brégy'emu i życzymy wszystkim, aby nie sięgając za wysoko potrafili stale utrzymać ten poziom, jaki zdołali nam zaprezentować, bo podwyższenie tego poziomu przyjdzie z czasem samo.

Bravo a tutti!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji